Janusz Kapusta: Odkryłem, gdzie K-dron jest w kosmosie ukryty

Janusz Kapusta, autor rysunków w „Plusie Minusie", odkrywca K-dronu, mówi o jego zastosowaniu w architekturze i sztuce. W czwartek otworzył w Muzeum Narodowym instalację na 500-lecie śmierci Leonarda da Vinci.

Publikacja: 07.06.2019 10:00

Ekspozycja Janusza Kapusty w Muzeum Narodowym w Warszawie. K-dron i człowiek witruwiański

Ekspozycja Janusza Kapusty w Muzeum Narodowym w Warszawie. K-dron i człowiek witruwiański

Foto: Archiwum Janusza Kapusty

Żyjemy w czasach, kiedy trudno już w przyrodzie coś odkryć, tymczasem pan dojrzał to, czego inni nie widzieli, a mianowicie kształt jedenastościanu, nazwany K-dronem. Obecnie stanowi m.in. element instalacji w Muzeum Narodowym w Warszawie połączony z motywem człowieka witruwiańskiego Leonarda da Vinci. Kim jest dla pana Leonardo?

Leonardo jest najważniejszym artystą, jaki istniał, najważniejszą postacią łączącą innowacyjność i sztukę. Kiedyś powiedziałem dowcipnie, że by być malarzem, trzeba mieć więcej czasu niż myśli. Leonardo był malarzem, ale namalował „tylko" kilkanaście obrazów, bo miał wiele przemyśleń, wolał się zajmować genialnymi wynalazkami. Zachwycił mnie, kiedy miałem 13 lat i byłem uczniem liceum plastycznego w Poznaniu. Moja ochota na przedmioty ścisłe i humanistyczne oraz sztukę była wtedy dość nietypowa, więc bardzo mnie ucieszyło, że odkryłem kogoś takiego jak Leonardo.

Prowadzi pan z nim od lat własny dialog.

Trochę tak. W pewnym momencie życia zainteresował mnie złoty podział, czyli harmonijna zasada proporcji ilustrowana przez Leonarda w księdze renesansowego matematyka Luki Pacioliego, a ja odkryłem – nieznane wcześniej, pojawiające się w relacji koła i kwadratu – nowe zasady złotego podziału. Jestem pewny, że Leonardo byłby tym odkryciem bardzo zainteresowany. Koło w człowieku witruwiańskim jest zakreślone z pępka i dzieli jego wysokość właśnie w złotym podziale. W mojej książce o K-dronie, wydanej przez WSiP w 1995 r., poświęciłem kilka stron na zilustrowanie zdania Jerzego Kosińskiego. Kosiński był zafascynowany K-dronem. To on sprawił, że pierwszy artykuł o moim odkryciu ukazał się w „New York Magazine". Jerzy powiedział, że gdyby K-dron odkryto wcześniej – świat wyglądałby inaczej. W książce pokazałem, jak wyglądałby K-dron, gdyby narysował go Leonardo da Vinci. A przygotowując się do instalacji w Muzeum Narodowym, odnalazłem w jego zapiskach kształt, który K-dron przypomina. Czytając ostatnio dużo o Leonardzie, zauważyłem, że wyjeżdżając jesienią 1981 roku do Nowego Jorku, skończyłem 30 lat, czyli tyle, ile miał da Vinci, przenosząc się z Florencji do Mediolanu. W dramatyczny sposób zmienił miejsce pobytu. Porzucił miasto Medyceuszy, żeby pojechać do Sforzy. Napisał wtedy znamienny list, w którym chciał się przypodobać władcy Mediolanu. W dziesięciu punktach, na trzech stronach, pisał, co mógłby dla niego zrobić. Gdyby wybuchła wojna – mógłby tworzyć machiny militarne, które pozabijałyby wszystkich przeciwników. A gdyby był pokój – mógłby się przydać, przesuwając koryto rzeki lub tworząc inne udogodnienia. Wskazywał też, że może organizować wyjątkowe bale i zaskakiwać ich uczestników. Dopiero w dziesiątym punkcie napisał, że umie malować.

