Bajki dla dorosłych

- W Szwecji zastanawiamy się, czy w Polsce zostali jeszcze jacyś stolarze, bo można odnieść wrażenie, że wszyscy pracują u nas - mówi Camilla Läckberg, autorka bestsellerowych kryminałów

Publikacja: 27.10.2012 01:01

Bajki dla dorosłych

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Przez lata Szwecja uchodziła za socjalistyczny raj. Ojczyznę Abby, Ikei, Volvo i Astrid Lindgren, gdzie wszyscy żyją miło, długo i szczęśliwie. Jednak za sprawą fali popularnych kryminałów wizerunek pani kraju zaczął się zmieniać.



Camilla Läckberg:

Moi rodacy nie zdają sobie z tego sprawy. Ja zrozumiałam to, dopiero kiedy zaczęłam dużo podróżować po świecie. Nie wszystkim się u nas dobrze powodzi i nie wszyscy jesteśmy wysokimi blondynami. Szwecja jest również krajem ubóstwa, alkoholizmu, przemocy w rodzinie i przestępczości. Mamy te same problemy społeczne co inne nacje. Ale reszta świata dowiedziała się o tym chyba dopiero przy okazji szokujących zabójstw polityków: premiera Olofa Palmego i minister spraw zagranicznych Anny Lindh.



Ale jak się poczyta pani książki, które sprzedały się na świecie w 10 milionach egzemplarzy, albo innych popularnych autorów, takich jak Larsson czy Mankell, można dojść do wniosku, że Szwecja to ponury kraj zbrodniarzy i zwyrodnialców.



Ale jak się czyta Astrid Lindgren, można dojść do wniosku, że  w naszym kraju dziewczynki wypływają w rejsy z piratami jak Pippi albo latają jak Karlsson z dachu. My po prostu piszemy współczesne bajki dla dorosłych. Ma pan jednak rację, mówiąc o naszym ponuractwie. Mamy skłonność do depresji, jesteśmy zamknięci w sobie i brak nam optymizmu. To pewnie przez te długie, ciemne, północne zimy.



W książkach skandynawskich autorów znaczna część zbrodni motywowana jest niechęcią do imigrantów i rasizmem.



Na szczęście rzadko przybiera to tak dramatyczne formy jak w przypadku Andersa Breivika. Ale ponieważ takie rzeczy się zdarzają, tym bardziej trzeba być wyczulonym na wszelkie próby politycznego wykorzystywania ksenofobii. W naszym kraju jedna z partii parlamentarnych też sięga po ten oręż.



Kryminały w skali makro wpłynęły na wizerunek pani kraju, a w skali mikro pani cykl o pisarce Erice Falck i jej mężu policjancie Patriku Hedstroemie wykreował Fjällbackę na najstraszniejsze miejsce w Szwecji. Wychodzi na to, że w tym turystycznym miasteczku co druga osoba to przestępca albo psychopata.



Mankell coś podobnego zrobił z Ystad, Maria Jungstedt z Gotlandią. Mamy w naszym kraju kilka takich czarnych punktów.

Ale kontrast między sielankową Fjällbecką, kurortem, gdzie domy osiągają zawrotne ceny, a rozgrywającymi się tam okropnościami jest wyjątkowo mocny.

To właśnie mnie pociągało w pomyśle umieszczenia tam akcji kryminału. Poza tym Fjällbacka to dziura i wszyscy tam się znają. Ponieważ stamtąd pochodzę, wiem, że cały czas żyje się tam pod presją cudzych opinii, wszyscy są pod nieustającą obserwacją i ja ten element w swoich książkach wykorzystuję.

Jak mieszkańcy Fjällbecki zareagowali na wizerunek miasta, szwedzkiej stolicy zbrodni, który stworzyła pani w swoich książkach?

Bardzo się obawiałam, że się obrażą. Ale jest dokładnie na odwrót. Kiedy przyjeżdżam do Fjällbacki okazują mi sympatię, a niektórzy wręcz proszą, żeby to w ich wannie czy ogródku umieściła jakiegoś trupa. Nie bez znaczenia jest fakt, że do miasteczka przyjeżdżają turyści zainspirowani lekturą moich książek. Organizowane są nawet wycieczki śladami bohaterów powieści. Owszem Fjällbacka była od lat kurortem, ale ruch był tam tylko latem, dzięki sukcesowi cyklu o Erice Falck trochę się to zmieniło. Moje książki dają wręcz ludziom pracę. W miasteczku powstało nawet filmowe Studio Laeckberg. Niedawno rozpoczęto tam realizację dziesięciu pełnometrażowych filmów telewizyjnych i dwóch kinowych. To duży międzynarodowy projekt z udziałem telewizji szwedzkiej i francuskiej. Zresztą część zdjęć będzie kręcona w Polsce, bo pojawia się tam wątek obozów koncentracyjnych, do których Niemcy wysyłali mieszkańców Skandynawii. Przede wszystkim norweskich Żydów i żołnierzy ruchu oporu.

Z czego bierze się sukces skandynawskich kryminałów?

Przede wszystkim dobre rzemiosło. Na przełomie lat 70. i 80. wielkim sukcesem w całej Skandynawii stał się cykl o detektywie Martinie Becku małżeństwa Sjöwall i Wahlöö. Oni wyznaczyli wysokie standardy. I od nich zaczął się w Szwecji boom na kryminały. Poza tym nasz kraj budzi w świecie spore zainteresowanie. Mówi się nawet o szwedzkim cudzie gospodarczym. A przecież dobra literatura kryminalna powstaje w spokojnych i zasobnych krajach. Nikt nie pisze o zbrodniach tam, gdzie trwa wojna domowa. To dobrobyt sprzyja wymyślaniu takich historii.

Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że światowego sukcesu skandynawskich kryminałów nie byłoby bez Stiega Larssona. Jakie jest pani zdanie na temat jego sagi „Millenium"?

Henning Mankell uchylił drzwi cyklem o komisarzu Wallanderze, a Stieg Larsson otworzył je kopniakiem na oścież. Mnie jego „Millenium" bardzo się podoba, choć piszę zupełnie inne książki. Łączy nas tylko to, że w centrum wydarzeń umieściliśmy bohaterkę kobiecą. Dla sukcesu książek Larssona decydujące znaczenie ma to, że każda dziewczyna chciałaby być taka jak Lisbeth Salander.

No tak, kobiece bohaterki i autorki to cecha charakterystyczna skandynawskiego kryminału. Razem z pisarkami takimi jak Anne Holt, Karin Fossum czy Liza Marklund dokonała pani feministycznej rewolucji w tym męskim gatunku.

Wydaje mi się, że to odzwierciedla sytuację społeczną w Skandynawii, gdzie kobiety odnoszą sukcesy w najróżniejszych dziedzinach. To nas różni od większości krajów Europy, zwłaszcza południowych, takich jak Włochy. Podczas moich spotkań z włoską publicznością 90 procent pytań dotyczyło tego, że bohater mojej książki wziął urlop ojcowski po urodzeniu dziecka.

Ale z drugiej strony w tych kryminałach Skandynawia to piekło kobiet: mamy skrzywdzoną i zgwałconą Lisbeth Salander, u pani choćby w „Fabrykantce aniołków" ten wątek też jest mocny. Wychodzi na to, że nie tylko gatunek jest sfeminizowany, ale ma też feministyczne przesłanie.

Mnie interesuje opowiadanie ciekawych historii, nie staram się za wszelką cenę zaznaczać w powieściach swoich poglądów, ale je mam, więc mają je też moi bohaterowie. Ma pan więc rację co do tego, że szwedzkie kryminały, w tym również moje, często mają feministyczne przesłanie. Jeśli chodzi o to, co nazwał pan piekłem kobiet, to jednak dotyczy przede wszystkim przeszłości. W Szwecji wiele zmieniło się w czasie życia jednego pokolenia, generacji moich rodziców. Rówieśnice mojej matki najczęściej były gospodyniami domowymi, rzadko studiowały, nie robiły karier zawodowych. Kiedy w czasach szkolnych, raptem 30 lat temu, przychodziły do mnie koleżanki, to nie chciały z nami jeść obiadów. Bały się, że się otrują, bo gotował je mój ojciec.

To on zainspirował panią do pisania książek kucharskich, takich jak wydana właśnie w Polsce „Kuchnia z Fjaellbecki"?

Tak. Przygotowując je, korzystaliśmy z jego pomysłów. Niestety, nigdy potrawy nie wychodzą mi tak dobrze jak jemu.

W pani książkach, ale również u innych autorów często pojawia się też motyw nierozliczonej przeszłości, przede wszystkim koneksji Szwedów z nazistami w czasie II wojny światowej. Czy historia, którą spychano w kąt, ciąży nad pani krajem?

Zawsze szczyciliśmy się tym, że byliśmy neutralni, ale niestety coraz więcej wskazuje na to, że w jakimś stopniu współpracowaliśmy z hitlerowskimi Niemcami. Te nieprzyjemne dla nas fakty długo były odsuwane w cień, ale w końcu wychodzą na jaw. Cóż, bez rozliczenia przeszłości nie da się tworzyć przyszłości. Trzeba wyjmować kolejne trupy z szaf.

Czy szwedzki autor ma problem z polityczną poprawnością? Jest coś charakterystycznego np. w tym, że imigranci rzadko okazują się sprawcami przestępstw. Wymarzony zbrodniarz to wysoki blondyn urodzony w Szwecji, najlepiej z prawicowymi powiązaniami.

To prawda, że polityczna poprawność w jakimś stopniu krępuje Szwedom ręce. Mnie się wydaje, że ona dobrze pasuje do naszego narodowego charakteru. My marzymy o społeczeństwie bez konfliktów.

Czy w Szwecji literatura popularna, kryminał, ociera się o show-biznes? Pani wystąpiła nawet w „Tańcu z gwiazdami", pani życie prywatne budzi zainteresowanie prasy lifestyle'owej. Pani mąż jest znaną osobą, wygrał reality show „Wyprawa Robinson". Chodzą za panią paparazzi?

W Szwecji łatwo być gwiazdą, bo to nie jest wielki kraj, a popularność nie jest bardzo uciążliwa. Zupełnie nie przypomina to sytuacji w takiej choćby Anglii. Nikt nigdy nie czai się w ogrodzie, żeby mi zrobić zdjęcie. Owszem pojawiam się czasem w plotkarskich magazynach i ludzie rozpoznają mnie na ulicy, ale moi rodacy są bardzo powściągliwi, więc nie mam z tym wielkiego kłopotu. Oczywiście, jak wszędzie, jest u nas prasa brukowa, ale dopóki się nie zrobi czegoś głupiego, dają człowiekowi spokój. A ja nie mam zwyczaju tańczyć topless w barze. Prowadzę zwyczajne życie rodzinne... A teraz ja chciałabym panu zadać pytanie.

Tak?

W Szwecji zastanawiamy się, czy w Polsce zostali jeszcze jacyś stolarze, bo można odnieść wrażenie, że wszyscy pracują u nas.

Rynek usług stolarskich nie jest mi, niestety, bliżej znany.

Podobno w tę lukę weszli stolarze z Ukrainy. Ciekawe, kto zajął ich miejsca pracy? Może mieszkańcy krajów położonych jeszcze bardziej na wschód?

Zapyta pani o to na Ukrainie, kiedy pani książki zaczną tam odnosić podobne sukcesy jak w Polsce i wybierze się pani z wizytą do Kijowa.

Camilla Läckberg (ur. 1974) jest absolwentką Szkoły Ekonomii i Prawa Handlowego przy Uniwersytecie w Göteborgu. Po studiach pracowała jako ekonomistka, dyrektorka marketingu i product manager. Podczas kursu pisania kryminałów zaczęła pisać opowiadanie, które przekształciło się w jej debiutancką powieść „Księżniczka z lodu". Jej książki zostały przetłumaczone na kilkanaście języków. Głównym hobby pisarki jest gotowanie. Napisała książkę kucharską pt. „Smaki z Fjällbacki"

Przez lata Szwecja uchodziła za socjalistyczny raj. Ojczyznę Abby, Ikei, Volvo i Astrid Lindgren, gdzie wszyscy żyją miło, długo i szczęśliwie. Jednak za sprawą fali popularnych kryminałów wizerunek pani kraju zaczął się zmieniać.

Camilla Läckberg:

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą