Dziennikarze drążą temat, usiłują się dowiedzieć, czy jeden przypadkiem nie zostawił drugiego po drodze, czy może ktoś nie podał dłoni odpadającemu ze skały koledze. Nikt nie zadaje pytania trudnego, ale zasadniczego: o odpowiedzialność samych zmarłych, o to, w jaki sposób ci ludzie znaleźli się w takim miejscu i w takiej sytuacji? Jakiż to szczytny cel spowodował, że zdecydowali się poważnie narazić swoje życie?
Od razu uprzedzę ataki tych, którzy stwierdzą, że nic nie rozumiem z taternictwa, alpinizmu, himalaizmu. Otóż zdaję sobie wystarczająco dobrze sprawę, jaką satysfakcję przynosi przełamanie własnych słabości, osiągnięcie sukcesu, pokazanie, że jest się lepszym od innych. Ale rzeczywiście przekracza moje pojęcie, że dla takiej satysfakcji można ryzykować własne i cudze życie.
Ktoś powie, że po prostu tchórzę. Tak – jestem tchórzem, jeśli skutkiem „bohaterstwa" może być osierocenie dzieci, tragedia najbliższych, a czasem zostawienie ich bez środków do egzystencji. I proszę mi nie mówić, że w góry chodzą wyłącznie samotni kawalerowie niemający rodzin – bo to po prostu nieprawda.
Nie chcę też powiedzieć, że nie widzę wartości, które byłyby godne narażania swojego życia. Wręcz przeciwnie – jestem przekonany, że życie nie jest wartością najwyższą, uważam, że są liczne sytuacje, gdy mamy prawo je narażać. Doskonale rozumiem tych, którzy ryzykują w obronie niepodległości swojej ojczyzny, w imię wiary, a nawet tych, którzy gotowi byliby ponieść śmierć w imię odkryć naukowych. Nie widzę nic zdrożnego w walce podjętej przez polskich powstańców różnych epok, w wyprawach misjonarzy do Czarnej Afryki ani w eksploracji nieznanych ziem przez Bronisława Malinowskiego, choć groziło mu zjedzenie przez dzikich, których życie seksualne badał.
Ale wspinacze to nie naukowcy, którzy przynoszą ze swoich wypraw unikalną i cenną dla ludzi wiedzę. Za zdobywaniem najwyższych górskich szczytów we współczesnych czasach nie stoją żadne poważne argumenty – z wyjątkiem nazbyt rozbudowanego ego, którego zaspokojenie staje się priorytetem zdobywcy, kosztem wszystkiego innego i wszystkich innych.