Gdy na ekranie pokazano jednego z astronautów przemierzającego w podskokach powierzchnię srebrnego globu, gazda zawyrokował: „Na tym ksienzycu to musi duć jak skur...syn!". Matka mojego kolegi, światła obywatelka miasta stołecznego Warszawy, zdecydowała się poprawić gospodarza: „Gazdo, na ksienzycu nie duje, bo tam nie ma atmosfery". Na co gazda z pewną zadumą: „No atmosfyry to tam ni ma, ale duć musi jak skur...syn...".
Prawda? Anegdota? Trudno powiedzieć, ale z pewnością oddaje w genialnym skrócie nasz polski stosunek do podboju kosmosu naznaczony zainteresowaniem, ale i lekkim sceptycyzmem, bo po co właściwie się tam pchać. No i ignorancja, bo skąd w końcu mamy wiedzieć, jeśli delikatnie mówiąc, nie jesteśmy jakimiś najważniejszymi liderami eksploracji sfer pozaziemskich.
Ze szkoły pamiętam fascynacje niektórych kolegów podbojem kosmosu. Oficjalnie kontestowali ruskich bohaterów i całą propagandę radzieckiej kosmonautyki, która mimo że chwilowo za Amerykanami, ale przecież jako postępowa musi wygrać, za to nocą rozstawiali na balkonie teleskop i marzyli o podboju gwiazd. Gdzieś tam przyświecali im w tych marzeniach bohaterowie serialu „Kosmos 1999", który dzięki Studiu 2 oglądaliśmy wszyscy z zapartym tchem (dzięki, panie Mariuszu!). Karmieni serialami, w których wszystko latało, fruwało, działało bez najmniejszych kłopotów, zastanawialiśmy się potem, skoro to wszystko takie proste, to czemu Polska, nasza socjalistyczna ojczyzna, nie ma własnego programu kosmicznego?
Zobacz pierwsze kroki człowieka na księżycu