Dyskretny urok Konfucjusza

Chińskiego w Polsce uczą się już nie tylko studenci sinologii, ale też uczniowie, a nawet przedszkolaki. Wszystko dzięki cichemu, ale potężnemu wsparciu władz komunistycznych Chin

Publikacja: 07.07.2012 01:01

Do metek „Made in China" zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale chiński w publicznych szkołach? Klasy o profilu chińskim? Na razie brzmi to egzotycznie, ale za chwilę być może i do tego trzeba będzie przywyknąć. Bo Chiny dbają nie tylko o gospodarczy prymat. Coraz mocniej popularyzują swoją kulturę i nauczanie języka. Także nad Wisłą.

Nauka chińskiego z kserówek podniszczonych, angielskich podręczników? To już nie te czasy. W krakowskim Instytucie Konfucjusza, czyli chińskim odpowiedniku hiszpańskiego Instytutu Cervantesa, niemieckiego Instytutu Goethego czy brytyjskiego British Council, stoi wysoka na dwa metry szafa wypełniona po brzegi jeszcze pachnącymi farbą książkami. Że do chińskiego, nie ma wątpliwości, tytuł na grzbiecie jest napisany chińskimi literami.

Ale podręczniki są przystosowane do uczenia Polaków, polecenia, opisy są w naszym języku. Czyżby Chińczykom opłacało się wydawać książki specjalnie dla Polaków? – W tej chwili jest taki trend, by przygotowywać materiały dydaktyczne do nauki chińskiego w różnych językach, a nie tylko w angielskim. To dużo lepsze rozwiązanie – tłumaczy Małgorzata Krzyśko z Instytutu Konfucjusza.

W biznesie i w weekendy

To nie koniec ciekawostek, jakie można zobaczyć w krakowskim Instytucie. W wypełnionej książkami bibliotece stoją rzędy nierozpakowanych pudeł. A w nich książki, które przyszły w darze z Chin, w tym roku było ich aż 5 ton. Wszystkie do rozdania tam, gdzie naucza się języka chińskiego. Krzyśko wyciąga z magazynu ilustrowany słownik chińsko-polski dla dzieci, jeden z tych, które przyszły w pudle z Chin. Pięknie wydany, na kredowym papierze.

Do niego magiczne urządzonko wielkości cyfrowego dyktafonu. Wystarczy dotknąć obrazka, a maszynka wypowie chińską nazwę przedmiotu przedstawionego na obrazku. Potrafi nawet odpytać ucznia czy zrobić quiz. Nie tylko dzieci lubią ten słownik, wielu dorosłych też chciałoby go mieć, bo ułatwia naukę chińskiej wymowy – mówi Krzyśko.

Ale 5 ton chińskich książek to tylko wierzchołek góry lodowej. Chiny robią naprawdę wiele, by propagować swoją kulturę i zachęcić obcokrajowców do uczenia się ich języka. Coraz chętniej także w Polsce.

Choć to kamienica w centrum Krakowa, można się poczuć prawie jak w Państwie Środka. Na okiennych szybach naklejone chińskie wycinanki, w biurze chińskie lampiony, książki, figurki i rozmowy toczące się po chińsku. Przy zlewie pędzelki i butelka atramentu, na stole cieniutki papier z wymalowanymi chińskimi znakami.

Tylko plakat namawia po polsku: „Masz już certyfikat z angielskiego? Czas na chiński. Kursy dla początkujących, dla zaawansowanych, chiński w biznesie, kursy weekendowe". Semestr nauki kosztuje tysiąc zł. Kursanci, którzy najlepiej zdają testy, mogą liczyć na zniżkę. Zajęcia w grupie dla dzieci w wieku od sześciu do dziewięciu lat to koszt 300 zł. Ale Instytut Konfucjusza to nie tylko lekcje języka chińskiego. Jego celem jest także przybliżanie kultury Chin. Stąd konferencje, warsztaty robienia latawców, kurs chińskiej kaligrafii, wspólne świętowanie chińskiego nowego roku czy „Poranki z Pandą", czyli specjalne zajęcia dla najmłodszych, na których mogą nie tylko poznać kilka podstawowych słów, ale też dowiedzieć się, jak wygląda chiński dom, ogrody, garderoba.

Uczą się tradycyjnych chińskich zabaw. Zamiast popularnego berka jest „Stary orzeł łapie kurczaki". A dzieci do zabawy nie brakuje. Na zajęcia przychodzi zazwyczaj około 30 najmłodszych.

Instytut Konfucjusza organizuje także egzaminy na certyfikaty z języka chińskiego. Z bezpłatnymi lekcjami języka wchodzi nawet do szkół i przedszkoli.

Krakowska placówka Instytutu nie jest jedyną. Wyrastają one w Polsce jak grzyby po deszczu. Są tworzone przy uniwersytetach i we współpracy z nimi. – To dlatego, że Chińczycy bardzo cenią sobie edukację, zależy im na wymianie studentów i naukowców, a związanie się z uniwersytetem w innym kraju bardzo to ułatwia – mówi Krzyśko.

Swoje oddziały Instytut Konfucjusza ma już we Wrocławiu, Poznaniu i Opolu. Choć polska strona partycypuje w kosztach, zapewniając zazwyczaj siedzibę i zakwaterowanie chińskich lektorów, to instytuty finansują Chińczycy. Z chińskich danych z końca 2010 roku wynika, że na świecie działają już 322 instytuty Konfucjusza i 369 klas konfucjańskich, czyli ośrodków tworzonych nie na uniwersytetach, ale przy szkołach. W Europie jest 105 instytutów i 82 klasy.

Przedstawiciele Instytutu Konfucjusza przyszli na zebranie dyrektorów – wspomina Andrzej Karaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 w Poznaniu. – Akurat kilka dni wcześniej w ręce wpadł mi artykuł o tym, jaką politykę kulturalną prowadzą Chiny w Afryce. Byłem pod wrażeniem, dlatego chętnie zgodziłem się na współpracę, i to jako jedyny w Poznaniu.

Chińskiego uczą się u niego i gimnazjaliści, i licealiści. Szkoła została wyposażona przez Instytut Konfucjusza w podręczniki, słowniki, pomoce do nauki. – Na początku były to tylko lekcje dodatkowe, dla chętnych, ale razem z Instytutem opracowaliśmy program na poziomie A1 i teraz chiński jest jednym z języków do wyboru dla uczniów – opowiada dyrektor poznańskiej placówki.

Dziwactwo czy inwestycja

Chętnych nie brakuje. W gimnazjum i liceum chińskiego uczy się ok. 40 uczniów. W minionym roku dyrektor postanowił pójść za ciosem i zorganizował dodatkowe zajęcia dla dzieci z podstawówki. – Są zachwycone. Z relacji rodziców wiem, że w drodze do domu recytują poznane słowa, witają i żegnają się po chińsku. Znają już około 60 znaków. Przy 300 będą mogły zacząć się porozumiewać na podstawowym poziomie – wyjaśnia Karaś.

Tam, gdzie chiński jest w programie szkolnym, a dzieci uczą się na oceny, to szkoła zatrudnia lektora. Dodatkowe lekcje w podstawówce finansuje Instytut Konfucjusza, dla uczniów są darmowe.

Bezpłatne zajęcia z chińskiego prowadzone przez lektorów Instytutu są też m.in. we wrocławskim niepublicznym przedszkolu „Król Maciuś". – Chiński mamy od sześciu lat, uczą się go już trzylatki – mówi Barbara Majewska, dyrektorka przedszkola. – Na początku to nauka przez zabawę, oprócz przyswajania podstawowych słówek dzieci poznają także chińską kulturę i zwyczaje – wylicza.

