To co najpiękniejsze
Marta Walczewska wspomina, że kiedy zbliżał się czas wygnania z rodzinnego Lwowa, jej matka starała się pokazać córkom „to, co w tym mieście najpiękniejsze". Pokazała Panoramę Racławicką oraz zaprowadziła je do pracowni inż. Janusza Witwickiego, gdzie obejrzały panoramę plastyczną dawnego Lwowa. „Ten wspaniały model zachwycił mnie i pozostał w pamięci. Oczywiście nie potrafiłam wtedy ocenić wartości dzieła, niezwykłej dokładności jego wykonania. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie oświetlenie modelu – inne w słońcu, inne w noc księżycową – i światełka w oknach miniaturowych budynków".
Podobne wrażenia odnieśli inni, którzy widzieli model. To było prawdziwe miasto, w którym pamiętano nawet o spatynowaniu blach pokrywających dachy czy oddaniu zacieków na murach budynków.
Nazwisko Witwickich nie jest obce tym, którzy interesują się psychologią czy filozofią, przede wszystkim czytelnikom Platona, którego tłumaczył Władysław, ojciec twórcy Panoramy, oraz jego brata, psychologia Tadeusza Witwickiego. Starszy syn Janusz urodził się w 1903 r. Brał udział jako ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej. Ukończył architekturę, historię sztuki, studiował na uczelniach francuskich i włoskich. Pomysł odtworzenia Lwowa przyszedł mu do głowy, kiedy w Paryżu obejrzał modele miast francuskich XVII i XVIII w. będących dokumentacją techniczną fortyfikacji. Doszedł wtedy do wniosku, że „tak prawdziwie interesujące jest to, co powstało do końca XVIII wieku". Na dodatek, właśnie na przełomie XVIII i XIX w., pod rządami austriackimi, zmienił się wygląd Lwowa: zburzono mury, zasypano fosy, zniwelowano wały. Ta decyzja przyczyniła się do rozwoju miasta, ale była też znakiem rządów zaborców. Postanowił odtworzyć miasto sprzed utraty niepodległości, tuż przed 1795 r.
Budował swój Lwów przez 15 lat, za II Rzeczypospolitej, za pierwszej okupacji sowieckiej, za okupacji niemieckiej i drugiej sowieckiej. Za własne pieniądze, mieszkając kątem na Politechnice Lwowskiej: z czasem dostał część z planowanej dotacji od władz miasta oraz dwupokojowy lokal na Ormiańskiej 23. Panorama miała być gotowa w 1940 roku, na 600-lecie zajęcia przez Kazimierza Wielkiego Grodów Czerwieńskich. Wojna przekreśliła te plany. Ale nie przerwała prac nad Panoramą. Upór jej twórcy sprawił, że jedni i drudzy okupanci pogodzili się z myślą, że model Lwowa powstanie. A nawet dofinansowywali prace.
Wychodki muszą być
Zaczął od modelu w skali 1:500. Właściwy, w skali 1:200, miał powierzchnię prawie 16 metrów kwadratowych, czyli średniego pokoju. Na powierzchni tej zmieścić się miało kilkaset budowli, kamieniczki, kościoły i klasztory, mury i baszty, zamki – Wysoki i Niski, pamiętał o każdym szczególe, nawet wychodkach. Jak pisał w liście do ojca, który przygotowywał malarskie tło modelu (29 lutego 1944): „Wychodki jednak muszą być. (...) Skoro już i piece znalazły swoje miejsce (...) wychodki muszą być wszystkim lokatorom dostępne".
Ta dokładność zadziwiła nastolatka, który trafił do pracowni w ramach... lekcji tajnego gimnazjum: „Panorama (...) była miniaturą miasta z XVIII wieku, z murami, basztami, drzewami i figurkami ludzi. Można było wejść pod stoły, na których była ustawiona, i przez małe peryskopy obserwować domy i ich mieszkańców na ulicach czy placach. (...) na Niskim Zamku ubikacje mieściły się w wykuszach, a pod nimi były okna kuchni zamkowych, więc nieczystości przelatywały tuż obok, i tworzyły spory kopczyk na dole, co uwidoczniono w plastycznej miniaturze" – pisał w ocalałym wypracowaniu.