Do metek „Made in China" zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale chiński w publicznych szkołach? Klasy o profilu chińskim? Na razie brzmi to egzotycznie, ale za chwilę być może i do tego trzeba będzie przywyknąć. Bo Chiny dbają nie tylko o gospodarczy prymat. Coraz mocniej popularyzują swoją kulturę i nauczanie języka. Także nad Wisłą.
Nauka chińskiego z kserówek podniszczonych, angielskich podręczników? To już nie te czasy. W krakowskim Instytucie Konfucjusza, czyli chińskim odpowiedniku hiszpańskiego Instytutu Cervantesa, niemieckiego Instytutu Goethego czy brytyjskiego British Council, stoi wysoka na dwa metry szafa wypełniona po brzegi jeszcze pachnącymi farbą książkami. Że do chińskiego, nie ma wątpliwości, tytuł na grzbiecie jest napisany chińskimi literami.
Ale podręczniki są przystosowane do uczenia Polaków, polecenia, opisy są w naszym języku. Czyżby Chińczykom opłacało się wydawać książki specjalnie dla Polaków? – W tej chwili jest taki trend, by przygotowywać materiały dydaktyczne do nauki chińskiego w różnych językach, a nie tylko w angielskim. To dużo lepsze rozwiązanie – tłumaczy Małgorzata Krzyśko z Instytutu Konfucjusza.
W biznesie i w weekendy
To nie koniec ciekawostek, jakie można zobaczyć w krakowskim Instytucie. W wypełnionej książkami bibliotece stoją rzędy nierozpakowanych pudeł. A w nich książki, które przyszły w darze z Chin, w tym roku było ich aż 5 ton. Wszystkie do rozdania tam, gdzie naucza się języka chińskiego. Krzyśko wyciąga z magazynu ilustrowany słownik chińsko-polski dla dzieci, jeden z tych, które przyszły w pudle z Chin. Pięknie wydany, na kredowym papierze.
Do niego magiczne urządzonko wielkości cyfrowego dyktafonu. Wystarczy dotknąć obrazka, a maszynka wypowie chińską nazwę przedmiotu przedstawionego na obrazku. Potrafi nawet odpytać ucznia czy zrobić quiz. Nie tylko dzieci lubią ten słownik, wielu dorosłych też chciałoby go mieć, bo ułatwia naukę chińskiej wymowy – mówi Krzyśko.
Ale 5 ton chińskich książek to tylko wierzchołek góry lodowej. Chiny robią naprawdę wiele, by propagować swoją kulturę i zachęcić obcokrajowców do uczenia się ich języka. Coraz chętniej także w Polsce.
Choć to kamienica w centrum Krakowa, można się poczuć prawie jak w Państwie Środka. Na okiennych szybach naklejone chińskie wycinanki, w biurze chińskie lampiony, książki, figurki i rozmowy toczące się po chińsku. Przy zlewie pędzelki i butelka atramentu, na stole cieniutki papier z wymalowanymi chińskimi znakami.
Tylko plakat namawia po polsku: „Masz już certyfikat z angielskiego? Czas na chiński. Kursy dla początkujących, dla zaawansowanych, chiński w biznesie, kursy weekendowe". Semestr nauki kosztuje tysiąc zł. Kursanci, którzy najlepiej zdają testy, mogą liczyć na zniżkę. Zajęcia w grupie dla dzieci w wieku od sześciu do dziewięciu lat to koszt 300 zł. Ale Instytut Konfucjusza to nie tylko lekcje języka chińskiego. Jego celem jest także przybliżanie kultury Chin. Stąd konferencje, warsztaty robienia latawców, kurs chińskiej kaligrafii, wspólne świętowanie chińskiego nowego roku czy „Poranki z Pandą", czyli specjalne zajęcia dla najmłodszych, na których mogą nie tylko poznać kilka podstawowych słów, ale też dowiedzieć się, jak wygląda chiński dom, ogrody, garderoba.
Uczą się tradycyjnych chińskich zabaw. Zamiast popularnego berka jest „Stary orzeł łapie kurczaki". A dzieci do zabawy nie brakuje. Na zajęcia przychodzi zazwyczaj około 30 najmłodszych.
Instytut Konfucjusza organizuje także egzaminy na certyfikaty z języka chińskiego. Z bezpłatnymi lekcjami języka wchodzi nawet do szkół i przedszkoli.
Krakowska placówka Instytutu nie jest jedyną. Wyrastają one w Polsce jak grzyby po deszczu. Są tworzone przy uniwersytetach i we współpracy z nimi. – To dlatego, że Chińczycy bardzo cenią sobie edukację, zależy im na wymianie studentów i naukowców, a związanie się z uniwersytetem w innym kraju bardzo to ułatwia – mówi Krzyśko.
Swoje oddziały Instytut Konfucjusza ma już we Wrocławiu, Poznaniu i Opolu. Choć polska strona partycypuje w kosztach, zapewniając zazwyczaj siedzibę i zakwaterowanie chińskich lektorów, to instytuty finansują Chińczycy. Z chińskich danych z końca 2010 roku wynika, że na świecie działają już 322 instytuty Konfucjusza i 369 klas konfucjańskich, czyli ośrodków tworzonych nie na uniwersytetach, ale przy szkołach. W Europie jest 105 instytutów i 82 klasy.