Niedawno prezentował pan model instalacji na otwarciu w Cambridge Innovation Center (CIC).

Od jakiegoś czasu rozmawialiśmy z CIC o współpracy, ale kiedy na zaproszenie dyrektora Muzeum Narodowego Jerzego Miziołka przygotowywałem premierową instalację łączącą K-dron z człowiekiem witruwiańskim Leonarda, rzeczy zaczęły przyspieszać. Ponieważ Cambridge jest od innowacji, a da Vinci jest jednym z największych innowatorów w historii, pierwsze spotkanie organizowane przez amerykański instytut w Warszawie, zapowiadające jego działalność, odbyło się z moim udziałem. Połączyłem Leonarda da Vinci, Muzeum Narodowe, Cambridge i K-dron!

Jak duża jest instalacja?

Instalacja w Muzeum Narodowym ma wymiary 3 x 3 x 22 metry. Dziękuję, że trafiłem na Macieja Sajeckiego, który dokonał niemożliwego, czyli w bardzo krótkim czasie z dwudziestokrotnie mniejszej makiety skonstruował sześć obiektów. Właściwie to z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że instalacja wydarzyła się tylko dzięki wytrwałości i ochocie trzech osób: dyrektora Jerzego Miziołka, Macieja Sajeckigo i mojej.

Cały czas w tle czai się K-dron. Kiedy się pojawił na świecie?

K-dron, czyli nowy kształt geometryczny, który odkryłem, pojawił się w nocy, a w zasadzie nad ranem, z 10 na 11 stycznia 1985 roku w Nowym Jorku. Tyle że K-dron zaczął się niezauważalnie pojawiać już na rysunkach, które stworzyłem wcześniej w Warszawie, na początku lat 80., studiując historię filozofii na Akademii Teologii Katolickiej. Jadąc pewnego dnia rowerem, zadałem sobie pytanie, jak można narysować nieskończoność. Z tego właśnie pytania oraz wynikających z niego rysunków wyłonił się K-dron. Rysunki zabrałem ze sobą do Ameryki jesienią 1981 r.

Ważniejsza była Warszawa czy Nowy Jork?

W każdym działaniu liczą się myśl, inicjacja, początek, nasienie. Kiedy się nie ma się żadnego pomysłu – nieważne, gdzie się pojedzie, i tak nic z tego nie wyniknie. Nie ważniejsza więc była Warszawa, ale wcześniejsza. Trzeba mieć jakąś ideę. Choćby ona była bardzo schowana. Nawet w rysunku. Na pewno w rozwoju K-drona przydał mi się pragmatyzm Ameryki. Dlaczego w Polsce jest tak mało odkryć? Bo są kosztowne albo pracochłonne, męczące. Nie ma też takiej nagrody za sukces.

Czy K-dron jest odkryty czy stworzony?

Kiedy nowy kształt pojawił się na stole, a było to 34 lata temu, miałem poczucie, że odkryłem nowy kształt. Dlaczego mówimy, że Kolumb odkrył Amerykę? Bo Ameryka była! K-dron też istniał. Zajęło mi jednak osiem lat, żeby odkryć, gdzie K-dron jest w kosmosie ukryty. Jego historia to historia przeoczonego kształtu.

Otrzymał pan amerykański patent.

Nie można otrzymać patentu na kształt, ale na jego zastosowania. K-drona opatentowałem i jest to o tyle ważne, że patent jest sprawdzany. Nikt wcześniej go nie zauważył.

Skąd wzięła się nazwa?

Jedenastościanowi odpowiada jedenasta litera alfabetu, czyli K.

K jak Kapusta.

To też. Zresztą K-dron ma w sobie również kształt K.

Jak to się zaczęło?

Kiedy – jeszcze w Warszawie – zacząłem myśleć, jak narysować nieskończoność, od początku było dla mnie jasne, że sędzią w sprawie będzie oko. Ale jak ono podchodzi do nieskończoności? Po latach rysowania najpierw w liceum plastycznym, a potem na wydziale architektury znałem dobrze perspektywę. Wiedziałem, że wszystkie linie równoległe zbiegają się w jednym punkcie na horyzoncie, oraz to, że na linii horyzontu znajduje się, mówiąc po angielsku, vanishing point, czyli znikający punkt, oraz, mówiąc po polsku, punkt zbiegu. Tu mała dygresja. Język jest niezwykle ważny już choćby przez to, że pokazuje, jak w dwóch różnych światach opisuje się rzeczywistość. Po angielsku „ja" brzmi tak samo jako „oko", choć inaczej jest zapisane, a pokazuje, że to, czym jestem – jest tym, co widzę. Amerykanie nie mówią „I understand" – „rozumiem", tylko „I see" – „ja widzę". W tym kontekście ruchomy „znikający punkt" jest czym innym niż statyczny „punkt zbiegu".

Narysował pan punkt zbiegu i wydobył z perspektywy kształt K-dronu.

Nakreśliłem linię horyzontu, a na niej punkt, gdzie w nieskończoności spotykają się linie równoległe. Żeby to było lepiej widać, narysowałem korytarz biegnący w nieskończoność. Jakby piramidę wciśniętą w kartkę. Ponieważ o nieskończoności mówimy plus, minus uzyskałem, obracając o 180 stopni kształt korytarza biegnącego w nieskończoność, a wtedy pod korytarzem otrzymałem piramidę z wierzchołkiem zwróconym do widza. I to mną wstrząsnęło, bo okazało się, że w wyniku paru uprawnionych geometrycznie ruchów patrzymy na punkt w nieskończoności!

Czyli wydobył pan z przestrzeni zawartą w niej strukturę i przetworzył.

W 1999 roku w Łodzi zrobiłem instalację, która pokazywała, jak ze ściany wychodzi jeden koniec K-dronu, a z drugiej strony w nią wchodzi.

Co było jednak powodem, że z rysunku zrobionego w Warszawie wyniknął w Nowym Jorku K-dron?

Jak już wspomniałem, w 1981 r. na zaproszenie Andrzeja Pastuszka pojechałem do Ameryki i zostałem tam, ponieważ zatrzymał mnie stan wojenny. W grudniu 1984 r. zostałem zaproszony do udziału w wystawie. W katalogu pokazałem rysunki na temat nieskończoności. W drukarni katalog źle wydrukowano i cały nakład musieli powtarzać. Pomyślałem – co to jest za prowokacja kosmosu, że dostałem 1000 popsutych stron. Przyglądając się im, zobaczyłem, że jeśli odetnę linie horyzontów – uzyskam kwadrat, a kwadrat ma to do siebie, że można go ze sobą zestawiać. Zacząłem kwadraty wycinać, a one tworzyły bardzo ciekawe układy. Jako absolwent architektury zdałem sobie sprawę, że mogłaby to być świetna płytka ceramiczna. Teraz można to doskonale pokazać w prezentacji komputerowej, ale wtedy to nie było łatwe. Nie było. Moim komputerem była wyobraźnia. Dwa tygodnie po wycinankach zadzwonił do mnie przyjaciel architekt Bolek Ryzinski i powiedział, że jest ogłoszony w Waszyngtonie konkurs na projekt płytki z terakoty. Powiedziałem, że mam pomysł. Okazało się, że oni oczekiwali płytki trójwymiarowej. I wtedy nagle z płaskiego rysunku udało się stworzyć nowy geometryczny kształt. Kiedy o 5 nad ranem 11 stycznia 1985 r. jeden K-dron wszedł w drugi i zniknął, mogłem powiedzieć: „Eureka!". Niesamowite okazało się również współgranie K-dronowej płytki ze światłem, ponieważ od kąta padania światła zależało, jak w danym momencie wygląda układ, zmieniając zarówno barwę, jak i wizualny kształt. To dlatego mówiłem Amerykanom, że K-dron komunizuje, czyli zatraca swój kształt na rzecz ogółu.

Czuje się pan jeszcze artystą?

Jestem artystą o zainteresowaniach matematycznych i filozoficznych. Często na moich prezentacjach zadaję pytanie, dlaczego Picasso jest ważnym artystą. I sam na nie odpowiadam. Bo nie ściągnął od nikogo swojego stylu, tylko odkrył go w sobie. Co chcę powiedzieć? Kim jest ważny artysta? To człowiek, który wzbogacił wszystkich o siebie. W swoim już 34-letnim staraniu o zaistnienie K-drona wierzę, że wzbogacam świat o nową, piękną opowieść.

Mówi pan jak Einstein, że wyobraźnia jest najważniejsza, ważniejsza od nauki.

To kwestia wyobraźni, którą ćwiczyłem, wykonując wiele rysunków między innymi dla „New York Timesa". Jako ciekawostkę podam, że jestem jedynym artystą w historii gazety, który dorobił się książki złożonej z wydrukowanych tam rysunków. Kiedy wykonywałem jakieś zadanie ilustracyjne, robiłem minimum sześć szkiców, żeby ćwiczyć umysł. Ale dopiero później dowiedziałem się, co powiedział Einstein. Jest prawdą, że wiedza dotyczy tego, co wydarzyło się w przeszłości, a wyobraźnia kieruje nas w przyszłość.

Jak pchnął pan do przodu wiedzę o sześcianie, którą zawdzięczamy szwajcarskiemu uczonemu Ludwigowi Schläfliemu z XIX wieku?

Jeżeli dowolny sześcian podzielimy płaszczyznami przechodzącymi przez wszystkie jego osie symetrii, uzyskamy 48 najmniejszych części, czworościennych ostrosłupów. Są one nieodłączną właściwością sześcianu. Nie ma ich więcej ani mniej. Po raz pierwszy badał je szwajcarski matematyk Ludwig Schläfli. Podzielony sześcian ma w swoim środku punkt, w którym zbiegają się wszystkie wierzchołki 48 ostrosłupów. Wygląda on jak centralny punkt wybuchu rozprzestrzeniających się brył. W tak określonym i opisanym sześcianie Schläfliego nie ma K-drona. Jeżeli jednak weźmiemy cztery i ustawimy na sobie w dwóch rzędach, pomiędzy nimi, przesunięta o pół wysokości w dół i o pół w bok, pojawia się w naturalny sposób siatka K-dronów. Oczywiście dwa K-drony dopełniają się i tworzą sześcian, ale w stosunku do wyjściowych sześcianów i ich symetrii jest to nowy, o innej strukturze wewnętrznej sześcian, który w odróżnieniu od statycznej siatki sześcianów Schläfliego może być rozważany jako nowa, dynamiczna siatka sześcianów K-dronowych. To jest bardzo ważne, ponieważ na kolejnym etapie pracy, a współpracowałem z najwybitniejszymi matematykami, okazało się, że K-dron jest elementem ruchu. Najważniejsi okazali się Stanisław Kwapień oraz Jerzy Gawinecki, dziekan cybernetyki na Wojskowej Akademii Technicznej. Stanisław Kwapień z Texas A&M University i Uniwersytetu Warszawskiego w 1998 r. otrzymał Nagrodę Jurzykowskiego zwaną polskim Noblem. Otrzymałem ją rok wcześniej w sztuce. Spotkaliśmy się na gali, gdzie przedstawiono go jako matematyka-poetę. Następnego dnia pokazałem mu K-dron na schodach do Metropolitan Museum. Po trzech miesiącach otrzymałem list, w którym profesor pisał, że w trakcie badań nad równaniami różniczkowymi natknął się na kształt K-dronu!

W jaki sposób?

Profesor Stanisław Kwapień zauważył, że powierzchnia K-drona jest czasoprzestrzennym modelem równania drgającej struny. Jeżeli struna umocowana na swoich końcach zostaje odciągnięta w środku do góry, to utworzy ona dwa boki trójkąta. Kiedy strunę zwolnimy, odegnie się ona symetrycznie w dół i zacznie drgać, aż do wygaśnięcia. Co dzieje się między górą a dołem? Żeby to zobaczyć, potrzebujemy czasu. Jak podkreślił amerykański profesor Jay Kappraff, fakt, że powierzchnię K-drona można łączyć zarówno z symetriami sześcianu, jak i równaniem opisującym drganie struny, jest głęboko znaczący. Jest to wyjątkowe połączenie przestrzeni z fizyką.

Gdzie wykorzystano pana K-dronowe prace?

W wielu miejscach. W najpiękniejszej willi pod Florencją. Dla prezydenta Wrocławia przygotowałem projekty na Expo 2012. Model K-dronu był prezentowany na polskiej Paradzie Pułaskiego w Nowym Jorku. Powstały pomniki w Elblągu i Kole, z okolic którego pochodzę. Wymyśliłem 168 zastosowań K-drona, ale na razie tylko cztery udało się wprowadzić do masowej produkcji. Między innymi jest to pustak. Andrzej Czeczot żartował, że powinien się nazywać Kapustak. Wykorzystano go przy budowie Alias Studio w Hollywood, w firmie zajmującej się animacją m.in. w „E.T." Stevena Spielberga. Wykorzystali K-dron również we wnętrzu. K-dronem było wyłożone studio w Las Vegas, w którym Christina Aquillera nagrała swoją debiutancką płytę sprzedaną w 12 mln egzemplarzy. Dzięki globusowi w kształcie K-drona można w jednym planie zobaczyć południową i północną półkulę, co na tradycyjnym możliwe nie jest. Wymyśliłem też 16 sprawnościowych gier, a także K-dronowy alfabet, którym można pisać. W drodze są butelki do kolorowych alkoholi. K-dronu używałem w scenografii i kostiumach przy produkcji oper w reżyserii Lecha Majewskiego. Czekoladki w kształcie K-dronu są dostępne w Muzeum Seksu w Nowym Jorku. Powstał też K-dron dance. K-Dron jest w logo Polski Innowacyjnej. Teraz z myślą o łódzkim Festiwalu Czterech Kultur jesienią przygotowujemy instrument w K-dronowym kształcie. Ale przede wszystkim jest teraz do zobaczenia przed głównym wejściem do Muzeum Narodowego. Projekt K-Leonardo jest hołdem złożonym największemu artyście.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Żyjemy w czasach, kiedy trudno już w przyrodzie coś odkryć, tymczasem pan dojrzał to, czego inni nie widzieli, a mianowicie kształt jedenastościanu, nazwany K-dronem. Obecnie stanowi m.in. element instalacji w Muzeum Narodowym w Warszawie połączony z motywem człowieka witruwiańskiego Leonarda da Vinci. Kim jest dla pana Leonardo?

Leonardo jest najważniejszym artystą, jaki istniał, najważniejszą postacią łączącą innowacyjność i sztukę. Kiedyś powiedziałem dowcipnie, że by być malarzem, trzeba mieć więcej czasu niż myśli. Leonardo był malarzem, ale namalował „tylko" kilkanaście obrazów, bo miał wiele przemyśleń, wolał się zajmować genialnymi wynalazkami. Zachwycił mnie, kiedy miałem 13 lat i byłem uczniem liceum plastycznego w Poznaniu. Moja ochota na przedmioty ścisłe i humanistyczne oraz sztukę była wtedy dość nietypowa, więc bardzo mnie ucieszyło, że odkryłem kogoś takiego jak Leonardo.

Pozostało 94% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Vincent V. Severski: Notatki na marginesie Eco
Plus Minus
Dlaczego reprezentacja Portugalii jest zakładnikiem Cristiano Ronaldo
Plus Minus
„Oszustwo”: Tak, żeby wszystkim się podobało
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Fotel dla pani Eli
Plus Minus
„Projekt A.R.T. Na ratunek arcydziełom”: Sztuka pomagania
Plus Minus
Jan Maciejewski: Strategiczne przepływy