Co o lekcjach chińskiego myślą rodzice przedszkolaków? Część uważa, że to nieszkodliwe dziwactwo, ale jest spora grupa, która śledzi postępy dzieci z zainteresowaniem i traktuje to jako inwestycję w przyszłość – mówi Majewska. Zaznacza, że choć chiński nie jest łatwym językiem, dzieci szybko go przyswajają. W związanej z przedszkolem niepublicznej szkole Leonardo da Vinci uczniowie podeszli w tym roku do międzynarodowego egzaminu z chińskiego. – Poszło im bardzo dobrze. Zdały z wynikiem 90 proc. Byliśmy zbudowani – chwali pani dyrektor.

Zaproszenie od Hanbanu

Chiński jest coraz popularniejszy w Krakowie. W szkole nr 12 jest klasa o profilu chińskim. W XVI LO przez dwa lata chiński był językiem dodatkowym. Zainteresowanie było tak duże, że dyrekcja postanowiła dać uczniom możliwość wyboru chińskiego jako drugiego języka, po angielskim. Dla chętnych są dodatkowe zajęcia z geografii, historii, kultury Chin czy też z tai-chi. hińska polityka kulturalna nie kończy się na tworzeniu instytutów, prowadzeniu lekcji i wysyłaniu materiałów. – Państwo Środka poprzez szereg programów, m.in. stypendialnych, które wiążą się z wyjazdami do Chin na studia kierunkowe czy na naukę języka chińskiego, tworzy swego rodzaju sieć „emisariuszy" czy „ambasadorów" – tłumaczy Justyna Szczudlik-Tatar, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Te osoby poprzez pozytywne doświadczenia w Chinach patrzą na to państwo przychylnym okiem i być może zwiążą swoje przyszłe zawodowe życie z Chinami. Strona chińska chętnie zaprasza do siebie nauczycieli, dyrektorów szkół, studentów, często pokrywając część lub całość kosztów.

Kiedy Justyna Szczudlik-Tatar pracowała jako lektor języka chińskiego, dostała zaproszenie do Chin od Hanban – instytucji afiliowanej przy chińskim Ministerstwie Edukacji, odpowiedzialnej za promowanie nauki języka chińskiego wśród obcokrajowców, przygotowanie programów nauczania i materiałów dydaktycznych oraz nadzór nad instytutami Konfucjusza. – Prezentowano nam nowe podręczniki do nauki chińskiego oraz szereg innych pomocy dydaktycznych. Wszystkie koszty związane z tym wyjazdem były pokrywane przez stronę chińską, mogłam tam pojechać bez grosza – wspomina.

Także dyrektor Karaś został zaproszony do Chin na spotkanie dyrektorów z różnych krajów świata. – Pokazywano nam materiały do nauki, uczyliśmy się chińskiego. Poznałem przynajmniej kilka podstawowych zwrotów. Znam liczebniki, umiem się przywitać, zadać podstawowe pytania – wylicza Karaś. Dodaje, że także jego uczniowie mieli okazję odwiedzić Chiny. – W zeszłym roku wyjechało 38 osób. Finansowo pomógł Instytut Konfucjusza – informuje dyrektor. W tym roku jedzie kilka osób mniej. – Musimy pokryć głównie koszty przelotu. Wizę dostaliśmy po niższej cenie, a pobyt na miejscu Chińczycy zorganizowali nam bardzo tanio – wylicza.

Krakowski Instytut Konfucjusza przygotowuje się do letniego obozu w Chinach. Co roku wyjeżdża na niego grupka uczniów. W tym roku będzie ich dziesięcioro, w wieku od 12 do 18 lat – mówi Monika Król, która pojedzie z młodzieżą jako opiekun. Polscy uczniowie spotkają się w Chinach z rówieśnikami z różnych krajów.

Król pokazuje nam program wyjazdu: Chińczycy wszystko już zaplanowali. Będą lekcje chińskiego, warsztaty kulturalne i zwiedzanie chociażby Muru Chińskiego czy placu Tiananmen. Co roku atrakcją jest też możliwość spróbowania chińskich przysmaków. Dzieci bardzo to ciekawi – dodaje Król. Uczestnicy wyjazdu płacą tylko za przelot, reszta jest w gestii Chińczyków.

Katarzyna Gociek, która chińskiego uczy się na Uniwersytecie Śląskim, przyznaje, że studenci mają bardzo dużo możliwości wyjazdu do Chin, nawet jeśli nie dysponują sporą gotówką. Są stypendia miesięczne, roczne, dwuletnie (magisterskie) i dla doktorantów. – Mamy zapewniony pobyt w Chinach, nie musimy w zasadzie za nic płacić. Chińczykom chodzi o to, by jak najbardziej zachęcić młodych ludzi do uczenia się chińskiego – wylicza. Tych, którzy na naukę już się zdecydowali, przekonał fakt, że po jej zakończeniu mogą liczyć na dobrą pracę. – Skończyłam drugi rok nauki, a nasi wykładowcy mówią, że pracodawcy już chcieliby nas zatrudnić. Niestety, wciąż jeszcze za mało umiemy – mówi Katarzyna. Znając dobrze chiński, już w pierwszej pracy można się spodziewać pensji rzędu nawet

10 tys. złotych. Oblężenie sinologii

Zatrudnienie oferują firmy handlujące z Chinami, kwitnie też rynek chińskich tłumaczeń, a tłumaczy, zwłaszcza przysięgłych, wciąż brakuje. W zeszłym roku w pewnym mieście przez trzy tygodnie nie można było przesłuchać Chińczyka z braku tłumacza – opowiada Katarzyna i dodaje, że słono płaci się też za korepetycje z chińskiego. U native speakera to może być nawet 120 zł za godzinę.

Studenci pierwszych lat liczą sobie ok. 40–50 zł z godzinę.kąd zainteresowanie Chin Polską? – Jesteśmy częścią większej całości. Chiny prowadzą ekspansywną politykę kulturalną od końca lat 90. To, co się dzieje w Polsce, to element wielkiej machiny, jaką jest chińska dyplomacja kulturalna – wyjaśnia Szczudlik-Tatar. Dla Chin polityka kulturalna jest instrumentem polityki zagranicznej. Jej celem jest kreowanie dobrego wizerunku państwa i jego lepszego poznania.

Mao Rui, lektorkę chińskiego pracującą w krakowskim Instytucie Konfucjusza, nie dziwią wysiłki jej państwa. – Jeśli chcemy, by coraz więcej osób uczyło się naszego języka i poznawało naszą kulturę, to po prostu musimy im to ułatwiać – mówi.

Wygląda na to, że chińska polityka zaczyna przynosić skutki. Na sinologię na UW w tym roku jest 22 kandydatów na jedno miejsce, na Uniwersytecie Śląskim, który prowadzi studia tłumaczeniowe angielsko-chińskie, rok temu o jedno miejsce ubiegało się 15 kandydatów. W tym roku zainteresowanie też jest duże. Na poznańskim UAM w środę jeszcze przed zamknięciem rekrutacji na sinologię było 13 kandydatów na jedno miejsce.

Czy dzięki kulturalnej ekspansji przestaniemy postrzegać Chiny jako kraj, gdzie produkuje się tanie T-shirty i podróbki markowych produktów?

– Myślę, że to już się powoli zmienia. Wzrasta zainteresowanie Chinami. Wiele osób uczy się języka. Dawniej było to możliwe w ramach studiów sinologicznych tylko na Uniwersytecie Warszawskim i na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Dziś uczelnie, na których nie ma sinologii, proponują lektoraty z chińskiego prowadzone przez przygotowanych do tego zadania native speakerów i nie brakuje chętnych na te zajęcia – mówi Szczudlik-Tatar. – Ja nie narzekam na brak uczniów. Mam ich naprawdę dużo. Uczę zarówno w Instytucie Konfucjusza, na Uniwersytecie Jagiellońskim, jak i w krakowskich szkołach, które z nami współpracują – potwierdza Mao Rui.

– Chiny co roku wydają ogromne sumy na promocję swojej kultury – podkreśla dr Małgorzata Religa, kierownik zakładu sinologii na Uniwersytecie Warszawskim. I dodaje, że głównym celem Chin jest obecnie promocja kraju w USA.

