Silne grupy interesów coraz skuteczniej wykorzystują wsparcie państwa w celu pokonania konkurencji zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Zapewniają tworzenie korzystnych dla siebie regulacji na poziomie rządu i parlamentu w celu uzyskania transferów z budżetu albo realizacji swoich partykularnych interesów kosztem interesu publicznego. Efekt? Mamy w budżecie bardzo dużo tzw. wydatków sztywnych, czyli takich, których modyfikacja wymaga zmian ustawowych. To z kolei ogranicza pole manewru rządu, a w konsekwencji nawet w czasach nadchodzącej recesji nie można reagować odpowiednio silnie. Na to nakłada się lobbing regulacyjny na poziomie Unii Europejskiej, który jest tak silny, że może prowadzić do boomu w pewnych sektorach lub do upadku innych. O ile polskie grupy interesów są bardzo sprawne w wykorzystaniu krajowego lobbingu, o tyle na arenie unijnej jesteśmy mało skuteczni.
Już na początku transformacji narzucono Polsce reguły konsensusu waszyngtońskiego, które przewidywały jak najszybszą liberalizację dostępu inwestorów zagranicznych do polskiego rynku i jak najszybszą prywatyzację. Skończyło się przejęciem przez inwestorów zagranicznych wielu sektorów: najlepszym przykładem jest sektor bankowy, który z wyjątkiem dwóch banków znalazł się niemal w całości w rękach zagranicznych, co znacząco zwiększyło wrażliwość polskiej gospodarki na perturbacje finansowe w strefie euro. Co więcej, obce banki mocno lobbują za przyjęciem regulacji, które pozbawią polski nadzór finansowy kontroli nad bankami w Polsce. Jeżeli do tego dojdzie, może się okazać, że decyzje podejmowane przez zarząd we Frankfurcie lub innej stolicy w zachodniej Europie mogą decydować o być albo nie być tysięcy polskich firm. Dlatego utrzymanie silnego polskiego nadzoru finansowego jest w naszym narodowym interesie i powinniśmy aktywnie lobbować w Brukseli i Frankfurcie za takim właśnie rozwiązaniem. Inna próbka takiego lobbingu to polityka ochrony klimatu, która będzie dla Polski bardzo kosztowna. Zauważmy działania rządu Wielkiej Brytanii, które zmierzają do promocji metod wychwytywania dwutlenku węgla, bo kraj ten może na tym zarobić biliony funtów. Z kolei grupy producentów paneli słonecznych, wiatraków czy technologii wykorzystania biomasy w północnej Europie skutecznie wspierają tworzenie regulacji, które zmuszają kraje UE do generowania znaczącego odsetka energii elektrycznej z wykorzystaniem tych metod. Na ten cel idą też subsydia rządowe liczone w setkach miliardów euro. Natomiast polska gospodarka oparta na „brudnym" węglu poniesie olbrzymie koszty tej polityki. Jesteśmy zbyt słabi, żeby przeciwstawić się temu lobbingowi regulacyjnemu.
A skoro przeciwstawić się nie można, to trzeba skutecznie włączyć się w ten nurt i samemu zacząć stosować powszechnie przyjęte w UE metody takiego tworzenia regulacji, które pozwoliłyby wspierać przede wszystkim własne firmy. Ot, choćby akumulatory: dyrektywy unijne pozwalają na ich spalanie w całości, co praktykowane jest w wielu krajach, nawet w zaawansowanych technologicznie i zamożnych Niemczech, podczas gdy w Polsce jest to od dawna niedopuszczalne: przetwarzamy 100 procent tych odpadów.
W tej sytuacji polski rząd powinien przy wsparciu wrażliwych na te kwestie władz krajów skandynawskich przeforsować w Unii obowiązek stosowania wysokich standardów w postaci kompleksowego recyklingu. Polskie firmy mogłyby wówczas zarobić olbrzymie pieniądze na tworzeniu spółek córek, które poddawałyby przetwarzaniu takie odpady, oraz zyskać na sprzedaży technologii. Co więcej, Polska przestałaby być postrzegana jako kraj przeciwny ochronie klimatu, co też byłoby dla nas opłacalne. Można wyobrazić sobie naszą aktywność na rzecz stworzenia programów unijnych, które subsydiowałyby tworzenie takich nowoczesnych instalacji, dzięki czemu powstałoby wiele dobrze płatnych miejsc pracy.
Niestety: nie dość, że Ministerstwo Środowiska nie angażuje się w ten korzystny dla Polski lobbing regulacyjny, to jeszcze proponuje zmiany ustawowe, które eliminują tę przewagę konkurencyjną polskich firm. Czas to zmienić. Musimy stać się aktywnym graczem w procesie tworzenia unijnych regulacji, dbając o interesy polskich firm równie skutecznie, jak to robią Francuzi, Niemcy czy Szwedzi.