Jak wieżowiec wybudowany we Wrocławiu – realizacja marzeń elity, ale z drugiej strony zmusza całą resztę do patrzenia na ten budynek, bo będzie on widoczny z każdego punktu miasta.
Ten budynek jest bardzo arogancki, ale nie dlatego że powstał, tylko dlatego że we Wrocławiu nie ma takich wysokich budynków. Gdyby powstał w Warszawie, to by się odnalazł. Ale on jest gigantyczny i przeskalowany, nie przystaje do niczego. I dlatego jest arogancki. Ale arogancja jest słowem opisującym sporą część polskiej architektury, więc dlaczego i ten budynek nie mógł z tego skorzystać?
A jednak co chwila ktoś w ramach remedium na polską rzeczywistość proponuje różne wzorce z Zachodu.
Mamy te wzorce, tylko trzeba wiedzieć, jak z nich skorzystać. Jeśli weźmiemy koncepcję profesora Gehla, to zrozumiemy, że nie chodzi o zamknięcie ulic w mieście z dnia na dzień, tylko o stopniowe ograniczanie ruchu. Proces wyprowadzania ruchu samochodowego z Kopenhagi trwał 15 lat. Co miesiąc ograniczano liczbę miejsc parkingowych o 1 procent. I coraz mniej ludzi przyjeżdżało do centrum samochodami. Ale to było obliczone na lata. Natomiast u nas mamy myślenie nie dalekowzroczne, lecz kadencyjne. Pamiętam rozmowę z urzędnikiem w Poznaniu. Ja mu mówię o tym, że kostka brukowa na ścieżce rowerowej nie ma sensu, a on, że sprawdzają to rozwiązanie, i na razie sprawdzają je od lat. Mamy przykłady dobrych rozwiązań planistycznych. Urbaniści mówią, że powinniśmy skorzystać z rozwiązań niemieckich i angielskich. To zupełnie inne filozofie dotyczące tego, czego inwestor może oczekiwać i czego może żądać. Ale zamiast z tego skorzystać, my wyważamy drzwi i kombinujemy z planem zagospodarowania przestrzennego, w gruncie rzeczy nic nie zmieniając albo pogarszając sytuację.
Z pana książki wyłania się portret oszukanego, uwięzionego w niechcianej przestrzeni miejskiej społeczeństwa.
Na pewno sprzedanego, a częściowo oszukanego na własne życzenie. Na przykład te przedmieścia to efekt takiej polityki mieszkaniowej, ktora sprawia, że bardziej opłaca się kupić mieszkanie niż wynająć. A kredyt jest tak sformatowany, że przy średniej krajowej możesz kupić lokal jedynie na przedmieściach. Można oczywiście wybrać lepsze i gorsze przedmieścia, ale tu już ludzie się nad tym nie zastanawiają. Myślą, że skoro mają samochód, to będą dojeżdżać.
Za chwilę będziemy mieć pokolenie niżu demograficznego i osiedla na przedmieściach zaczną się wyludniać.
I znowu wracamy do planowania przestrzennego i problemu mieszkaniowego, który przecież wynika z planowania przestrzennego, bo u nas nie planuje się przestrzeni, tylko zysk, jaki można uzyskać dzięki jej jakości. Nie myśli się o tym, że przestrzenie, które są zaplanowane, będą zyskiwały na cenie, a te, które nie są, nie będą. Nie myśli się miastotwórczo, tylko w perspektywie politycznych kadencji. Jedynym rozwiązaniem jest rozwiązanie systemowe. Przestrzeń publiczna jest na tyle złożonym organizmem, że nie da się leczeniem objawowym załatwiać problemów. Druga rzecz to edukacja estetyczna, ale to nic odkrywczego. A na razie te doraźne działania estetyczne podejmują ludzie, którzy są w mniejszości i są uważani za oszołomów.
Która z historii, jakie pan opisuje, była najbardziej wstrząsająca?
Chyba budowa luksusowego ośrodka wypoczynkowego w Karpaczu, czyli Hotelu Gołębiewski. Tam poziom cynizmu, bo to już nie była głupota, osiągnął apogeum. Problem polega na tym, że Karpacz jest za daleko dla Warszawy czy Wrocławia. Nie ma tam oddziału ogólnopolskiej gazety czy dziennikarza, który by pisał o tych terenach. Podobnie jest z okolicami Świnoujścia, Rzeszowa czy Augustowa, nawet pod Bydgoszczą. Ten Karpacz nikogo nie obchodzi, bo media są warszawskocentryczne, stąd nie da się wywrzeć presji na tamtejszą rzeczywistość. Nie wiem, jaki przekręt trzeba by zrobić w Karpaczu, by to trafiło do prasy ogólnopolskiej. I dlatego tamtejszy poziom cynizmu wobec przestrzeni jest gigantyczny. Moim zdaniem tamten Gołębiewski powstał albo w ramach jakiejś wątpliwej umowy, albo z czystej głupoty i braku elementarnego szacunku dla krajobrazu. A tamtejszy krajobraz jest bezcenny. Teraz został bezpowrotnie zniszczony.
—rozmawiała Katarzyna Kazimierowska