Rozpowszechniły nam się repliki. Najpierw prezydent Gdańska uparł się, że brama Stoczni Gdańskiej musi wyglądać tak, jak przed rokiem 1989 – a więc z wielkim napisem przypominającym, że jej patronem jest (choć chyba już byłym?) Włodzimierz Iljicz Lenin.
Teraz media przyniosły informacje o kolejnej replice – otóż w sklepach Adidasa sprzedaje się koszulki reprezentacji Polski w piłce nożnej, będące kopią tych z mistrzostw świata w roku 1974. A więc – z peerelowskim orłem bez korony. Wedle oficjalnych tłumaczeń Adidas sprzedaje taką koszulkę, bo obecnej nie może, gdyż produkuje ją Nike. Możliwe, ale jednocześnie nietrudno sobie wyobrazić, że nie wszyscy wiedzą, jak wygląda dziś godło Polski...
Ale nie o tym chciałem napisać. Domyślam się, że w obu przypadkach zadziałały sentymenty. Prezydent Paweł Adamowicz, urodzony i wychowany w Gdańsku, ma wciąż przed oczyma udekorowaną kwiatami strajkową bramę stoczni z wielkim nazwiskiem Lenina, którą widział jako 15-latek. Podobnie jest pewnie w Adidasie, gdzie komuś nadal śni się Grzegorz Lato zdobywający koronę króla strzelców w RFN w 1974 roku.
Nie miałbym nic przeciwko temu, aby koszulka Laty z tamtych lat wisiała na jakiejś wystawie. Pewnie zresztą gdzieś wisi. Nie widzę też problemu, aby eksponować zdjęcia stoczni sprzed 1989 roku, a nawet i – jak proponował niedawno Piotr Skwieciński – aby dawny wygląd bramy przywrócić na parę dni przy okazji rocznicowych obchodów.
Jednak skóra aż mi cierpnie, gdy wyobrażam sobie, że w peerelowskich koszulkach Adidasa teraz biegać będą nastolatki na Orlikach, a może parę sztuk kupią sobie na pamiątkę i zabiorą do domu zagraniczni kibice, którzy za parę dni przyjadą na Euro. Słabo mi się też robi na myśl, że do bramy stoczni pielgrzymować mogą młodzi lewacy, aby zrobić sobie zdjęcie pod nazwiskiem Lenina – współtwórcy zbrodniczej ideologii, która wraz z nazizmem została zakazana w polskiej konstytucji.