Tak zwane tereny okupowane przez Izrael są niczym w porównaniu z terenami, jakie państwo to, dzięki talentom swych obywateli, stwarza od nowa dla świata w cyberprzestrzeni. Osławiony „proces pokojowy na Bliskim Wschodzie" przesłania nam proces znacznie poważniejszy: wejście Izraela do technologicznej czołówki cywilizacji zachodniej. Pod tym względem wypada tuż za Ameryką. A jeśli uwzględnić proporcje ludności, maleńki kraj bije na głowę Stany Zjednoczone.
Niech nikt się nie zdziwi, jeśli następna przełomowa idea, na miarę komputera, wyjdzie z tej kwitnącej byłej pustyni jako genialna synteza już istniejących pomysłów. Patenty z Izraela – wykazała analiza na Uniwersytecie Tel Awiwu – cechuje wykorzystywanie największej liczby najbardziej różnych patentów wcześniejszych. A Robert Solow, ekonomista noblista, dowiódł, że wynalazki są ostatecznym napędem produktywności i wzrostu.
Tryskające źródło nowości
Wynalazki powstają w tzw. start-upach, nowych kompaniach działających niekiedy w przysłowiowym garażu. Izrael ma największe na świecie ich zagęszczenie, jedna przypada na około 1800 Izraelczyków. W rezultacie kraj jest tryskającym źródłem innowacji. Giełda technologiczna NASDAQ notuje więcej spółek z Izraela niż z całej Europy. Inwestycje w te nowe przedsiębiorstwa, tzw. venture capital, są tutaj 2,5 razy wyższe na głowę mieszkańca aniżeli w Ameryce i 30 razy wyższe niż w Europie. Izrael wydaje na badania rozwojowe największą część dochodu narodowego – 4,5 procent (dla porównania: USA 2,7 proc.). Globalne korporacje informatyczne – Intel, Google, Cisco, Microsoft – założyły tu ośrodki badawcze i zakłady produkcyjne. Nawet stroniący od ryzyka słynny Warren Buffet po raz pierwszy kupił coś poza granicami USA, wydając 4,5 miliarda dolarów na kompanię Iscar, która sprzedaje narzędzia do ponad 60 krajów. Uznał, że jeśli nawet zakłady zostaną zbombardowane, to zbuduje nowe. Wartość Iscar nie leży w murach, lecz w talentach pracowników i szefów, globalnej bazie lojalnych klientów oraz marce firmy.
Dlaczego korporacje inwestują miliardy dolarów w rejonie ciągłych zamieszek, zamachów i wojen? Oto odpowiedź: pod gradem irackich rakiet Scud podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. zakłady Intel Israel podjęły produkcję czipa 386. Od tego zależała reputacja całego Intela, gdyż miał dostarczać trzy czwarte globalnej produkcji 386 dla pecetów IBM. Do tej pory Intel rozdzielał produkcję wcześniejszych modeli między wiele krajów, rozkładając ryzyko. Dov Frohman, szef Intel Israel, przekonał korporację, żeby jego zakładom pod Jerozolimą powierzyła wyłączność na nowy model. Wtem wybucha wojna. 18 stycznia o 2 nad ranem rozpoczęło się bombardowanie. Saddam Husajn groził użyciem broni chemicznej. Rząd nakazał zamknięcie zakładów pracy; ludzie mieli siedzieć w domach z maskami gazowymi pod ręką. Nikt nie miałby pretensji, gdyby Intel Israel stanął. Lecz Frohman postanowił złamać rządowy nakaz i wezwał załogę, by dobrowolnie stawiła się do pracy. Przyszło trzy czwarte – wielu z dziećmi, którymi pracownicy zajmowali się na zmiany. Dostawy dla odbiorców nie spóźniły się ani o jeden dzień. Frohman przekonał świat biznesu, że czy wojna, czy pokój, na Izraelu można polegać. „Im bardziej nas atakują, tym bardziej zwyciężamy". Tym sposobem przełamał obawy następnych inwestorów. Spełniał swe marzenie, by Izrael stał się liderem w informatyce – dziedzinie, w której leży przyszłość świata.
Tak się składa, wcale nie przypadkiem, że rozkwit technologii Izraela wiąże się z konfliktem z Arabami. Pierwszą korporacją na świecie, która weszła na giełdę nowojorską po zamachach z 11 września 2001 r., była Given Imaging. Założył ją Gavriel Iddan, fizyk rakietowy z zakładów Rafaela, głównego dostawcy dla izraelskich sił zbrojnych. Wykorzystał najnowszą technologię miniaturyzacji stosowaną w rakietach bojowych do budowy PillCam, pigułki z kamerą, dzięki której lekarz mógł obserwować wnętrze jelit. Połączył medycynę i rakiety z wachlarzem technologii: optyką, elektroniką, bateriami, transmisjami bezprzewodowymi oraz programowaniem. Sprzedawał setki tysięcy PillCamów rocznie. Jest jednym z legionu przedsiębiorców, którzy wyszli z armii.
Podskakuj, nie potakuj
Największym źródłem kreatywności umysłowej w Izraelu są... siły zbrojne. Kto z Polaków przypuściłby po naszych doświadczeniach z wojskiem, że w koszarach można się nauczyć nonkonformizmu! A jednak w Izraelu nie tylko można, ale nawet trzeba. Tego wymaga się tam od żołnierzy. Szeregowiec może powiedzieć generałowi w oczy na ćwiczeniach, że robi coś źle i trzeba wykonać to inaczej. Żołnierze pozbywają się dowódców, którzy okazali się niekompetentni. Urządzają głosowanie w oddziale i z wynikami udają się do jego przełożonego po wnioski kadrowe. Panuje tu niepisana umowa społeczna: będziemy służyli w armii, pod warunkiem że rząd i armia odpowiadają przed nami.