Nad Wisłą to dopiero początek, ale w najbliższych latach najprawdopodobniej zostaniemy zalani chińszczyzną. I wcale nie chodzi o kurczaka w pięciu smakach.

Do metek „Made in China" zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale chiński w publicznych szkołach? Klasy o profilu chińskim? Na razie brzmi to egzotycznie, ale za chwilę być może i do tego trzeba będzie przywyknąć. Bo Chiny dbają nie tylko o gospodarczy prymat. Coraz mocniej popularyzują swoją kulturę i nauczanie języka. Także nad Wisłą.

Nauka chińskiego z kserówek podniszczonych, angielskich podręczników? To już nie te czasy. W krakowskim Instytucie Konfucjusza, czyli chińskim odpowiedniku hiszpańskiego Instytutu Cervantesa, niemieckiego Instytutu Goethego czy brytyjskiego British Council, stoi wysoka na dwa metry szafa wypełniona po brzegi jeszcze pachnącymi farbą książkami. Że do chińskiego, nie ma wątpliwości, tytuł na grzbiecie jest napisany chińskimi literami.

Ale podręczniki są przystosowane do uczenia Polaków, polecenia, opisy są w naszym języku. Czyżby Chińczykom opłacało się wydawać książki specjalnie dla Polaków? – W tej chwili jest taki trend, by przygotowywać materiały dydaktyczne do nauki chińskiego w różnych językach, a nie tylko w angielskim. To dużo lepsze rozwiązanie – tłumaczy Małgorzata Krzyśko z Instytutu Konfucjusza.

W biznesie i w weekendy

To nie koniec ciekawostek, jakie można zobaczyć w krakowskim Instytucie. W wypełnionej książkami bibliotece stoją rzędy nierozpakowanych pudeł. A w nich książki, które przyszły w darze z Chin, w tym roku było ich aż 5 ton. Wszystkie do rozdania tam, gdzie naucza się języka chińskiego. Krzyśko wyciąga z magazynu ilustrowany słownik chińsko-polski dla dzieci, jeden z tych, które przyszły w pudle z Chin. Pięknie wydany, na kredowym papierze.

Do niego magiczne urządzonko wielkości cyfrowego dyktafonu. Wystarczy dotknąć obrazka, a maszynka wypowie chińską nazwę przedmiotu przedstawionego na obrazku. Potrafi nawet odpytać ucznia czy zrobić quiz. Nie tylko dzieci lubią ten słownik, wielu dorosłych też chciałoby go mieć, bo ułatwia naukę chińskiej wymowy – mówi Krzyśko.

Ale 5 ton chińskich książek to tylko wierzchołek góry lodowej. Chiny robią naprawdę wiele, by propagować swoją kulturę i zachęcić obcokrajowców do uczenia się ich języka. Coraz chętniej także w Polsce.

Choć to kamienica w centrum Krakowa, można się poczuć prawie jak w Państwie Środka. Na okiennych szybach naklejone chińskie wycinanki, w biurze chińskie lampiony, książki, figurki i rozmowy toczące się po chińsku. Przy zlewie pędzelki i butelka atramentu, na stole cieniutki papier z wymalowanymi chińskimi znakami.

Tylko plakat namawia po polsku: „Masz już certyfikat z angielskiego? Czas na chiński. Kursy dla początkujących, dla zaawansowanych, chiński w biznesie, kursy weekendowe". Semestr nauki kosztuje tysiąc zł. Kursanci, którzy najlepiej zdają testy, mogą liczyć na zniżkę. Zajęcia w grupie dla dzieci w wieku od sześciu do dziewięciu lat to koszt 300 zł. Ale Instytut Konfucjusza to nie tylko lekcje języka chińskiego. Jego celem jest także przybliżanie kultury Chin. Stąd konferencje, warsztaty robienia latawców, kurs chińskiej kaligrafii, wspólne świętowanie chińskiego nowego roku czy „Poranki z Pandą", czyli specjalne zajęcia dla najmłodszych, na których mogą nie tylko poznać kilka podstawowych słów, ale też dowiedzieć się, jak wygląda chiński dom, ogrody, garderoba.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą