Średniowiecze: kolorowe i podzielone

Wojciech Fałkowski, historyk

Publikacja: 25.08.2012 01:01

Średniowiecze: kolorowe i podzielone

Foto: ROL

Skąd przekonanie, że średniowiecze to obciach?



Wojciech Fałkowski:

To chichot historii, który stworzył sinusoidę: wspaniała starożytność, potem mroki średniowiecza, wielki wykwit postępu w renesansie, upadek w baroku i tak dalej... To klisze, ale żyją.



Moja ulubiona gwiazdka Polsatu, kiedy słyszy o katoliku, piszczy z obrzydzeniem: „Fe, średniowiecze!". W szkołach ją tego uczono?



Stereotyp jest starszy, utrwalił się w czasach romantyzmu, gdzie był tłem do skądinąd pięknych opowieści o galopujących rycerzach i damach dworu czekających na swych wybranków.



Ciemnota, zacofanie, kołtuństwo i niedźwiedzie skóry – to obraz średniowiecza.



A ja bym powiedział: niebywała różnobarwność, bogactwo, koloryt. A do tego rozkwit nauki, uniwersytety, miasta, parlamenty i wiele innych elementów naszego dziedzictwa.



No to po kolei: średniowiecze to niesłychanie restrykcyjna, purytańska obyczajowość.



Oczywiście mamy bardzo surowe ruchy ascetyczne, w miastach procesje półnagich biczowników zadających sobie cierpienie dla odkupienia win własnych i cudzych. Na południu Europy bardzo silne było przeświadczenie o potędze diabła, które prowadziło wiernych do bardzo nabożnego, odrzucającego wszelkie pokusy życia, czego domagali się srodzy kaznodzieje jak słynny Savonarola.



Potwierdza pan wszystkie klisze.



Nie, bo choć to prawdziwy rys średniowiecza, to obok była też cała kultura dworska, kultura uwielbienia kobiety, przechodząca nad tymi restrykcjami do porządku dziennego. To była kultura lekka, dziś powiedzielibyśmy nawet: średniowieczna popkultura, odrzucająca ograniczenia i próbująca stworzyć atrakcyjny model życia codziennego.



Jak to wyglądało w praktyce?



Choćby tak, że rycerze twardo obstający przy rycerskich cnotach i wartościach chodzili razem na miód i oddawali się uciechom jak najbardziej doczesnym. Realne średniowiecze, jego obyczajowość, nie ma nic wspólnego ze stereotypowym, koturnowym modelem nieustannych wyrzeczeń.

Jakie więc było realne średniowiecze?

Tak jak powiedziałem: niesłychanie wręcz kolorowe, różnorodne, podzielone. Tu wszystko jest w ruchu, świat się nieustannie zmienia. A wie pan, co temu sprzyjało?

Pojęcia nie mam.

Brak wymogów paszportowo-wizowych, które wprowadziły czasy nowożytne. To, że nie można sobie swobodnie podróżować, to dopiero wynalazek XVI–XVII wieku. Wtedy migracje, transfery – czasem z głodu czy strachu przed wojną – były czymś naturalnym.

Stąd w Polsce pojawili się Żydzi.

Pierwszy handel z czasów polskiej państwowości prowadzili Arabowie i Żydzi, i ci drudzy zaczęli się w Polsce osiedlać. W XII wieku miały miejsce pogromy nadreńskie i zapewne wtedy rozpoczął się exodus Żydów na ziemie polskie, gdzie napływ ludzi i kapitału witano chętnie.

Żydzi osiedlali się w miastach.

Bo właśnie miasto jest innym dorobkiem średniowiecza.

Miasta, i to wielkie, były przecież i w starożytności.

Ale w wiekach średnich zostały wyodrębnione prawnie i kulturowo z całej okolicy. Dzisiaj rozumiane miasta powstały w XII wieku. Skądinąd prawo magdeburskie porządkowało przestrzeń nie tylko w sensie prawnym, ale także dosłownym, tworząc prostokątny rynek z ratuszem pośrodku.

I dlatego biedny Europejczyk jest zagubiony w mieście arabskim, bo tam jest bazar, ale nie ma rynku.

Ani ratusza i szachownicy ulic czy kościoła położonego w ulicy przy rynku. Tu przy okazji trzeba rozprawić się z mitem, iż postęp w miastach zawdzięczamy warstwom niższym, upośledzonym. Realny wzrost zawdzięczamy bowiem patrycjatowi.

Średniowiecznym Buddenbrookom?

To oni stanowili siłę napędową miast, ich ekspansji gospodarczej, politycznej, po prostu cywilizacyjnej. To patrycjat reprezentował świadomość niezależności miast, zabiegał o nią i jej bronił.

Stereotyp jest taki: po świetnych i jasnych czasach starożytnego rozkwitu nauk i sztuki świat ogarnęły mroki wieków średnich: żadnej nauki i kultury, panowanie analfabetów, rządy dzikusów.

Powiedzmy od razu, że to absolutna nieprawda. I wcale nie zapomniano o przeszłości i od pierwszych wieków średniowiecza istniała silna potrzeba odszukania wielkich przodków starożytnych, ich myśli.

Tak, a Karol Wielki podobno umiał pisać. Ale tylko podobno.

Jego biograf Einhard podaje, że ulubioną lekturą Karola było „Państwo Boże" św. Augustyna.

Co nie znaczy, że umiał czytać.

A, to całkiem możliwe, iż ktoś mu ową lekturę czytał.

Czyli audiobook na miarę ósmego wieku?

Tak, to prawdopodobne, że kazał swojemu audiobookowi odczytywać na przykład fragment o tym, jak mury bronią się przed naporem szatana. Ale uważam, że musiał umieć czytać. Może nie był w tym rzemiośle szczególnie wprawny, ale był to człowiek niezwykłej inteligencji, o ogromnym zmyśle politycznym z jednej oraz wielkiej potrzebie dopełnienia intelektualnego z drugiej strony.

Ale to jest regres, bo cokolwiek mówić o starożytnych, akurat byli oni wykształceni.

Jednak już za Karola szkoły powszechne obejmowały swym zasięgiem dziesięć procent populacji.

Świetnie, ale mówię o czym innym: ani Karol nie był przesadnie wykształcony...

... Z całą pewnością.

... Ani jego dwór taki nie był, ani on sam nie otaczał się intelektualistami...

To akurat nieprawda. Do niego przyjeżdżały największe umysły całej Europy, on też do nich jeździł. Od Anglii z Alkuinem do Akwilei z Paulinem i kilkoma innymi filozofami. Zachowała się korespondencja między nimi, gdzie Karol – zapewne dyktując – wymienia się myślami z tymi wybitnymi myślicielami.

Podsumujmy: po czasach, gdy od starożytnego władcy wymagano nie tylko umiejętności czytania, ale i ogólnej ogłady, przyszedł czas triumfu barbarzyńców. Takie są prawdziwe początki średniowiecza, mimo że pan profesor gorąco temu zaprzecza.

Nie zaprzeczam, zgadzam się, że upadek Rzymu przyniósł nie tylko regres, ale i pewną zapaść. To okres degradacji cywilizacyjnej i kulturalnej Europy, ale przecież nie trwało to przez całe średniowiecze!

A do kiedy?

Właśnie do Karola Wielkiego. Wtedy poprzeczka idzie zdecydowanie w górę.

Jakieś 300 lat z okładem.

Możemy nawet powiedzieć, iż to cztery wieki regresu i spadku poziomu. To się zmienia, gdy państwo karolińskie staje się uniwersalnym państwem zachodniej i południowej Europy. Z jednej strony mamy do czynienia z umiejętnie rozprowadzaną po całym terytorium władzą centralną, z drugiej – idącym za tym podnoszeniem poziomu edukacji i gospodarki. To wtedy powstaje kanał Men–Dunaj, ponad 20 kilometrów Fossa Carolina.

Ale rzekom nie kazał płynąć w górę, jak towarzysz Stalin?

Na to miał zbyt wiele zdrowego rozsądku.

To imperium dość szybko padło, zostało podzielone.

Wyczerpała się idea uniwersalna i powstały państwa narodowe, co jest jednym z elementów dorobku średniowiecza.

W rozwoju cywilizacyjnym swój udział mieli mnisi, choćby benedyktyni uczący chłopów w dolinie Rodanu uprawy winorośli.

