Wzmocnione techniki przesłuchań

Podtapiać czy nie podtapiać? Opasłe tomiska raportów, batalie sądowe, debaty, tłumaczenia polityków. Amerykanie usiłują robić rachunek sumienia. Na razie wyrok usłyszał tylko jeden człowiek – John Kiriakou. Za to, że nakłamał.

Publikacja: 09.02.2013 00:01

Wzmocnione techniki przesłuchań

Foto: ROL

Trwająca 15 lat służba w CIA Johna Kiriakou przebiegała nienagannie. Zwerbował go jeden z  profesorów z George Washington University, największej amerykańskiej uczelni. Młody absolwent wydziału prawa okazał się wyjątkowo zdolnym analitykiem, który błyskawicznie nauczył się arabskiego, i stał się specem od Bliskiego Wschodu. Po zamachach na Amerykę agencja najbardziej potrzebowała ludzi  takich jak on. Zaraz po 11 września Kiriakou został szefem komórki odpowiedzialnej za operacje antyterrorystyczne w Pakistanie. Trzy lata później, gdy podjął decyzję o zakończeniu służby, miał na koncie aresztowanie Abu Zubajdy, uważanego za jednego z najbliższych współpracowników Osamy bin Ladena i szczycił się 13 wysokimi odznaczeniami przyznawanymi przez CIA.

Dwa tygodnie temu sędzia Leonie M. Brinkema, wydając wyrok w sprawie Kiriakou, stwierdziła, że musi przestrzegać warunków ugody, jaką zawarł on z prokuratorami, więc skazuje go tylko na dwa i pół roku więzienia, choć – jej zdaniem – to kara zdecydowanie zbyt łagodna. Czym były agent zasłużył na taką karę? W problemy wpakowali go dziennikarze, a w zasadzie to, że pozwolił sobie na zbytnią otwartość w rozmowie z nimi.

30 sekund

Zaczęło się od wywiadu, jakiego w grudniu 2007 r. udzielił sieci ABC News. W Stanach Zjednoczonych zaczęła się już kampania przed wyborami prezydenckimi. Trwało rozliczanie prezydentury George'a W. Busha i jego wojny z terroryzmem. Na dobre rozkręcała się afera związana z tajnymi więzieniami CIA. I właśnie wtedy Kiriakou, odpowiadając w telewizji na pytania o Abu Zubajdę, przyznał, że wobec zatrzymanego zastosowano „wzmocnione techniki przesłuchań". „To było jak naciśnięcie guzika! Był podtapiany 30 czy 35 sekund... i niedługo potem powiedział śledczym, że Allah odwiedził go nocą w celi i nakazał współpracę" – opowiadał Kiriakou. Były agent przekonywał, że terrorysty więcej nie trzeba było poddawać żadnym innym torturom, bo wyśpiewał agentom wszystko.

Kiriakou z dnia na dzień stał się gwiazdą mediów: oto po raz pierwszy były agent CIA, uczestnik kontrowersyjnych praktyk, mówił otwarcie, że tortury nie są właściwie takie straszne (trwały przecież tylko 30 sekund!), ale – co najważniejsze – są skuteczne. Oczywiście Kiriakou powtarzał też, że jest ich wrogiem, że to metody „niegodne Ameryki". Mało kto zauważył, że na przedostatniej stronie swej biografii przyznał, iż nigdy osobiście w przesłuchaniach Abu Zubajdy nie uczestniczył, a jego relacje nie są wiedzą z pierwszej ręki.

Rysa na publicznym wizerunku byłego agenta pojawiła się, gdy Abu Zubajda zaczął opowiadać swoją wersję  historii. Dziś właściwie nawet już nie wiadomo, czy Saudyjczyk kiedykolwiek należał do Al-Kaidy (choć niewinny raczej nie jest – przed laty sąd w Jordanii skazał go zaocznie na karę śmierci za planowanie zamachów na izraelskich i amerykańskich dyplomatów). Pewne jest natomiast, że Abu Zubajda był torturowany, i to niejeden raz.

Z akt przedstawionych sądom i trybunałom, przed którymi usiłuje dochodzić sprawiedliwości, wynika, że podtapiany był co najmniej 84 razy. Grożono mu wiertarką oraz odbezpieczonym pistoletem. Wiele godzin musiał stać nago z workiem na głowie. Twierdzi też, że był bity. Obrońcy wskazują, że Abu Zubajdę trzymano w tajnych więzieniach w Tajlandii, Afganistanie oraz na Litwie i w Polsce. I wszystko to na nic: już cztery lata temu administracja Baracka Obamy przyznała, że przetrzymywany w Guantanamo terrorysta nie przekazał CIA wartościowych informacji wywiadowczych. Gdy w tym tygodniu wreszcie zaczął się jego proces, sędzia bez wahania zgodził się na badania psychiatryczne oskarżonego. Wiele wskazuje, że Abu Zubajda jest chory. Dowodem rozszczepienia jaźni ma być jego dziennik, gdzie zapisuje rozmowy ze swoimi wewnętrznymi głosami.

Czy Kiriakou nie wiedział o tym wszystkim? Możliwe, że celowo wprowadzał opinię publiczną w błąd. Może opowiedział więcej, niż rzeczywiście wiedział, może ktoś wprowadził go w błąd? CIA nigdy nie dementowała informacji przekazywanych przez jej byłego agenta, więc media spekulują, że być może to, co opowiadał, było Agencji na rękę. Do myślenia daje też fakt, iż Bruce O. Riedel (29 lat w CIA, doradca ds. bezpieczeństwa czterech amerykańskich prezydentów, ostatnio Obama wyznaczył go do przeglądu polityki w Afganistanie i Pakistanie) wysłał do prezydenta list, w którym prosi o złagodzenie wyroku Kiriakou. Pod listem podpisało się wielu byłych wysokich rangą agentów wywiadu.

Mętne tropy

Jednak to nie z powodu rewelacji o torturach Kiriakou został skazany. W styczniu ubiegłego roku został formalnie oskarżony o złamanie przepisów ustawy o ochronie tożsamości pracowników wywiadu. W e-mailu do jednego z reporterów były agent podał nazwiska dwóch swoich współpracowników, którzy mieli brać udział w zatrzymaniu Abu Zubajdy. Kiriakou twierdzi, że nie przeszło mu przez myśl, że wciąż mogą oni być czynnymi agentami CIA, a nie – jak on – emerytami. Należy dodać, że to pierwszy przypadek skazania amerykańskiego agenta za przeciek do prasy. I tu w zasadzie można by tę historię zamknąć, gdyby nie jedna z postaci, której dane miał podać dziennikarzowi Kiriakou.

Jednym ze zdekonspirowanych agentów jest Deuce Martinez. Kiriakou, gdy zdradzał dziennikarzowi informacje o nim, miał ponoć wizytówkę Martineza z nowego miejsca pracy – firmy Mitchell Jessen and Associates. Dziennikarze ustalili, że zajmowała się ona szkoleniem agentów wywiadu w torturowaniu podejrzanych o terroryzm, wykonała też na zlecenie CIA szereg ekspertyz, w których dowodziła efektywności np. podtapiania i tego, iż „nie przyniesie ono uszczerbku na zdrowiu". To, że firmy współpracujące z wywiadem często zatrudniają byłych agentów, to oczywiste. Ale byłych. Co robił w tym gronie czynny funkcjonariusz wywiadu? I czy w ogóle miał prawo zbierać informacje, skoro firma działała na terytorium Stanów Zjednoczonych?

Jeszcze ciekawszą postacią jest drugi agent, którego tożsamość miał wyjawić Kiriakou. W aktach sądowych, które cytowały amerykańskie media, nazywany jest Agentem A. Chodzi tu o agenta, który działał pod przykryciem: zatrudniony był w kancelarii adwokata jednego z więźniów Guantanamo.

Czy CIA powinna w takich miejscach umieszczać swoich ludzi? Na pierwszy rzut oka widać, że agent zbierający dowody na terrorystów u adwokata broniącego kogoś, kto o terroryzm jest oskarżony, to rzecz najdelikatniej mówiąc dwuznaczna moralnie. Można jednak odnieść wrażenie, że w sprawie Guantanamo i tajnych więzień rozsianych po świecie oraz torturowania podejrzewanych o terroryzm wszystko jest właśnie takie. Prezydent Barack Obama już dawno wycofał się z obietnicy zamknięcia więzienia na Kubie. Podpisane przez niego rozporządzenie umożliwia bezterminowe przetrzymywanie uwięzionych tam ludzi. W ubiegłym miesiącu w Departamencie Stanu zlikwidowano nawet Biuro ds. Zamknięcia Guantanamo. Na czele CIA właśnie stanął John Brennan, który w przeszłości pozytywnie wypowiadał się o „niekonwencjonalnych metodach przesłuchań".

Ale czy na pewno odpowiedzialność za to wszystko ponosi wyłącznie Ameryka? Najostrzej jest krytykowana za wielki skandal, którego tylko wierzchołkiem może okazać się sprawa tortur. Bez wątpienia to Amerykanie muszą sobie sami odpowiedzieć na najwięcej pytań. Tyle że ich działania wynikające z „wojny z terroryzmem" nie byłyby możliwe, gdyby nie udział wielu innych państw. W tym tygodniu organizacja praw człowieka Open Society Justice Initiative opublikowała raport, z którego wynika, że CIA w transportowaniu i torturowaniu więźniów schwytanych po 11 września pomagały 54 kraje. To jedna trzecia świata.

Trwająca 15 lat służba w CIA Johna Kiriakou przebiegała nienagannie. Zwerbował go jeden z  profesorów z George Washington University, największej amerykańskiej uczelni. Młody absolwent wydziału prawa okazał się wyjątkowo zdolnym analitykiem, który błyskawicznie nauczył się arabskiego, i stał się specem od Bliskiego Wschodu. Po zamachach na Amerykę agencja najbardziej potrzebowała ludzi  takich jak on. Zaraz po 11 września Kiriakou został szefem komórki odpowiedzialnej za operacje antyterrorystyczne w Pakistanie. Trzy lata później, gdy podjął decyzję o zakończeniu służby, miał na koncie aresztowanie Abu Zubajdy, uważanego za jednego z najbliższych współpracowników Osamy bin Ladena i szczycił się 13 wysokimi odznaczeniami przyznawanymi przez CIA.

Dwa tygodnie temu sędzia Leonie M. Brinkema, wydając wyrok w sprawie Kiriakou, stwierdziła, że musi przestrzegać warunków ugody, jaką zawarł on z prokuratorami, więc skazuje go tylko na dwa i pół roku więzienia, choć – jej zdaniem – to kara zdecydowanie zbyt łagodna. Czym były agent zasłużył na taką karę? W problemy wpakowali go dziennikarze, a w zasadzie to, że pozwolił sobie na zbytnią otwartość w rozmowie z nimi.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem