Czego nie powiedział ci Janusz Molka?
Na pewno wielu rzeczy.
Aktualizacja: 03.11.2012 00:00 Publikacja: 03.11.2012 00:01
Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik
Czego nie powiedział ci Janusz Molka?
Na pewno wielu rzeczy.
Ciekawych?
O tym, jak głęboka jest jego wiedza, świadczą rzucane niby mimochodem nazwiska bardzo znanych autorytetów ze świata polityki czy mediów, które były współpracownikami SB, ale kupiły sobie nietykalność, idąc na współpracę z UOP.
Znasz te elektryzujące nazwiska?
Nie wszystkie, ale i tak nigdy ich nie ujawnię. Bardzo przepraszam, ale nie jestem szaleńcem.
Jasne, po co mamy potem znaleźć ślady trotylu na twoim volvo i słyszeć od prokuratora, że to ślady namiotu.
(śmiech) To nawet nie o to chodzi. Dobrze wiemy, że nie mam twardych dowodów i przegrałbym każdy proces. Jednocześnie on mi mówi, że gdyby w 1990 roku poszedł na współpracę z UOP, to dziś sam chodziłby od studia do studia telewizyjnego i pouczał: „Rymanowski, wy prowadzicie kraj ku przepaści!", tak jak kilku innych.
Wierzysz mu w to?
Że są tacy agenci? Oczywiście, tak samo jak oczywiste jest, iż nie opublikuję ich nazwisk. Powtórzę: każdy proces bym przegrał.
Są pytania, których nie mogę ci zadać, bo tak się umówiliśmy...
(śmiech) A co chcesz przez to powiedzieć?
Nic, ja tylko dzielę Polaków i podpalam kraj, bo moja przemiana była nieautentyczna.
No właśnie, sączysz jad...
Problem agentury w mediach, wśród dziennikarzy i biznesmenów działających na tym rynku ma jeszcze znaczenie?
Na szczęście coraz mniejsze, bo w sukurs przychodzi biologia. Mediami rządzi pokolenie czterdziestolatków, które nawet nie bardzo miało kiedy współpracować z SB. Choć są i tacy, tylko że agent agentowi nierówny.
Molka miał naturę prymusa, we wszystkim musiał być najlepszy. Bardzo przeżył to, że ze względu na zatrzymanie nie został asystentem na uniwersytecie, chciał wszystkim udowodnić, że jest kimś. I bardzo potrzebował dowartościo- wania, a pochwały przyszły z SB...
Co chcesz przez to powiedzieć?
Potrafię sobie wyobrazić agenta SB, który dał się przewerbować przez UOP, by jego teczka nie wyszła na jaw, a dziś sprawdza się świetnie w roli dziennikarza i od dawna jest martwym kontaktem nowych służb.
Podpowiada ci to wyobraźnia czy o czymś wiesz?
Mówię to na podstawie pewnych, choć nie własnych, doświadczeń (śmiech).
Czyli jednak wiedza. W twoich rozmowach z Molką wszystko było elementem gry?
Byłem przygotowany, że będzie mnie traktował jak obiekt, że będzie ze mną grał.
Kontakt Operacyjny „Rymanowski"?
Tego się spodziewałem, ale po jakimś czasie poczułem – może moja żona ma rację i jestem strasznie naiwny – że nie gra, że naprawdę chciał znaleźć kogoś, w kim ulokuje swój smutek. On rozpaczliwie szukał słuchacza do opowieści o swym strasznym życiu.
Jak on się właściwie nazywa?
Dobre pytanie: dziś Janusz Molka, ale urodził się jako Janusz Molke. Co ciekawe, w wielu esbeckich dokumentach funkcjonuje pod starym nazwiskiem.
W 1983 roku ten nauczyciel historii w gdańskiej szkole muzycznej...
...Notabene w jego klasie uczył się Leszek Możdżer.
...Zostaje zatrzymany przez SB. Dlaczego?
Jak wielu w tamtych czasach zajmował się konspiracją. Ile miałeś lat w 1982 roku?
11.
No, to znakomity wiek na młodego powstańca! Walczyłeś?
Starałem się, jak mogłem. Nosiłem zomowcom ciepłą herbatę.
A Janusz Molka rzucił się w wir pracy konspiracyjnej i kolportował podziemne wydawnictwa. Takie zaangażowanie przyszło mu tym łatwiej, że jeszcze w latach 70. miał kontakty z Aramem Rybickim i Aleksandrem Hallem, a w 1973 roku zatrzymano go za malowanie hasła „Precz z komuną" na gmachu SB!
Ale nie był działaczem z pierwszego szeregu.
Nie, choć jego nazwisko coraz częściej pojawiało się w tak zwanych sprawach obiektowych SB. Analizowali, kto rozrzuca bibułę w bibliotece PAN, i wychodzi Molka, sprawdzali gdzie indziej – też Molka. To wystarczyło, by go zgarnąć.
No i 31 maja 1983 roku przychodzą po 29-letniego Molkę do szkoły.
Znaleźli przy nim ulotki i zapakowali go na SB na Okopową w Gdańsku.
I tam ten wieloletni, dzielny konspirator łamie się ot tak? Niepojęte.
Nie ot tak! Nominalnie trwa jeszcze stan wojenny, za taką porcję bibuły można dostać kilka dobrych lat, dwa tygodnie wcześniej mordują Grzegorza Przemyka! A on ma w domu babiniec na utrzymaniu: żona, roczna córeczka, babcia, siostra... Ale masz rację, mnie też zastanawia, dlaczego tak szybko pękł, choć z drugiej strony ja siedziałem w 1987 roku tylko 48 godzin, wiedziałem, jak się zachować, ale naprawdę nie wiem, jak bym zareagował, gdyby mnie przycisnęli. Na szczęście nikt mi nic nie dawał do podpisania.
Jemu dali.
Więcej: wraz ze zobowiązaniem do współpracy kazali mu od razu napisać pierwszy donos. I mieli go w garści. Już nie mógł pójść do kolegów z „Solidarności" i powiedzieć: „Sorry, złamali mnie". Jego przyjaciel Jacek Jancelewicz został złapany w 1979 roku na Targu Węglowym i podpisał zobowiązanie do współpracy, ale następnego dnia powiedział o wszystkim Borusewiczowi i Tuskowi. Molka nie chciał się przyznać, bo sypał.
Jak to się stało, że ze skromnego kolportera został ważnym działaczem opozycji?
Przewoził bibułę na trasie Warszawa – Gdańsk, a po zwerbowaniu czuł się bezpieczny, nikt go nie zatrzymywał, nie wpadał, a potrafił wracać do Trójmiasta z wielkim plecakiem wypchanym książkami. Sam miał zresztą gigantyczną bibliotekę literatury niezależnej, był inteligentny, oczytany, a do tego sprawny i skuteczny, więc znajomi z podziemia kupili go jako konspiratora. A ponieważ miał coraz więcej coraz ważniejszych znajomych, to robił karierę także w strukturach SB. Oni szybko zobaczyli, że to perła, diament, facet, który ma predyspozycje, żeby być ubekiem.
Donosami na kogo wkupił się w ich łaski?
Największą szychą, na którą donosił, był Lech Kaczyński. To były czasy, gdy Borusewicz jeszcze się ukrywał, więc robotą konspiracyjną na powierzchni kierowali Kaczyński i Krzysztof Dowgiałło, późniejszy poseł OKP, autor słów do „Janek Wiśniewski padł". Molka odbierał od Kaczyńskiego pieniądze. Przy okazji opowiedział, że miał on reputację kryształowo uczciwego, więc czasami padał ofiarą mniej fundamentalnych współpracowników, którzy przekazując pieniądze na sam dół, potrafili sobie troszkę z tego uszczknąć, choćby marne 100 dolarów, które przy tamtym przeliczniku...
Molka o tym wszystkim opowiadał SB?
Tak, a jego pozycja jeszcze wzrosła, gdy naprowadził SB na salkę w jednym z kościołów, gdzie regularnie odbywały się tajne spotkania. Esbecja założyła podsłuch i każda narada była rejestrowana.
Kto jeszcze padł jego ofiarą?
Zaprzyjaźnił się z Janem Lityńskim, wypił z nim niejedną butelkę wódki i wymieniał się płytami. Donosił na historyka Andrzeja Paczkowskiego, nieżyjących Grażynę Gęsicką i Przemysława Gosiewskiego, otarł się o Wałęsę. Przyjaźnił się z Grzegorzem Biereckim, choć pan senator...
...I szef SKOK-ów...
...Teraz się tego wypiera. Systematycznie donosił na swych znajomych jeszcze z lat 70. – Halla, Borusewicza czy kolegę z liceum Arama Rybickiego.
Jak to się stało, że porządny człowiek, szczery antykomunista po 1983 roku przechodzi taką metamorfozę? Przecież mógł pozorować współpracę z SB, próbować się wyrwać, zająć dzieckiem zamiast konspirować...
Molka miał naturę prymusa, we wszystkim musiał być najlepszy. Bardzo przeżył to, że ze względu na zatrzymanie w 1973 roku nie został asystentem na uniwersytecie, chciał wszystkim udowodnić, że jest kimś. I bardzo potrzebował dowartościowania, a pochwały przyszły z SB...
To wystarcza?
Jak pijesz z esbekami, gadasz z nimi, dostajesz od nich premie, to zaczynasz patrzeć na świat jak oni. I tak zaczął postrzegać kolegów. Już nie widział w nich konspiratorów ryzykujących życie, walczących o wyzwolenie z pęt komunizmu, ale solidaruchów, małych złodziejaszków, męty biorące pieniądze od CIA. Z miesiąca na miesiąc ta wizja świata stawała się coraz bardziej jego.
I naturalnym krokiem prymusa SB było przejście na etat?
On doskonale poznał mentalność swoich oficerów prowadzących. Wiedział, że jako agent jest dla nich śmieciem, jest nikim i jeśli będzie trzeba, poświęcą go bez żalu. Widział też, że na jego donosach to inni robią kariery, wypływają, więc złożył wniosek o przyjęcie do SB.
I dostał niejawny etat.
I wciąż miał sukcesy w rozbijaniu Solidarności Walczącej, NZS, czym zwrócił uwagę Warszawy, a on bardzo chciał wejść do pierwszej ligi i przenieść się do stolicy. Pomogli mu szefowie z III Departamentu, załatwili mieszkanie w centrum Warszawy i formalnie pracę w wydawnictwie. Jego partnerem był tam inny tajny współpracownik Paweł Mikłasz, człowiek, który znał się dobrze z Adamem Michnikiem i całą elitą opozycji, a który dziś współpracuje z MSZ jako reprezentant stowarzyszenia zajmującego się pojednaniem polsko-żydowskim.
Ale to był koniec lat 80. Jest Okrągły Stół i co? Popłoch?
Skądże znowu! Zmienia się sytuacja polityczna, ale Molka jest pewien, że to tylko przepoczwarzenie systemu. Dlatego bez wahania w czerwcu 1989 roku angażuje się w kampanię wyborczą Jana Józefa Lipskiego do Senatu. SB chciało postawić na PPS, bo myśleli, że oni zastąpią PZPR, dlatego ta partia była tak zinfiltrowana.
Rząd Mazowieckiego musiał być dla Molki ciosem.
Dlaczego?! Spójrz, kto tam był szefem MSW – Czesław Kiszczak. A MON? Florian Siwicki. Tacy ludzie jak Molka byli przekonani, że wszystko jest pod kontrolą. Zmieniają nazwę III Departamentu? Proszę bardzo, ale zostają ci sami esbecy. Prawdziwe zmiany następują dopiero w połowie 1990 roku, kiedy powstaje UOP.
A Janusz Molka aplikuje do niego na raty.
Nie przystąpił do weryfikacji oficerów SB, bo – moim zdaniem – czuł, że może jej nie przejść. Ale pułkownik Król, były wiceszef III Departamentu, obiecuje mu, że jego teczka zostanie wyczyszczona. Molka więc zgłasza się do UOP nie jako esbek, ale jako opozycjonista, który chce dołączyć do takich ludzi jak Miodowicz, Niemczyk, Sienkiewicz...
To był jednak szczyt bezczelności.
Załatwia sobie świadectwo moralności od posła OKP, a później PC Czesława Nowaka, bliskiego znajomego Milczanowskiego, idzie do Milczanowskiego i Miodowicza, ale nie stawia się na kolejne spotkanie, bo się boi, że jednak wyjdą jego kwity. Wtedy zostaje doprowadzony. Na spotkaniu są Miodowicz, Brochwicz i Sienkiewicz i zaczyna się regularne przesłuchanie. Znaleźli jego teczkę, wiedzą o nim wszystko...
I tu następuje różnica w relacjach.
Ich zdaniem na tym się kończą rozmowy z Molką, ale on sam twierdzi, że go szantażują: oni go nie zdemaskują, ale zostanie tajnym współpracownikiem UOP. Proponują mu, by robił to samo, co robił dla SB, tyle że dla nich, a jak nie, to wynocha z mieszkania.
Miałby donosić na tych samych ludzi, teraz już polityków czy biznesmenów, demokratycznym służbom?
Właśnie tak! Molka twierdzi, że chcieli go umieścić blisko Lecha Kaczyńskiego, do którego nie mieli dojść.
To oznacza, że w III RP próbowano przenieść komunistyczny model funkcjonowania służb specjalnych.
Nie mam wątpliwości, że tak było. Miodowicz potwierdził mi, że przerejestrowywano agentów SB na współpracowników UOP.
Lepsze było to niż opcja zerowa?
Patrząc na obecny stan polskich służb specjalnych, myślę, że nic złego by się nie stało, gdybyśmy budowali je od podstaw. Trzeba było całkowicie zlikwidować ten spadek po komunie.
Przyznajesz rację Antoniemu Macierewiczowi, który tak robił z wojskówką...
A to już straszny grzech, prawda?
Wracając do Molki. Nie został agentem UOP. Twierdzi, że był już innym człowiekiem.
Gdyby mu zaproponowali etat oficerski, a nie agenturę, to pewnie by się zgodził.
Tymczasem zostaje na lodzie.
Podnosi krzyk, pisze pisma do szefa UOP Milczanowskiego, ugrywa tyle, że nie zabierają mu mieszkania, bo boją się oskarżeń, że stosują wobec niego ubeckie metody.
Jego związki ze służbami jednak się kończą.
Trochę dorabia jako dozorca – ochroniarz, koledzy załatwili mu też zlecenie, które zapewniło mu na jakiś czas duże pieniądze, a o którym nie mogę opowiedzieć.
Kiedy następuje metamorfoza Molki?
Ten proces zaczyna się w połowie lat 90. Zaczyna być coraz bardziej krytyczny wobec siebie, szuka kontaktów z dawnymi opozycjonistami, którym wyznaje swe winy i oczekuje przebaczenia.
Potrzeba ekspiacji?
Ale też przynależności do jakiegoś kręgu, uznania przez innych. Dawni opozycjoniści odwrócili się od niego w latach 90., kiedy ujawniono jego przeszłość, on nie lgnie do esbeków... Boże, przepraszam, co ja robię z tym dyktafonem?!
Niszczysz dowody rzeczowe.
Zachowuję się jak na przesłuchaniu (śmiech).
Nie cofnęło cię to, że Molka jest człowiekiem przegranym, sfrustrowanym? Może chce się odegrać, zmanipulować?
Nie jestem totalnym naiwniakiem i idealistą, który wyszedł do oficera SB z sercem na dłoni i wierzył w każde jego słowo. A dlaczego właśnie on?
No właśnie?
Bo był jedynym z byłych funkcjonariuszy, może dlatego, że przegrał i został zdemaskowany, który mówił innym językiem. Nie ukrywał swojej winy, łajdactw. A reszta? „My tylko wypełnialiśmy polecenia przełożonych, działaliśmy zgodnie z obowiązującym prawem i byliśmy wiernymi synami ojczyzny. A ojczyzna, obojętnie: socjalistyczna czy demokratyczna, potrzebuje swoich służb". I na tym tle pojawił się Molka, który mówi, że od początku był sukinsynem.
Odegrał rolę skruszonego?
Taka była moja pierwsza reakcja. Ale w tym, co mówi, w tym, co widziałem w jego oczach, była potrzeba autentycznej skruchy.
A ty byłeś księdzem w tym konfesjonale?
Wiesz, jak to jest, robienie wywiadów to skrzyżowanie konfesjonału z przesłuchaniem.
A dzisiaj jak się czujesz?
Dziś jestem raczej penitentem u Mazurka, ale normalnie dziennikarz jest po trosze księdzem, po trosze ubekiem. Tu sytuacja była trudniejsza, bo Molka doskonale znał reguły gry: wiedział, w którą stronę idę, co chcę osiągnąć, jak to robię. Liczyły się detale – zapytał o coś z historii, nie wiedziałem, więc on zyskiwał przewagę, bo jest inteligentniejszy, wszechstronniejszy! W zasadzie do rozmów z nim powinienem przygotowywać się z podręcznikiem w ręku, żeby nie dać się podejść.
Ten świat bardzo cię interesuje.
To prawda, jest fascynujący.
Napisałeś z Pawłem Siennickim „Towarzystwo Lwa Rywina", zrobiłeś kontrowersyjny film o Marianie Zacharskim „Szpieg".
Przedstawiałem jego racje, bo – i tu sparafrazuję Kazimierza Dejmka – dziennikarz jest od gadania jak dupa od srania. Mam próbować wyciągnąć od nich jak najwięcej.
Tylko kto tu robi film: ty o Zacharskim czy Zacharski o sobie twoimi rękoma?
Nie unikniesz traktowania jako instrument. Ale ostatecznie to ja i Wojciech Bockenheim decydowaliśmy, jacy rozmówcy pojawią się w filmie i które wypowiedzi wejdą, a które nie.
Po co on czy Molka to robią?
Ich motywacje są różne, ale na pewno była wśród nich również chęć powiedzenia, że byli wielkimi szpiegami, wielkimi agentami. Pasją Mariana Zacharskiego są losy rotmistrza Jerzego Sosnowskiego, asa przedwojennego wywiadu w Niemczech, podejrzewanego o pracę dla Sowietów, który potem zginął w tajemniczych okolicznościach. Trudno nie zauważyć, że Zacharski widzi się w jego losach.
Jesteś dziennikarzem od początku wolnej Polski i widzisz, jak zmieniał się stosunek do agentów SB w naszym środowisku.
Na początku niechęć do rozliczania z komunistyczną przeszłością często wynikała ze wspólnych doświadczeń dziennikarzy i polityków. Jeśli jesteś dziennikarzem i twojego kolegę z podziemia, polityka, oskarżają o agenturalność, to bronisz go w zaparte, bo nie wierzysz w to, a on sam nie chce się przyznać.
To casus Michała Boniego, który w 1992 roku znajduje się na liście Macierewicza i wszyscy...
...Bronią go jak niepodległości!
A on sam przez grzeczność nie zaprzecza, że jednak podpisał zobowiązanie do współpracy.
Ale musiał się do tego przyznać, gdy wszedł do rządu Tuska.
Jesteś zwolennikiem lustracji dziennikarzy?
Tak, jeśli ktoś przegląda życiorysy innych, to i jego życiorys powinien być przejrzany. To zupełnie oczywiste.
Są jeszcze w polskiej przeszłości nieodkryte karty?
Z pewnością – i trzeba je odkryć, żeby zrozumieć współczesność.
Czego nie rozumiemy?
Ujawnienie przeszłości spowoduje, że zrozumiemy teraźniejszość, pojmiemy, kto i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Źródło dzisiejszych decyzji tkwi w przeszłości tych, którzy je podejmują. I dotyczy to nie tylko polityków czy dziennikarzy.
—rozmawiał Robert Mazurek
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” Grażyny Bastek jest publikacją unikatową. Daje wiedzę i poczucie, że warto ją zgłębiać.
Dzięki „The Great Circle” słynny archeolog dostał nowe życie.
W debiucie reżyserskim Malcolma Washingtona, syna aktora Denzela, stare pianino jest jak kapsuła czasu.
Jeszcze zima się dobrze nie zaczęła, a w Szczecinie już druga „Odwilż”.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Cenię historie grozy z morałem, a filmowy horror „Substancja” właśnie taki jest, i nie szkodzi, że przesłanie jest dość oczywiste.
Ubieganie się o świadczenie było łatwe, proste i bez zbędnej biurokracji. Ludzie składali wnioski przez internet, otrzymywali informację, że zostały one przyjęte, i pytali w sieci: „Panie Marczuk, gdzie jest haczyk?”. A jego nie było - mówi Bartosz Marczuk, wiceminister rodziny w rządzie PiS.
Resort spraw zagranicznych stworzył komórkę, która jest odpowiedzialna za komunikację strategiczną, a przede wszystkim ma reagować na rosyjską dezinformację.
Rafał Trzaskowski zachwycił swoich sympatyków rozmową po francusku z Emmanuelem Macronem. Jednak w kontekście kampanii, która miała odczarować jego elitarny wizerunek, pojawia się pytanie, czy to nie oddala go od przeciętnego wyborcy.
W sondażu, przeprowadzonym przez United Surveys, Polacy ocenili jakość życia podczas rządów Donalda Tuska oraz Mateusza Morawieckiego. Wyniki wskazują na wyraźnie zdywersyfikowane opinie, w zależności od preferencji politycznych respondentów.
Rząd Donalda Tuska „w sprawach, które są absolutnie zasadnicze – tzn. ochrony zdrowia, funkcjonowania sektora publicznego, inwestycji w mieszkalnictwo – zawiódł” – ocenił Adrian Zandberg, współprzewodniczący Partii Razem.
Myślę, że będzie zielone światło. Jest bardzo dobry klimat - mówiła w rozmowie z RMF FM minister ds. równości Katarzyna Kotula pytana o losy ustawy o związkach partnerskich.
Po roku od zaprzysiężenia Donalda Tuska Polska stała się liderem nie tylko regionalnym, budując poważną pozycję w Europie. Ale pogłębiająca się polaryzacja społeczeństwa osłabia odporność kraju na zagrożenia zewnętrzne. Premier stoi przed kluczowym wyborem: jedność czy polityczne korzyści?
„Jak ci się żyje rok od objęcia władzy przez rząd Donalda Tuska” - takie pytanie zadano w sondażu Instytutu Badań Pollster dla „Super Expressu”.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas