Komandosi, samochody bojowe i szturm jak na filmie. A wszystko, by aresztować jednego, śpiącego we własnym domu człowieka. – Kwiecień 2002 roku, 6.00 rano. Żona z córką w popłochu, a oni mnie za łeb i na dołek i potem do prokuratury. Jak zobaczyłem kilkudziesięciu funkcjonariuszy obstawiających mój dom, byłem roztrzęsiony. Pytam ich: za co? A oni nawet w prokuraturze nie wiedzą, ale w prasie już było – opowiada dziś 54-letni Mirosław Ciełuszecki, były prezes Farm Agro Planty, o swoim aresztowaniu przed laty.
I choć tego nie dostrzegł, już wówczas mógł mieć pewność, że sprawa ma drugie dno. Prawo zabrania, by tego typu informacje „wyciekały" z prokuratury. Skazanie przez media to pierwszy gwóźdź do trumny, a potem są kolejne. Jeśli ktoś chce postawić przedsiębiorcy zarzuty, to je postawi. – Prawo karne jest bardzo szerokie i dość łatwo można przypisać przedsiębiorcy działanie zabronione, które można podciągnąć pod kategorię przestępstwo – mówi dr Wojciech Sadowski, adwokat K&L Gates. Prawnicy przyznają, że normy karne są napisane tak, że przy odpowiedniej interpretacji są w stanie w ogóle uniemożliwić prowadzenie działalności gospodarczej.
Oczywiście tak wcale stać się nie musi, ale w wypadku spółki Farm Agro Planta sprawdził się czarny scenariusz. Jej właściciela oskarżono o to, że okrada sam siebie, czyli że działa na szkodę własnej spółki akcyjnej, której był większościowym udziałowcem. Mówiąc językiem prawniczym, wyczerpuje to znamiona przestępstwa z artykułu 286 par. 1 w zw. z art. 294 par. 1 kk i zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat 10.
Komu spółka przeszkadzała? Sprawa miała swój początek w latach 90. Wówczas to Mirosław Ciełuszecki wrócił z emigracji do kraju i postanowił założyć własny biznes. Pochodzi z Nowego Berezowa pod Hajnówką i na rolnictwie zna się dobrze. Handlował zbożem, lecz kiedy poznał Marka Karpia z Ośrodka Studiów Wschodnich, poczuł, że chwyta wiatr w żagle. Karp miał wiedzę i kontakty zagraniczne, a Ciełuszecki kapitał. – Dyskutowaliśmy, co się dzieje w gospodarce, co nastąpi. Dużo mi podpowiedział. Przygotowywaliśmy kontrakty i kiedy miałem pewność, że ruszymy, założyłem firmę – opowiada Ciełuszecki.
Potas ze Wschodu
Był rok 1997, kiedy Farm Agro Planta zajęła się wymianą handlową ze Wschodem, a przede wszystkim sprowadzaniem do Polski soli potasowej, składnika potrzebnego do produkcji nawozów rolniczych. Problemem był przeładunek ze względu na inną szerokość torów w krajach byłego ZSRR, więc regularny handel wymagał budowy terminalu. Taka inwestycja warta była miliony złotych. – Na początku przeładowywaliśmy towar koparką, ale budowałem bocznice, sprowadzałem wagony, lokomotywy... – w końcu powstał cały system logistyczny. Zainwestowałem wszystkie pieniądze i nie miałem zamiaru oszczędzać. Zwłaszcza że sukces był ogromny – wspomina Ciełuszecki.
Dzięki terminalowi towar zakupiony na Kamczatce może po dziś dzień dojechać do Lizbony. Założyciel firmy zakładał, że będzie miał kilka tysięcy ton obrotów w skali roku, ale wkrótce okazało się, że przechodzi przez niego 2–3 tysiące ton nawozów i surowców mineralnych dziennie. Do spółki wszedł francuski koncern Lafarge zajmujący się kruszywami i tak powstała jedna z większych ówcześnie firm na ścianie wschodniej.