Mimo wielu zastrzeżeń ten pierwszy pasuje nam bardziej.
Kandydaci na prezydenta i ich akolici zarysowali w uproszczeniu dwa modele. W pierwszym państwo osłania obywatela: w tym celu może zwiększać wydatki publiczne oraz manipulować podażą pieniądza. W polityce zagranicznej stawia na współpracę z innymi potęgami, starymi – Europa i wschodzącymi – Indie, Brazylia, Rosja. Z Chinami zaś chce bezkolizyjnego współistnienia.
W drugim modelu obywatel jest samodzielny: aby mu ulżyć, państwo zmniejsza podatki i w konsekwencji redukuje wydatki publiczne, broni też zdrowych podstaw dolara i równowagi budżetowej, nie interweniuje w obronie „zbyt wielkich, by upaść". Za granicą z kolei Ameryka wraca do roli regulatora ładu światowego, dlatego liczy się z konfrontacją polityczną z Chinami i Rosją, wzmacnia sojusz z Europą oraz utrwala zachodnią strefę wpływów.
1
Jeśli chodzi o interes Polski, najważniejsze, by Waszyngton gwarantował nam bezpieczeństwo. Mieszczą się w tym między innymi utrzymanie wojsk USA w Europie, tarcza antyrakietowa, poważne traktowanie zobowiązań w ramach NATO, transfer technologii wojskowych, inwestycje w energetykę (gaz łupkowy).