Dariusz Użycki, dyrektor zarządzający polskiej filii Deininger Consulting, czasem nawet ani w rozmowach z zespołem, ani w roboczych dokumentach nie wymienia nazwisk kandydatów i nazw firm – swych klientów. Mówi ogólnie: bank, spółka przemysłowa albo spożywcza. Jaka konkretnie, wie tylko on i zespół, który prowadzi dany projekt rekrutacyjny. Takie zasady obowiązują w supertajnych projektach, gdy np. znana firma chce wymienić prezesa. Ale nawet przy rekrutacjach bez klauzuli supertajności łowcy głów pamiętają o dyskrecji.
Zasada nr 1: poufność
Poufność to jedna z najważniejszych zasad w executive search, czyli rekrutacji kandydatów na najwyższe stanowiska. Tak oczywista, że niektórzy nawet o niej nie wspominają. Po prostu obowiązuje: a więc żadnych pogaduszek o klientach i kandydatach w miejscach publicznych, w biurowej windzie albo przy obiedzie w restauracji. Nie wiadomo przecież, czy sąsiad ze stolika obok nie wychwyci znajomego nazwiska albo nazwy firmy. A wtedy po rynku błyskawicznie rozniesie się plotka, że spółka X chciałaby wymienić prezesa albo że znany menedżer szuka ciekawszej pracy. Bywa, że sam kandydat poznaje nazwę potencjalnego pracodawcy dopiero na kolejnym etapie negocjacji – jeśli klient tak sobie zastrzeże.
Niekiedy nie chodzi tylko o zasadę, ale i o duże pieniądze. Tak jest, gdy klient domaga się od firmy executive search podpisania umowy o poufności obwarowanej karami umownymi. Ryzyko utraty kilkuset tysięcy złotych (w niedawnej rekrutacji do jednej z dużych spółek kara sięgała 200 tys. zł) skutecznie zamyka usta. Nie mniej ważne jest ryzyko wizerunkowe. – Ten biznes opiera się na zaufaniu i na relacjach z ludźmi. Menedżer wyższego szczebla ma potencjalnie dużo do stracenia, gdy w grę wchodzi zmiana pracy. Musi więc ufać doradcy, który kusi go ofertą objęcia innej posady – podkreśla Andrzej Maciejewski, partner zarządzający Spencer Stuart w Polsce.
Sami łowcy menedżerskich głów rozciągają też zasadę poufności na wynagrodzenia w branży. Najchętniej poprzestają na wymijającej informacji, że zarobki są podobne jak w innych firmach doradztwa biznesowego, takich jak Deloitte, PwC, McKinsey czy BCG.
Nam się jednak udało w przybliżeniu ustalić miesięczne płace brutto. Przy zastrzeżeniu – wielokrotnie powtarzanym przez naszych rozmówców – że bardzo wiele zależy od wielkości firmy, rangi projektów, które realizuje, czy wreszcie jej polityki płacowej. Na najniższym szczeblu w executive search, czyli na stanowisku researchera, który analizuje branże i spółki, wyszukując menedżerów pasujących do opracowanego przez konsultanta profilu kandydata, zarobki wynoszą 4–8 tys. zł (w zależności od doświadczenia). Do tego mogą dojść premie za udane rekrutacje sięgające 15–30 proc. pensji.
Zarobki konsultanta, który sam prowadzi projekty rekrutacyjne, wynoszą przeciętnie od 10 do 20 tysięcy. Najlepsi, wraz z bonusami, zarabiają powyżej 30 tys. zł. To konsultanci, którzy nie tylko są mistrzami w rekrutacji menedżerów, ale też dobrze sobie radzą w zdobywaniu klientów. – W tym zawodzie trzeba umieć łączyć perfekcję w realizacji projektów ze sprzedażą usług – zaznacza Dorota Kołecka, prezes DK Executive Search.