Tak powstała cała Burgundia, co przyczyniało się nie tylko do zwalczania głodu, ale i rozwoju handlu. Postępowi gospodarczemu służył także rozwój struktury kościelnej: parafii i diecezji, bo to wiązało się z potrzebą zapewnienia stołu dla biskupa i kleru.

Bo trzeba było wyżywić kler?

Który się modlił, a nie pracował. Trójpodział z X wieku wyjaśniał, kto ma pracować, kto walczyć, a kto się modlić. Na tym polegała nowa, przyniesiona przez Kościół struktura społeczna, która formowała średniowieczną Europę.

Żeby wyżywić darmozjadów, pan i pleban musieli bardziej wyzyskiwać masy pracujące. To ów postęp?

Musieli lepiej zorganizować pracę, dążyć do postępu technicznego. To jeden z czynników, a drugim był rozwój ruchu monastycznego, powstawanie nowych klasztorów. Chodzi o to, że włości cysterskie i benedyktyńskie były bardzo dobrze zorganizowane, bo musiały przynosić dochód.

Miasta, kanały, szkoły – zgoda, ale to wszystko po kilkuset latach regresu. Nie kładzie się to cieniem na średniowiecze?

Faktem jest zapaść, którą przyniósł upadek Cesarstwa Rzymskiego. I odbudowa dorobku cywilizacyjnego oraz poziomu debaty intelektualnej zajęła kilka wieków. Ale z drugiej strony średniowiecze stworzyło uniwersytet. Idea wyższej uczelni powstała wtedy i właściwie w niezmienionej formie trwa do dzisiaj. To dorobek średniowiecza, bo przecież Akademia Platońska jako model nie przetrwała, a uniwersytet z XIII wieku tak.

Na czym polega waga tego dorobku, bo przecież nie na murach Sorbony, niczego panu, jej wykładowcy, nie ujmując?

Najważniejszy jest uniwersytet rozumiany jako sfera wolności intelektualnej i idące za tym prawo, a nawet obowiązek krytyki władzy.

Czemu władza fundowała sobie coś takiego?

To nie władza, to był ferment wewnętrzny, który zmuszał do tego władców. Nie mogli tego nie zrobić.

Jak to nie mogli? Mam fundować grupę zrewoltowanych młokosów, którzy wywrócą moją władzę? Chybabym na głowę upadł.

Aż tak daleko uniwersytety nie szły. Wystarczyło, że społeczność akademicka przyznała sobie prawo do oceny i krytyki władzy bezpośrednio i ostro. Zresztą dotyczyło to nie tylko władzy świeckiej, ale i tej ważniejszej – duchownej. Uniwersytety nie zawsze pokornie słuchały Rzymu.

Jaki był poziom na tych uniwersytetach?

Najprościej byłoby odpowiedzieć, że różny, bo często padały niektóre wydziały. Działo się tak, gdy odchodzili profesorowie, a w ślad za nimi uciekali studenci. Proszę pamiętać, iż studia wiązały się z dużymi nakładami finansowymi, czesne nie było małe, trzeba było samemu opłacić profesorów.

Kogo było na to stać?

Najbogatszych uczono w domach, a później – jako ludzie przeznaczeni do kariery – zdobywali doświadczenie przez podróże, kontakty z dorosłymi, udział w poselstwach. Na studia posyłał dzieci kler...

Kler?

Proszę pamiętać, że do XIII wieku posiadanie przez duchownych dzieci nie było niczym nadzwyczajnym, choć celibat już teoretycznie obowiązywał. Było to jednak prawo nowe i biskupie dzieci nikogo nie dziwiły. Oczywiście główną bazą rekrutacyjną byli jednak mieszczanie i zamożniejsi chłopi.

Chłopów było na to stać?

W XII czy XIII wieku tak się działo. Całkowitym mitem jest, że studia przeznaczone były wyłącznie dla dzieci elit.

To by tłumaczyło, skąd wśród średniowiecznych biskupów tylu chłopskich synów.

Ale od razu musimy zastrzec, że dotyczy to średniowiecza. W czasach nowożytnych to zasysanie dzieci chłopskich na uniwersytety zmniejszyło się albo w ogóle ustało.

Czyżby ciemne średniowiecze było bardziej postępowe niż odrodzenie?

(śmiech) Jeżeli tak to określać, to oczywiście.

A rozwój nauki? Wychowaliśmy się na filmach o Koperniku, gdzie kościelni dygnitarze utrzymywali lud w ciemnocie i tamowali rozwój nauki.

To oczywiście stereotyp, bo już w połowie średniowiecza istnieje silna potrzeba posiadania wykształconej kadry państwowej, i to zarówno wszelakich doradców króla, jak i ludzi z administracji. Potrzebni byli specjaliści od prawa, którzy biegle je opanowali, i tych ludzi już w XIV wieku na szeroką skalę kształciły uniwersytety. Administracja średniowiecznego państwa wymagała całych zastępów takich ludzi, których można było wysłać w poselstwo, pisać pisma.

Było to widać podczas polskich procesów z Krzyżakami.

Właśnie dlatego Kazimierz Wielki ufundował uniwersytet, bo potrzebował ludzi, którzy potrafiliby go wesprzeć w staraniach o utrzymanie państwowości. Żeby przeciwstawić się naporowi Zakonu Krzyżackiego z północy i Luksemburgów z południa, nie wystarczała tylko siła militarna. Trzeba było mieć także narzędzia dyplomatyczne, stąd jego parcie do stworzenia Akademii Krakowskiej.

Jak się zakładało uniwersytet? Skąd kadra?

To była największa trudność, ale najpierw trzeba było uzyskać zgodę papieża. Jak się już ją miało, trzeba było podkupić profesorów z innych uniwersytetów, by ich przynęcić do swej uczelni i namówić do osiedlenia w swym mieście.

Do Krakowa chcieli jechać?

W 1364 roku Kraków nie był taki dziki, był obiektem pożądania Luksemburgów. Przyciągnął profesorów z Włoch, Pragi.

Zostawmy już stereotypy. Jak chrześcijaństwo zdobyło Europę? W V  wieku  poganie łupią cesarstwo, a w VIII wieku chrześcijaństwo jest już wszędzie, oczywiście poza Wschodem, gdzie mieszkaliśmy na drzewach.

Chrześcijaństwo dawało jednorodne, atrakcyjne wytłumaczenie obrazu świata i to była pierwsza przyczyna. Drugą było to, iż w prosty i przekonujący sposób uzasadniało władzę. A w dodatku sposób ten pozwalał władzy zyskiwać prestiż.

Bo władza pochodzi od Boga?

To jest kluczowe przekonanie, które trwa jeszcze długo po  średniowieczu. Władza pochodzi od Boga, bo tylko on jest jej dysponentem i tylko to tłumaczy prawo do decydowania o losie innych.

I to już wyjaśnia, dlaczego ludy tak ochoczo przyjmowały chrześcijaństwo?

Powiedzmy od razu, że w większości przypadków ich entuzjazm był mocno ograniczony i trzeba go było wspomagać mieczem. Byli przecież przywiązani do swoich wierzeń.

Rozumiem, że chłopstwa nikt nie pytał o zdanie, a Mieszko nie miał wyboru, ale w VI–VII wieku? Atylla nie był bogobojnym chrześcijaninem, gdy łupił Rzymian. Po co kolejnym barbarom nowa religia?

Bogobojni byli za to misjonarze – mnisi, którzy swym przy- kładem, modlitwą i kazaniami przyciągali masy do tej religii i ideologii, bo za każdym razem tam, gdzie weszło chrześcijaństwo, zmieniała się w ciągu jednego, czasem dwóch pokoleń struktura społeczna i ideologia władzy. To był jeden ze sposobów rozprzestrzeniania chrześcijaństwa. Drugim był wspomniany już miecz – nowa władza, jej struktura i religia narzucane były siłą podczas podbojów.

Tego pierwszego sposobu, przekonywania, doświadczyły Anglia i Irlandia, gdzie chrześcijaństwo zapanowało drogą osmozy, takiego przenikania. Mieczem przekonał do chrześcijaństwa Sasów przez ponad 20 lat VIII wieku Karol Wielki. To była właśnie ewangelizacja mieczem w czystej postaci.

Skoro tak, to dlaczego upadło Imperium Rzymskie, jeśli miało tak atrakcyjną ideologię i religię?

Oczywiście dyskusja o upadku tego imperium trwa, odkąd ono upadło, ale możemy w uproszczeniu powiedzieć, że Rzym upadł, bo był jak dinozaury – za wielki. Był przerośnięty swą ambicją, wydatkami, strukturą państwa i jego niedostosowaniem do rozwoju społecznego. To powodowało jego niewydolność.

Mówi pan o Komisji Europejskiej?

(śmiech) Nie, ale kiedy granice Rzymu były przełamywane przez wielkie fale Germanów, południowych Słowian, którzy żyli poza limesem, czyli ówczesną strefą Schengen, to jego struktura państwowa okazała się bezradna. Nie potrafiła ani stawić temu ludzkiemu naporowi tamy, ani go zaabsorbować. No i wreszcie imperium dopadł kryzys celu – Rzym zaczął przeżywać bardzo poważny kryzys ideowy.

To takie istotne?

Często się wydaje, że ideologia jest czymś wtórnym, co jest błędnym rozumowaniem marksistowskim. Idea musi iść razem z rozwojem cywilizacyjnym, a nawet go wyprzedzać. Tylko wtedy ta machina państwowa działa efektywnie. W Rzymie to przestało działać.

Daleko odeszliśmy od chrześcijaństwa.

Religia czyniła też świat logicznym i zrozumiałym, dawała życiu sens. Uniwersalizm chrześcijaństwa polegał na tym, że tłumaczyło ono nie tylko okolice jednej wsi, przysiółka, jednego plemienia, lecz cały świat, także ten, który przychodził w wyniku handlu, ale i wojny. Także nagłe wypadki, jak pożar czy zaraza, stawały się możliwe do zrozumienia dzięki chrześcijaństwu.

Średniowiecze kończy się z XV wiekiem.

Wraz z epoką wielkich odkryć geograficznych i podważeniem pryncypiów średniowiecza. Pierwszym byłaby odczuwalna zawsze i wszędzie obecność Boga. Drugą zasadą średniowiecza było istnienie bezpośredniej więzi politycznej, prawnej i emocjonalnej między poddanym i monarchą. No i wreszcie istnienie prawa grupowego zakładającego, iż każdy człowiek ma swoje prawa przynależne osobie.

W takim razie z tych pryncypiów nie zostało nic.

Ale przetrwało zakorzenienie w historii, stworzenie z niej podstawy tożsamości. Żyjący na przełomie XI i XII wieku biskup Iwo, który stworzył z Chartres miejsce fermentu intelektualnego, powtarzał, iż „widzimy więcej i lepiej niż kiedykolwiek, ale tylko dlatego, że stoimy na ramionach olbrzymów, bo sami jesteśmy karłami". Chodziło mu o wielkich filozofów i uczonych starożytności, którą nieustannie odkrywano na nowo.

Uniwersytet, miasto z rynkiem – coś jeszcze zostało ze średniowiecza?

Przede wszystkim instytucje państwa, bo to w średniowieczu narodził się parlament jako instytucja stanowa reprezentująca poddanych. A poza tym obyczaje polityczne – niech pan zwróci uwagę, z jak wielką ekscytacją świat obserwował książęcy ślub czy królewski jubileusz w Anglii. Ale też smutniejsza strona egzystencji, czyli pogrzeby jako wielkie manifestacje polityczne, narodowe, mają swe korzenie w wiekach średnich. Kronikarz średniowieczny odnalazłby w pogrzebach Piłsudskiego czy Lecha Kaczyńskiego wiele znanych sobie elementów. Bo ze średniowiecza zostało nam znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać.

Profesor Wojciech Fałkowski jest mediewistą. Instruktor „Czarnej Jedynki", współpracownik KOR, w trybie karnym usunięty z UW, w latach 1977–1981 był szefem wydawnictw podziemnych Głos i Krąg.

W latach 2004–2005 przewodniczący zespołu przy prezydencie Warszawy Lechu Kaczyńskim ds. oszacowania strat Warszawy i jej mieszkańców w latach okupacji niemieckiej  1939–1945. Ostatnio opublikował m.in. „Wielki król: ideologiczne podstawy władzy Karola Wielkiego" oraz „Bruno z Kwerfurtu: osoba, dzieło, epoka"

Skąd przekonanie, że średniowiecze to obciach?

Wojciech Fałkowski:

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO