Chcesz dotrzeć do wiatraków Don Kichota? Nic prostszego. Wystarczy pójść na dworzec autobusowy i trzymać się Azjatów. Oni to mają w swoich przewodnikach, więc jadą całymi gromadami – śmieje się Sebastián, zarządca i recepcjonista młodzieżowego schroniska w hiszpańskim Toledo.
W autobusie z Toledo do La Manchy rzeczywiście jest sporo przybyszów z Azji. Głównie z Korei Południowej. Podobnie jak w ekspresowej linii do Malagi. Przed autobusem andaluzyjskiego odpowiednika naszego PKS o nazwie Los Amarillos (co znaczy „żółci", bo taki kolor mają autobusy) ustawia się długa kolejka Azjatów chcących załapać się na przejazd. – South Korea? – pytam tych, którzy na plecakach i torbach nie mają plakietek z wypisanym wyraźnie adresem. – Seul – potakują. – A ty skąd jesteś? – pytają przez grzeczność.
Koreańskiego turystę można poznać po znakach szczególnych. Utwardzona walizka na kółkach i z teleskopową rączką. Najlepiej w rzucającym się w oczy kolorze: różowym, fioletowym, złotym albo z fantazyjnymi wzorami. Opcjonalnie daszek chroniący przed słońcem, taki jak podczas meczu noszą tenisistki. A jeśli obok bagażu zobaczymy kolorowe sportowe buty, tablet albo nowoczesny smartfon, to mamy już pewność – walizka i jej właściciel przyjechali z Seulu.
Pogoń za Japonią
Turyści z Azji to w Europie żadna nowina. O wycieczkach Japończyków wyskakujących na kilka minut z autokaru, by zrobić zdjęcie słynnego obiektu już wiele lat temu krążyły dowcipy. Wraz z rozwojem gospodarczym Chin przybyło podróżujących z Państwa Środka. Teraz dołączyli do nich Koreańczycy.
Eurostat dysponuje zestawieniami liczby przyjezdnych w hotelach, pensjonatach, schroniskach w kilkunastu europejskich krajach. W 2011 roku w Europie nocleg wykupiło prawie 2,5 mln turystów z Chin, 3,3 mln z Japonii i blisko 800 tysięcy z Korei Południowej. To dużo, zważywszy że Korea Południowa, jak na azjatyckie standardy, to niezbyt ludny kraj. Liczy 48 mln obywateli, podczas gdy w Japonii mieszka 127 mln ludzi, a w Chinach grubo ponad 1,3 mld. Zgodnie z danymi Eurostatu europejskie hotele przyjęły więc niewielki promil mieszkańców Chin, 2,6 proc. Japończyków i blisko 2 proc. Koreańczyków.
– Ich turystyczna aktywność wcale mnie nie dziwi. To się zaczęło już kilka lat temu. Najpierw poznawali bliższe im kraje, kontynent azjatycki, Australię. Teraz wzięli się za odleglejsze miejsca. Wzorują się na Japończykach, których styl życia jest w Korei uważany za przejaw sukcesu i prestiżu – tłumaczy Krzysztof Łopaciński z Instytutu Turystyki.
– Po 1980 roku koreańska gospodarka stale rosła, poprawiał się standard życia. Bilans między zarobkami a kosztami życia wychodził na plus. Od 1 stycznia 1989 r. koreański rząd zliberalizował sprawę podróży zagranicznych i od tego czasu Koreańczycy zaczęli podróżować do wszystkich zakątków świata – mówi Ena Yoon z Centrum Kultury Koreańskiej w Warszawie. Z danych Koreańskiej Organizacji Turystycznej wynika, że najwięcej Koreańczyków odwiedza Japonię, na drugim miejscu jest USA, potem Chiny, Filipiny, Tajlandia. – Najwięcej możliwości, by wyjeżdżać do USA i Europy mają studenci ze względu na współpracę międzynarodową naszych uniwersytetów. Presja na zdobywanie wykształcenia jest u nas bardzo duża i to właśnie rodzice młodych ludzi są bardzo zainteresowani tym, by wysyłać dzieci na Zachód, zwłaszcza do USA. To dlatego po Europie i USA podróżuje tylu młodych Koreańczyków – tłumaczy Yoon i dodaje, że rodziny z dziećmi czy pracownicy biurowi na wypoczynek wciąż najczęściej wybierają pobliskie kraje azjatyckie.