Tym razem zmarły w 1989 roku Sandor Márai przenosi nas do Brazylii, do Canudos, zapadłej mieściny w stanie Bahia, gdzie w latach 90. XIX wieku tysiące mieszkańców interioru, nędzarzy i zbiegów, pod wodzą charyzmatycznego Doradcy, duchowego przywódcy i sekciarza, walczyło z regularną armią i zostało przez nią zmasakrowanych.
Tak zwana wojna w Canudos, której apogeum przypadło na rok 1897, pochłonęła około 30 tysięcy ofiar po obu stronach. Autorem podstawowej książki o tamtych wydarzeniach, a jednocześnie ich świadkiem był Euclides da Cunha, twórca wielotomowego dzieła „Os sert?es" (w wolnym przekładzie: „Pustkowia") – brazylijskiej epopei narodowej. Na niej właśnie wiele lat później oparł swą fabułę Sándor Márai, sama zaś wojna legła u podstaw dyskusji o tym, czym ma stać się właśnie proklamowana (1889) brazylijska republika, jaką drogą ma iść młode państwo i jakim wartościom ma służyć.
Masakra mieszkańców Canudos przez brazylijską armię była przedstawiana przez młody republikański rząd jako konieczna walka z monarchistycznym spiskiem, godzącym w podstawy nowego państwa. Wydana w 1902 r. praca Euclidesa da Cunhii tezę tę wywracała na nice. Znawca problematyki Mariusz Malinowski w książce „W poszukiwaniu brazylijskości" pisał: „Konflikt nie miał w ogóle charakteru politycznego, nie był żadnym monarchistycznym spiskiem, nie mówiąc już o udziale jakichkolwiek obcych sił. Obrońcy fortu w interiorze dysponowali nikłą świadomością ideologiczną. Bronili starego porządku, bo innego, przez swoją izolację nie znali. [...] Bronili tylko swoich domów, do których prawa odmawiało im państwo".
Miasto zbudowane z gliny i słomy rychło upadnie. Jest otoczone przez tysiące żołnierzy pod wodzą ministra wojny, marszałka Carlosa Machado Bittencourta. Sándor Márai opisuje ostatnią nocną odprawę w jego sztabie, tuż przed ostatecznym szturmem. W baraku bez okien, w obecności oficerów, ma miejsce niecodzienny spektakl. Niespodziewanie z Canudos zostają przyprowadzeni trzej jeńcy, którzy mają przekazać przesłanie Doradcy, budowniczego Nowego Jeruzalem. Sęk w tym, że Doradca nie żyje i kilka godzin wcześniej jego odciętą nożem „aligatorem" głowę, zakonserwowaną w miedzianym garze z rumem, mogli oglądać zaproszeni przez marszałka przedstawiciele brazylijskiej prasy, w tym wzmiankowany przez Máraiego Euclides da Cunha, późniejszy, jak już wiemy, klasyk brazylijskiej literatury: „Mógł mieć około 40 lat, był chudy i niezdarny. Tłuste, czarne włosy opadały mu na czoło, a szerokie, wystające kości policzkowe przypominały o jego indiańskim pochodzeniu. Był jak jakiś dziwak, zabłąkany typ, raczej włóczęga niż dziennikarz...".
O co zatem może chodzić oberwanym członkom sekty, mieszkańcom Świętego Miasta? Jakie przesłanie niesie światu Doradca? Czy on w ogóle żyje? Okazuje się, że jednym z jeńców jest szkielet kobiety. To ona staje się w prozie Máraiego główną interlokutorką marszałka Bittencourta, przedstawiciela rządu, a zarazem reprezentanta tak zwanego oświeconego rozumu, postępu i cywilizacji. Rychło się okazuje, że bez- imienna postać (swego imienia nie chce do końca wyjawić) wcale nie jest przedstawicielką prymitywnego interioru, lecz arystokratką, która w poszukiwaniu męża trafiła do Canudos i postanowiła tam pozostać.