Normalność. Najnowsza wersja

Wszystko zostało postawione na głowie. Skandalista jest autorytetem, drań moralistą, a cham arbitrem elegancji.

Publikacja: 17.11.2012 00:01

Normalność. Najnowsza wersja

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Świat się zmienia, zanikają dawne obyczaje i mody, pojawiają się nowe. Zachowania uznawane do niedawna za moralne rodzą podejrzenia, triumfy zaś święci zgorszenie. Niekiedy przybierając formę awangardowej sztuki czy medialnego ekshibicjonizmu, innym razem – wulgarnych obelg, rzucanych w rytm oklasków podekscytowanej tłuszczy. Czy to odpowiedni widok?"

Piękno jest nudne, brzydota fascynuje. Zło pociąga, Dekalog jest wyśmiewany. Podczas gdy wielka poezja w pokorze czeka na jakąkolwiek recenzję, grafomańskie zwierzenia trafiają na listy bestsellerów – wystarczy, by zakwalifikowano je jako „literaturę queerowską". Modlitwa za ojczyznę nie jest już wyrazem patriotyzmu, lecz obłąkańczego szowinizmu. Prawdziwym wyrazem patriotyzmu jest sprzątanie psich odchodów. Dziecko może doznać nieodwracalnych szkód psychicznych w wyniku wizyty w kościele, ale próba uchronienia siedmiolatka przed golizną na billboardach to już ofensywa ciemnogrodu i próba ograniczenia wolności słowa. „Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła" – brzmiał jeden ze sloganów Partii w powieści „1984" George'a Orwella.

„Sceny seksu w spektaklu! Katechetka wyprowadziła młodzież z teatru",
„Gazeta Wyborcza Opole", 2.11.2012

Ze spektaklem „Zabawy na podwórku" opolski Teatr im. Jana Kochanowskiego jeździ po Polsce w ramach edukacyjnego projektu Ministerstwa Kultury „Teraz Polska". To oparta na faktach historia 14-letniej dziewczyny brutalnie zgwałconej przez czterech starszych kolegów z podwórka. W ponadgodzinny spektakl wplecione są wulgaryzmy, szowinistyczne dowcipy i prymitywne żarty. Aktorzy – grający młodych ludzi w okresie dojrzewania – palą i piją na scenie.

– Wierząc w siłę oddziaływania teatru, postanowiliśmy stawić czoło tak ważnym problemom, jakimi są seksualność młodzieży, uzależnienia, wpływ środowiska i potrzeba akceptacji, które w opowiedzianej przez nas historii prowadzą do gwałtu – tłumaczy reżyser Robert Zawadzki (...).

W miniony poniedziałek opolski teatr zawitał do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie wystąpił przed miejscowymi gimnazjalistami. – Z poczuciem misji zabiegałem, aby przywieźć teatr do mojego rodzinnego miasta, w którym niełatwo o kontakt z aktorami na żywo. Udało się, zagraliśmy i... zgorszyliśmy katechetkę, która wydała młodym ludziom nakaz opuszczenia widowni w połowie spektaklu – oświadczył reżyser.

Reżyser jest zdumiony. – Chciałbym zapytać panią dyrektor, czy po przeczytaniu materiałów informacyjnych miała świadomość, że sztuka podejmuje problem przemocy seksualnej wśród młodzieży, a nie jest inscenizacją przygód Muminków? Ostatnia scena spektaklu, czyli wspomniany gwałt, jest teatralnym znakiem, który ma spuentować historię. O wiele ważniejsze dla nas było to, co do niego prowadzi, niż to, aby nim epatować czy szokować. Spektakl ma wzbudzać emocje, bo tylko wtedy jesteśmy gotowi do szczerych rozmów. Ma być narzędziem i językiem, którym opowiemy o przekraczaniu granic, dzielących od tragedii – komentuje Zawadzki. (...) – W jaki sposób młodzież ma się odnaleźć w sytuacjach życiowych, jeśli odbiera się jej możliwość rozmowy o tym, co ją otacza – pyta [pedagog] Katarzyna Juranek-Mazurczak. – Ten spektakl nie miał być lekcją savoir-vivre'u, tylko pokazaniem im życia. Chcemy, by młodzi popatrzyli na siebie przez pryzmat naszego spektaklu, dlatego podejmujemy z nimi dyskusję po każdym przedstawieniu, gdziekolwiek by było grane.

O dziwo, „wzbudzanie emocji" i konfrontowanie młodzieży z różnymi „sytuacjami życiowymi" nie zawsze spotyka się z poparciem pedagogów i dziennikarzy. Można zaprowadzić nastolatki na sztukę opowiadającą historię gwałtu, gdyż są już na tyle dojrzałe, by poznawać życie takie, jakim jest w rzeczywistości. Kiedy indziej jednak dzieci, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stają się na powrót istotami niewinnymi i bezbronnymi, które należy chronić przed bulwersującymi obrazami – notabene także wziętymi prosto z życia.

„Hitler i martwe płody przy rondzie Fordońskim", wyborcza.pl, 14.05.2012

Kontrowersyjna wystawa antyaborcyjna, którą pod koniec kwietnia usunięto ze Starego Rynku, znajduje się obecnie na terenie kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, tuż przy rondzie Fordońskim.

Kontrowersyjna wystawa od kilku lat „jeździ" po całej Polsce. Bydgoszczanie mieli okazję zetknąć się z nią w kwietniu, kiedy zdjęcia przedstawiające martwe płody wystawiono na Starym Rynku. Po interwencji prezydenta Bruskiego wystawa została usunięta z rynku, jednak fundacja PRO – Prawo do Życia wymogła na ratuszu wywiązanie się z umowy i wystawa ponownie na kilka dni zagościła w centrum miasta. – Jakkolwiek idea akcji nie byłaby wzniosła, forma jest potworna. Jestem przeciwniczką aborcji, ale do swoich poglądów nie można przekonywać w tak drastyczny sposób. Myślę, że bardziej przemyślana kampania, nie tak agresywna, przyniosłaby lepszy efekt (...) – mówi Katarzyna Janik.

W sprawie wystawy kontaktuję się z Tomaszem Baranowskim, przedstawicielem fundacji PRO – Prawo do Życia w Bydgoszczy. – Czy wizerunek Hitlera, który zaciekle walczył z Kościołem katolickim, powinien pojawiać się 15 metrów od krzyża? Czy martwe płody to odpowiedni widok dla dzieci chodzących do kościoła? – Wystawa jest drastyczna, ponieważ aborcja jest drastyczna. Tragedią dla dzieci nie jest obejrzenie naszej wystawy. Tragedią dzieci jest zabijanie ich w trakcie aborcji. (...) Mniej rozmowny jest proboszcz parafii, który udostępnił teren, na którym znajduje się wystawa. – Tam nie ma nic takiego kontrowersyjnego, nie ma o czym rozmawiać – mówi ks. proboszcz Jerzy Marciniak.

– Przecież 15 metrów od krzyża jest wizerunek Hitlera, a dzieci oglądają martwe płody we krwi – mówię. – Ja naprawdę nie będę o tym rozmawiać. Nie widzę problemu, nie ma co wydziwiać – ucina ksiądz proboszcz.

Czy martwe płody to odpowiedni widok dla dzieci chodzących do kościoła?" – pyta „Gazeta Wyborcza". Kilka miesięcy później ten sam dziennik krytykuje katechetkę, wyprowadzającą uczniów z teatru w Ostrowie Wielkopolskim. Można zatem pobudzać młodych ludzi do dyskusji za pomocą artystycznych eksperymentów, ale tylko wtedy, gdy te doprowadzą ich do jedynie słusznych wniosków. Jeśli zaś ich konkluzje miałyby być ryzykowne, niewskazane, trzeba ich trzymać od owej dyskusji z daleka. Bo są, rzecz jasna, zbyt młodzi i wrażliwi.

Warto w takiej sytuacji podsuwać młodzieży nowe autorytety, które swoją siłą przekonywania sprawią, iż ich argumenty staną się argumentami tej „lepszej", wyzwolonej z okowów staroświeckości części społeczeństwa. Wtedy żadne dyskusje nie będą już potrzebne. Najlepiej, gdy owe autorytety nie mają nic wspólnego z Kościołem katolickim, a jednocześnie noszą w sobie pokłady „nowej" moralności, wyrażającej się w empatii wobec bliźnich, choć niekoniecznie wszystkich. Jeszcze lepiej, gdy są to ludzie popularni, którzy przeżyli jakąś osobistą tragedię, np. walczyli z nowotworem, a teraz pomagają w tej walce innym. Gdy taki autorytet dostanie jeszcze imprimatur ze strony „liberalnego" skrzydła Kościoła, szczęście jest pełne. Następuje wówczas tak bardzo pożądane przez współczesnych demiurgów wymieszanie dobra ze złem w jednym kotle. Z owego kotła karmi się potem maluczkich i nieuświadomionych.

„Nergal ściska dłoń ks. Bonieckiego: Szacunek i sympatia ponad podziałami", dziennik.pl, 26.10.2012

Adam Nergal Darski na portalu społecznościowym pochwalił się niecodziennym spotkaniem. W drodze do Krakowa, gdzie odbywają się Targi Książki, muzyk spotkał ks. Adama Bonieckiego. Obaj panowie zapałali do siebie sympatią, a duchowny poprosił artystę o dedykację w jego książce. Nergal na swoim oficjalnym profilu na Facebooku zamieścił zdjęcie, na którym stoi obok księdza Adama Bonieckiego. Fotografię muzyk opatrzył takim podpisem: „W drodze na Targi Książki do Krakowa spotkałem... ks. Bonieckiego! Jak się okazało, cel naszej podróży jest ten sam. Sprezentowałem mu »Spowiedź heretyka« i uścisnąłem rękę... zaskoczył mnie, prosząc o dedykację. Ks. Adam Boniecki stanął w mojej obronie w niejednej debacie publicznej, narażając się tym samym hierarchom kościelnym. Szacunek i sympatia ponad podziałami? Jestem na TAK".

Efekty są piorunujące. Człowiek może wszak być chodzącym Dobrem, a nawet zyskuje mandat do pouczania innych, jeżeli tylko wykaże się moralnością w jakiejś wąskiej dziedzinie, jeśli do swojego prywatnego kociołka, wypełnionego toksycznym jadem, wleje kroplę małmazji. Dla potrzeb niniejszego artykułu ten typ moralności nazwiemy „homeopatycznym". Wystarczy np. zadeklarować troskę o los polarnych niedźwiedzi zagrożonych skutkami globalnego ocieplenia. Albo ogłosić: „Segreguję śmieci, bo dbam o moją planetę". Ewentualnie: „Jestem za prawem homoseksualistów do adopcji dzieci, bo przecież wszyscy powinniśmy mieć równe prawa". Tym samym tworzy się skuteczna skorupa, chroniąca przed atakami i oskarżeniami o niemoralne postępki. A skoro dysponuje się już takim pancerzem, można ze spokojnym sumieniem oddać się prostackim rozrywkom, które jeszcze do niedawna uchodziły za zwykłe chamstwo, a dziś są opisywane w mediach jako „zjawisko".

Internauci przeciw kampanii ZTM: „Płacę za bilet, więc siedzę", portal TVN Warszawa, 25.10.2012

Trzecia odsłona kampanii ZTM „Pomyśl o innych, nie jesteś tu sam" wywołała burzę na forum tvnwarszawa.pl. Internautów oburzyło, że urzędnicy nawołują do ustępowania miejsca w komunikacji miejskiej seniorom. – Płacę za przejazd, więc siadam – komentują. – Mają siły stać na miesięcznicach i w kościołach, to niech mają siłę stać w środkach masowego transportu – napisał Bolo na forum tvnwarszawa.pl. Komentarzy w tym tonie są dziesiątki. – Czy oni wszyscy muszą pchać się do komunikacji miejskiej właśnie w godzinach szczytu? Większość jedzie, bo ma za darmo, a na drugim końcu miasta rzucili ziemniaki 15 gr taniej niż u nich – szydził Jacek. – Nie mam najmniejszego zamiaru ustępować miejsca tylko dlatego, że w pobliżu mojego miejsca zamieszkania powstał bazar i o 7 rano pakują się do tramwaju baby z kraciastymi torbami – napisał Baba. – Sporo szacunku do osób starszych odebrały mi wszelkiego rodzaju marsze i obrony krzyża. Są w stanie ustać na Krakowskim Przedmieściu pół dnia, a nie mogą pięć minut w tramwaju? – pytał inny internauta. Część internautów swoje stanowisko motywowało po prostu niechęcią do seniorów, ale byli tacy, którzy poszukiwali argumentów natury ekonomicznej. – Nie uważam do końca, że to kwestia kultury. Płacę za przejazd i jak mam miejsce, to siadam. To często ludzi starszych powinno uczyć się kultury, bo wymagają Bóg wie czego, a sami nic – punktował/a Nine.

„Mają siły stać na miesięcznicach i w kościołach, to niech mają siłę stać w środkach masowego transportu" – domaga się w publicystycznym ferworze niejaki Bolo. Bez wątpienia Bolo uważa się za dobrego, moralnego Polaka, bo kasuje bilet w tramwaju oraz zapewne sprząta też po swoim yorku.

Chamstwo wlewa się wszędzie, albowiem spływa na nas z samej góry. Naczelny Cham RP, przywódca trzeciej co do wielkości partii w Sejmie, jest także przedstawicielem nurtu „moralności homeopatycznej". Czyż nie jego zasługą jest fakt, iż na Wiejską trafili ludzie dotąd wykluczeni i dyskryminowani, pierwszy zadeklarowany gej i pierwsza transseksualistka w dziejach polskiego parlamentaryzmu? Czyż nasz bohater nie walczy o prawa kobiet? I miłośników konopi indyjskich? Jest homeopatycznie moralny nieomal do szpiku kości. A skoro tak, to może sobie pozwolić na wszystko.

Rozmowa z Januszem Palikotem w programie Moniki Olejnik, „Gość Radia Zet", 9.11.2012

Palikot: Wiadomo, jak doszło do tej tragedii. Lech Kaczyński jest głównym odpowiedzialnym za katastrofę w Smoleńsku. To była pijacka wyprawa. Pili do późna w nocy, spóźnili się pół godziny, gdyby te pół godziny się nie spóźnili, wszyscy ci ludzie by żyli, bo pół godziny wcześniej nie było żadnej mgły. Wylądowaliby przed tym jakiem, doskonale o tym wszystkim wiemy. Jedna z tych osób, która brała udział w tym pijaństwie do późna w nocy, przeżyła, bo nie wstała, tak była upita. Następnego dnia leczyli kaca na pokładzie samolotu. I jakoś informacje prokuratury rosyjskiej przekonują wielu ludzi w Polsce, że nie mieli alkoholu, bo sprawdziła to prokuratura rosyjska czy śledczy rosyjscy, a że ci pomylili się w sprawach identyfikacji zwłok czy innych, to już mamy pretensje do rosyjskiej strony, tu wierzymy, tu nie wierzymy. Powiedzmy sobie uczciwie: to była hucpa propagandowa Lecha i Jarosława Kaczyńskiego, oni odpowiadają za doprowadzenie tego do skutku (...).

Została przekroczona jakaś skala, ja się domagałem zajęcia się Kaczyńskim przez prokuraturę rok temu, półtora roku temu po jego wcześniejszych wypowiedziach.

Monika Olejnik: A pan to by chciał go widzieć za kratkami?

Janusz Palikot: Oczywiście, że tak, uważam, że Jarosław Kaczyński szkodzi Polsce i wcześniej czy później powinien po prostu, te jego wypowiedzi są po prostu skandaliczne, faszyzujące...

Monika Olejnik: Chciałby pan, żeby Jarosław Kaczyński był w więzieniu?

Janusz Palikot: Uważam, że należy mu się więzienie za zniszczenie po prostu w Polsce kapitału społecznego, za podzielenie (...). No i dlatego po prostu uważam, że takich ludzi, wtedy żeśmy nie mieli odwagi reagować i dzisiaj nie mamy odwagi reagować.

Monika Olejnik: Czyli pan proponuje Berezę.

Janusz Palikot: Ja proponuję rzeczywiście, żeby prokurator na podstawie też naszego zawiadomienia wreszcie aresztował Jarosława Kaczyńskiego, skończył tę kompletną bezkarność w tej sprawie.

Wypowiedź posła Janusza Palikota, stenogram z posiedzenia Sejmu, 9.11.2012

Pani Marszałkini! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Zacznę od odniesienia się do tego ostatniego wystąpienia PiS-u. Najpierw oskarżyliście państwo premiera polskiego rządu, że zabił prezydenta naszego kraju, teraz chcecie rozwalić Unię Europejską i pozbawić Polskę 300–400 mld zł. (Oklaski) Wasze miejsce nie jest tu, w parlamencie. Wasze miejsce jest w więzieniu. Do tego więzienia wcześniej czy później traficie. (Oklaski) Problem polega na tym, że niestety, premier Tusk i jego ekipa nie chcą was tam zaprowadzić, ale my was tam zaprowadzimy. Przyjdzie taki moment, że tam wylądujecie. (Oklaski)

Oklaski, oklaski, oklaski... Na szczęście chamstwo ma to do siebie, że w zawyżonej dawce zbliża się nieuchronnie do progu, za którym jest już tylko śmieszność. Cham i jego halabardnicy, zapraszani na salony, głaskani i fetowani, nabierają po czasie zgubnej pewności siebie...

„Biedroń w TV depcze brudne pieluchy. Rzecznik RP: dla partii jest correct", gazeta.pl, 07.11.2012

Robert Biedroń, który przeszedł tzw. ścieżkę zdrowia – bo tak w programie nazywa się wchodzenie gołymi stopami w różnego rodzaju nieczystości, od kilku dni milczy. Jego występ w „Killerskim karaoke", którego uczestnicy wykonują popowe hity w – jak można przeczytać na oficjalnej stronie – „ekstremalnych warunkach", odbił się szerokim echem w Internecie i nie tylko. (...) Komentatorzy na YouTubie, gdzie zamieszczono fragment programu, nie pozostawiają na pośle suchej nitki. (...) Jak na wchodzenie Biedronia w kubeł resztek restauracyjnych zapatrują się władze partii? – My jako partia czy ja jako rzecznik i kolega z ławy sejmowej nie mamy z tym żadnego problemu – mówi Andrzej Rozenek, rzecznik Ruchu Palikota. Zaznacza, że żadne wartości programowe partii nie zostały naruszone. – Z tego punktu widzenia jest wszystko correct – wyjaśnia.

Wszystko jest correct, partia nie ma z tym żadnego problemu, gdyż zachowanie posła jest absolutnie normalne. Na co dzień parlamentarzyści tarzają się w jeszcze większych obrzydliwościach. O co więc cały ten krzyk?

Niepostrzeżenie przesuwają się granice głupoty, zdziczenia i hipokryzji. Cierpi na tym debata publiczna, bo jak tu debatować z kimś, kto na oczach setek tysięcy ludzi spaceruje po ekskrementach, śpiewając piosenkę Britney Spears.

Jak debatować z kimś, kto chce wsadzać ludzi do więzień, bo „szkodzą Polsce" i „niszczą kapitał społeczny"? Jak dyskutować ze studentami, którzy nie ustępują miejsca starszym w autobusie? O czym mam rozmawiać z internautą o nicku Bolo? Może o obligatoryjnej eutanazji dla „bab z kraciastymi torbami"? Co mam powiedzieć Nergalowi, którego jedynym sensem istnienia jest skandal? Jak spierać się o wychowanie młodzieży z panią pedagog, która chciałaby mojej córce gimnazjalistce pokazać gwałt na żywo?

Zagalopowałem się. Zadawanie pytań także nie jest już normalnym odruchem dziennikarza. Dzisiaj „normalni" dziennikarze od pytań stronią.

Wojciech Maziarski, publicysta „Gazety Wyborczej", w poranku TOK FM, 13.11.2012

Nie należy zadawać pytań, które zamulają świadomość opinii publicznej.

Autor jest publicystą „Uważam Rze"

Świat się zmienia, zanikają dawne obyczaje i mody, pojawiają się nowe. Zachowania uznawane do niedawna za moralne rodzą podejrzenia, triumfy zaś święci zgorszenie. Niekiedy przybierając formę awangardowej sztuki czy medialnego ekshibicjonizmu, innym razem – wulgarnych obelg, rzucanych w rytm oklasków podekscytowanej tłuszczy. Czy to odpowiedni widok?"

Piękno jest nudne, brzydota fascynuje. Zło pociąga, Dekalog jest wyśmiewany. Podczas gdy wielka poezja w pokorze czeka na jakąkolwiek recenzję, grafomańskie zwierzenia trafiają na listy bestsellerów – wystarczy, by zakwalifikowano je jako „literaturę queerowską". Modlitwa za ojczyznę nie jest już wyrazem patriotyzmu, lecz obłąkańczego szowinizmu. Prawdziwym wyrazem patriotyzmu jest sprzątanie psich odchodów. Dziecko może doznać nieodwracalnych szkód psychicznych w wyniku wizyty w kościele, ale próba uchronienia siedmiolatka przed golizną na billboardach to już ofensywa ciemnogrodu i próba ograniczenia wolności słowa. „Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła" – brzmiał jeden ze sloganów Partii w powieści „1984" George'a Orwella.

„Sceny seksu w spektaklu! Katechetka wyprowadziła młodzież z teatru",
„Gazeta Wyborcza Opole", 2.11.2012

Ze spektaklem „Zabawy na podwórku" opolski Teatr im. Jana Kochanowskiego jeździ po Polsce w ramach edukacyjnego projektu Ministerstwa Kultury „Teraz Polska". To oparta na faktach historia 14-letniej dziewczyny brutalnie zgwałconej przez czterech starszych kolegów z podwórka. W ponadgodzinny spektakl wplecione są wulgaryzmy, szowinistyczne dowcipy i prymitywne żarty. Aktorzy – grający młodych ludzi w okresie dojrzewania – palą i piją na scenie.

– Wierząc w siłę oddziaływania teatru, postanowiliśmy stawić czoło tak ważnym problemom, jakimi są seksualność młodzieży, uzależnienia, wpływ środowiska i potrzeba akceptacji, które w opowiedzianej przez nas historii prowadzą do gwałtu – tłumaczy reżyser Robert Zawadzki (...).

W miniony poniedziałek opolski teatr zawitał do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie wystąpił przed miejscowymi gimnazjalistami. – Z poczuciem misji zabiegałem, aby przywieźć teatr do mojego rodzinnego miasta, w którym niełatwo o kontakt z aktorami na żywo. Udało się, zagraliśmy i... zgorszyliśmy katechetkę, która wydała młodym ludziom nakaz opuszczenia widowni w połowie spektaklu – oświadczył reżyser.

Reżyser jest zdumiony. – Chciałbym zapytać panią dyrektor, czy po przeczytaniu materiałów informacyjnych miała świadomość, że sztuka podejmuje problem przemocy seksualnej wśród młodzieży, a nie jest inscenizacją przygód Muminków? Ostatnia scena spektaklu, czyli wspomniany gwałt, jest teatralnym znakiem, który ma spuentować historię. O wiele ważniejsze dla nas było to, co do niego prowadzi, niż to, aby nim epatować czy szokować. Spektakl ma wzbudzać emocje, bo tylko wtedy jesteśmy gotowi do szczerych rozmów. Ma być narzędziem i językiem, którym opowiemy o przekraczaniu granic, dzielących od tragedii – komentuje Zawadzki. (...) – W jaki sposób młodzież ma się odnaleźć w sytuacjach życiowych, jeśli odbiera się jej możliwość rozmowy o tym, co ją otacza – pyta [pedagog] Katarzyna Juranek-Mazurczak. – Ten spektakl nie miał być lekcją savoir-vivre'u, tylko pokazaniem im życia. Chcemy, by młodzi popatrzyli na siebie przez pryzmat naszego spektaklu, dlatego podejmujemy z nimi dyskusję po każdym przedstawieniu, gdziekolwiek by było grane.

O dziwo, „wzbudzanie emocji" i konfrontowanie młodzieży z różnymi „sytuacjami życiowymi" nie zawsze spotyka się z poparciem pedagogów i dziennikarzy. Można zaprowadzić nastolatki na sztukę opowiadającą historię gwałtu, gdyż są już na tyle dojrzałe, by poznawać życie takie, jakim jest w rzeczywistości. Kiedy indziej jednak dzieci, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, stają się na powrót istotami niewinnymi i bezbronnymi, które należy chronić przed bulwersującymi obrazami – notabene także wziętymi prosto z życia.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów