Pięć dni po katastrofie smoleńskiej na portalu „Krytyki Politycznej" ukazał się tekst, który wielu czytelników uznało za haniebny. Już sam tytuł – „Polski triumf Tanatosa" – dawał sporo do myślenia. Zasadnicza teza brzmiała następująco: Lech Kaczyński prowadził niepoważną politykę opartą na martyrologii. W wyniku tragicznej śmierci prezydenta polityka ta przekształciła się w coś znacznie groźniejszego: „sakralną misję, której celem – jak zawsze – było uświadomienie (...) złemu obojętnemu światu, zajętemu tylko swoimi interesami, że Polska jest »Chrystusem narodów«. Z tego płynął alarmujący wniosek: polski resentyment reprezentowany politycznie przez PiS uzyskał potężną broń w postaci tego, co się stało w smoleńskim lesie.
Liberalne credo
Tekst napisała filozof i publicystka Agata Bielik-Robson. Zaczął on uchodzić za manifest przeciwko rodzącemu się wówczas zjawisku, które jego antagoniści ochrzcili mianem „religii smoleńskiej". Stosunek do tego zjawiska miał się wkrótce stać osią nowego podziału w Polsce, idącego chociażby w poprzek Kościoła katolickiego. Znamienne jednak jest to, że autorka „Polskiego triumfu Tanatosa" nigdy nie była sztandarową postacią „KP" ani innych lewicowych przedsięwzięć. Zawsze demonstrowała wręcz dystans wobec lewicy, deklarując się jako zwolenniczka liberalizmu. W przeszłości kojarzona była nawet ze środowiskami konserwatywnymi.
Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się niedawno rozmowa rzeka Michała Sutowskiego z Agatą Bielik-Robson „Żyj i pozwól żyć". Bohaterka tej książki dokonuje egzegezy swojego liberalnego credo. Jednocześnie mamy tu przenikliwy portret pokolenia osób urodzonych w latach 60. ubiegłego wieku. Polityczne dojrzewanie tego pokolenia przypadło na posępną ostatnią dekadę PRL. I właśnie doświadczenie z tamtego okresu zdeterminowało późniejsze wybory w III RP takich ludzi jak Bielik-Robson.
Według niej reżimy rewolucyjne charakteryzuje terror skutkujący masowymi mordami. Takim reżimem był w Polsce stalinizm. Ale chylącą się ku upadkowi dyktaturę Jaruzelskiego cechowało już coś innego: ona fizycznie nie zabijała, ona po prostu blokowała jakikolwiek indywidualny rozwój. Bielik-Robson wspomina: „na naszą spontaniczną wolę życia nałożono ohydny tłumik. To, że tu się nic nigdy nie działo, odczuwaliśmy jako ogromne umartwienie". Już wtedy na jej antykomunizm nakładał się antyklerykalizm – przeświadczenie o koturnowości Kościoła ograniczającej witalność młodzieży.
Polska bez złudzeń
Bielik-Robson patrzyła na PRL z perspektywy osoby wychowanej w areligijnej inteligenckiej rodzinie o antykomunistycznym nastawieniu (z ducha PPS-owski dom, matka zaangażowała się w „Solidarność"). Z religią, a konkretnie katolicyzmem, zetknęła się w dzieciństwie znacząco za pośrednictwem swojej pobożnej niani. Sutowskiemu opowiada przy okazji o tym, jak niania przyczyniła się do jej chrztu, wykorzystując nieobecność w kraju rodziców sześcioletniej Agaty.
Jako nastolatka zgłębiała twórczość mistyków katolickich i prawosławnych, a także gnostyków. Niemniej jednak duchową przystań odkryła w Starym Testamencie, czego konsekwencją stało się potem zainteresowanie judaizmem. Istotnym czynnikiem formującym bohaterkę „Żyj i pozwól żyć" okazało się także – jak sama wyznaje – jej żydowskie, mieszczańskie pochodzenie po kądzieli.
Być może splot tych wszystkich okoliczności sprawił, że Bielik-Robson zawsze starała się podążać własną ścieżką. Tak było w latach 80., gdy – jak twierdzi – sympatyzowała z NZS. Tak było dekadę później. Filozof nie było po drodze chociażby z tymi jej rówieśnikami, którzy jako młodzi dziennikarze „Gazety Wyborczej" stali się entuzjastycznymi propagandystami tak zwanego powrotu Polski do Europy. Z książki „Żyj i pozwól żyć" wyłania się w wielu fragmentach trzeźwy i bezlitosny obraz tego wszystkiego, co różne środowiska zdążyły już zafałszować.
Weźmy mit kultury szlacheckiej, która w Polsce przeciwstawiana jest mieszczańskiemu, przyziemnemu modelowi życia. Sytuację tę wzmacnia fakt, że epatująca swoim etosem polska inteligencja ma rodowód szlachecki. Narodziła się ona bowiem w wyniku deklasacji szlachty. Etos inteligencji („kultywowanie elementarnych wartości, które się przekazuje na zasadzie pewnej sagi rodzinnej") to jedyny jej skarb. I w swoim poczuciu wyższości deprecjonuje ona będące „esencją zachodniej cywilizacji" mieszczaństwo – kreśli jego karykaturalny wizerunek jako warstwy będącej „bladą kopią człowieczeństwa, czymś, co wiedzie żywot półzwierzęcy".