Dama z buńczukiem

W domu pomocy powstała muzułmańska gmina. Jedyna taka na świecie. Pani prezes stworzyła ją z bezdomnych katolików i liczy na wsparcie firm arabskich.

Publikacja: 25.10.2013 21:56

Dama z buńczukiem

Foto: Plus Minus, Jerzy Danilewicz

Red

Podlodów, numer osiem. Droga prowadzi wzdłuż zapuszczonych stawów rybnych. Mija popegeerowskie osiedle. Kończy się w lesie bramą wjazdową. Przy budynku obok drobny mężczyzna. Szczera, chrześcijańska twarz.

– Pan tu jest kierownikiem?

– Raczej cieciem. Do pani prezes pierwsza alejka w prawo, potem pierwsza w lewo i już.

Kilka parterowych budynków mieszkalnych, zabudowania gospodarcze. Jakieś zamieszanie, sprzęty, tobołki, ktoś się wprowadza lub wyprowadza. Jeszcze dalej kamper z doczepioną łódką. Blok, mieszkanie na parterze, pani prezes leży w łóżku. Obok, w pościeli, dwa pieski. – Mam dziś urodziny, więc trochę je rozpieszczam – tłumaczy. Na nogę zakłada ortezę i gramoli się. – Pośliznęłam się i pogruchotałam.

W gabinecie kwiaty, ciasto, co chwila dzwoni telefon z życzeniami. Jubilatka, 67 lat, postawna, srebrne włosy, dokonuje autoprezentacji. – Elżbieta Maria Tarkowska-Chatila, to drugie od nazwiska jednego z mężów – wyjaśnia. – Jestem muzułmanką i księżną, mój ród wywodzi się z dawnego północnokaukaskiego szamchałstwa ze stolicą we wsi Tarki, przedmieścia dzisiejszej Machaczkały – mówi z dumą i wielką godnością osobistą. Prawie widać koronę na jej głowie.

Folwark książęcy

Fundacja Tarkowskich Herbu Klamry prowadzi w Polsce kilka domów pomocy. Przed dziesięcioma laty kupiła nieco ponad siedem hektarów w Podlodowie. I kilka budynków. Sprzedającym był Niemiec. Chciał tutaj zbudować farmę wiatrową. Interes nie zakręcił. Przed Niemcem terenem zarządzało wojsko. – Była filia Dęblina, obsługa lotniska i wojskowi studenci, nie tylko z Polski. Szkolili tych „binladenów" z krajów arabskich – śmieje się księżna.

Dom pomocy „Słoneczny" przyjmuje bezdomnych, byłych więźniów, alkoholików, życiowych rozbitków. Ale są zasady. Nie  wolno pić, bić i kraść. Księżna rządzi żelazną ręką. – Jak staruszek machnie piwko czy naleweczkę i nie wychodzi z pokoju, udajemy, że nie widzimy. Jego już się nie zresocjalizuje. Byle się nie uchlał i nie awanturował – tłumaczy. Ale młody od razu idzie za bramę – na wytrzeźwiałkę. Może sobie chodzić, leżeć, aż wytrzeźwieje. Jak podpadnie drugi raz – wylatuje z ośrodka.

Dyżurny na bramce sprawdza. Dzisiaj stoi pan Tomcio – księżna ma zaufanie do swoich cieciów. Bramkarz nie ma alkomatu. Pensjonariusz ma się poruszać w pionie i być grzeczny. Pan Tomcio zauważa też inną tendencję. Jak wracają do ośrodka, piją w tych krzakach, zostawiają butelki i wchodzą na świeżym procencie.

Fundacja potrzebuje środków na utrzymanie placówek. Jeśli ktoś sam zgłasza się do „Słonecznego", oddaje połowę swoich dochodów. Gdy trafia ze skierowania gminnej opieki – za zdrowego Tarkowska bierze 600 zł, za chorego 900 na miesiąc. Gminy płacą niechętnie. Dlatego księżna wpadła na pomysł. – Ja jestem muzułmanką, moja kuzynka, wolontariuszka też... Więc zgłosiłam przed rokiem muftiemu z Muzułmańskiego Związku Religijnego, że chcielibyśmy utworzyć gminę. Wystarczyło zebrać piętnastu wyznawców islamu. Zaraz po utworzeniu księżna wystąpiła do ministra cyfryzacji i administracji o dotacje na wydawanie miesięcznika i organizację imprez kulturalnych. Nie dostała. Ale liczy na wsparcie firm arabskich. Na rocznicę powstania gminy rozesłała zaproszenia, gdzie się dało. Do nazwy fundacji dopisała „muzułmańska". To nic, że w rejestrze jest inaczej. Tak lepiej wygląda. – Ja jestem muzułmanką, gmina muzułmańska, to i fundacja może być.

Im więcej członków, tym większa siła przebicia w staraniach o fundusze. W segregatorze księżna ma około siedemdziesięciu członków. Przy większości nazwisk figuruje adres ośrodka jako miejsce zamieszkania. – Ludzie przyjeżdżają, wyjeżdżają, nie wiadomo dokąd – wyjaśnia. Przed rokiem rozdała pensjonariuszom deklaracje. Pan Tomcio też się zapisał. – Nie musieliśmy robić żadnego wyznania wiary. Jeden podpis i zostałem muzułmaninem – neofita cieszy się, bo ma w ośrodku swój pokój i święty spokój.

Latem odbyła się wielka uroczystość. Cztery pary udomowione w „Słonecznym"  zawarły muzułmańskie śluby. Przyjechał mufti Tomasz Miśkiewicz. Nowożeńcy założyli tatarskie stroje. – Uroczystość była dla wszystkich – zaznacza pani prezes. – Obchodzimy święta i muzułmańskie, i katolickie. Na przykład odbył się Kurban Bajram, czyli święto ofiarowania. Rytualnie poderżnięto baranka z własnej hodowli. W ośrodku jest też drób i króliki.

Wkrótce do gmin muzułmańskich w Polsce, m.in. w Białymstoku, Gdańsku, zaczęły przychodzić anonimy. Że pani prezes siłą zmusza katolików do zmiany wiary. A do Grzegorza Bogdanowicza, szefa gminy warszawskiej, zgłosił się Khalid S. Polski konwertyta, przez kilka tygodni pełnił w gminie Podlodów funkcję zastępcy Elżbiety Tarkowskiej-Chatila. Khalid porzucił stanowisko. Opowiedział, co widział i słyszał.

Z rozmowy Bogdanowicz spisał notatkę: „Deklaracje członkowskie w Podlodowie były wypełniane przez osoby, które nie są wyznawcami islamu, ale mieszkają w ośrodku. Jako zależni od niej przymuszani są do podpisywania dokumentów, które są sprzeczne z ich wolą i przekonaniami. Pani Tarkowska tworzyła fikcyjne dokumenty z zebrań, których faktycznie nie było. W połowie roku odbyło się spotkanie, na które zaproszono Tomasza Miśkiewicza. Przy tej okazji pani Tarkowska przygotowała cztery pary do ślubu, którego udzielił pan Tomasz Miśkiewicz. Pary te nie chciały zakładać rodzin i wspólnie żyć i mało znały się wzajemnie, co wynikało z rozmów przedślubnych, a przy niektórych byłem obecny".

– Prosiliśmy muftiego Miśkiewicza, jako przewodniczącego MZR, żeby wyjaśnił sprawę. Nic z tym nie zrobił – żali się Grzegorz Bogdanowicz. A to przecież afera – w katolickim kraju zmuszać do zmiany wiary na islam.

Dziś w Podlodowie trudno już natrafić na muzułmanina. – Allah? Panie, my tu sami porządni katolicy – zgodnie odpowiada para mieszana, ćmiąc cudzesy na podwórku. Ci, co zostali muzułmanami, rozjechali się po Polsce. Pan Tomcio ich rozumie. – Nie każdemu odpowiadają zasady. Trudno utrzymać wstrzemięźliwość.

Na zbiorowych zaślubinach była Ajsza, muzułmanka z Warszawy. Pracownik socjalny od trzydziestu lat. Prezes Tarkowska wysłała dużo imiennych zaproszeń dla gości z innych gmin. Ajszę zastanowiło, jak to możliwe, że do gminy w Podlodowie zapisało się tak dużo osób. Na terenie, gdzie ostatnimi wyznawcami Allaha byli kandydaci na pilotów z krajów arabskich. Zaczepiła starszą pensjonariuszkę.  – To pani też jest muzułmanką? No, wie pani, każdy, kto chciał tu mieszkać, musiał podpisać. Ja i mąż jesteśmy emeryci, to nam już wszystko jedno.

Ajsza nie wiedziała wtedy jeszcze, że sama jest zapisana do gminy w Podlodowie. A nawet jest jej sekretarzem! – Jakiś czas po tych ślubach zadzwonił do mnie imam z Gdańska. Miał pretensje: – To ty pomagasz Tarkowskiej?! Jej gmina jest nielegalna!  – zdębiałam. Dzwonię do Podlodowa, czy to prawda. A Tarkowska do mnie, no tak, zapisałam cię, bo potrzebowaliśmy sekretarza, ktoś tam za ciebie się podpisał... Nawet za bardzo się tym nie przejęła.

Prezes Tarkowska wpisywała ją także do projektów, bez jej wiedzy, jako osobę odpowiedzialną. Bo potrzebne było nazwisko. Ajsza: – Jej chodzi tylko o kasę. Te wszystkie ośrodki należą do niej. Ma nieruchomość w Szwecji. Jest skuteczna w osiąganiu celów. Sama o sobie mówi: jestem jak Złota Orda, dyktuję warunki.

Księżna wyjaśnia: musi walczyć. Trudno jej uzyskać dotacje, bo nie idzie na układy. Dlatego jej nie lubią. Ale w świętej księdze jest napisane: jak pomożesz drugiemu człowiekowi, to tak jakbyś sam odmówił dziesięć modlitw. Dlatego pomagając, czuje się bardziej religijna.

Księżna narzeka: najgorsi są Tatarzy z Białegostoku. Spolszczeni. Wiadomo, jaki jest polski charakter. Zazdroszczą, jak komuś wychodzi coś z niczego. Księżna choruje, ma kłopoty z chodzeniem. Jeszcze niedawno do swoich ośrodków dojeżdżała autobusami. Jeden bogaty muzułmanin z Londynu o tym się dowiedział. Pan Bóg mu nie wybaczy, jak jej nie da samochodu, uznał. I kupił tego kampera. Była przy nim łódka. To już nie odczepiali.

Sny o potędze

Elżbieta Tarkowska-Chatila ma dalekosiężne plany. Jest nawet o tym film w Internecie. Nakręcony na zlecenie księżnej. Opowiada historię szamchałatu tarkowskiego. Powiązań z dworem carskim. Spadkobierców starego herbu rodowego: buńczuka z motylem. Podobno wywieźli go Niemcy w czasie wojny. Scenariusz wiedzie przez wieki, by znaleźć finał na cmentarzu tatarskim w Warszawie. Tam spoczywa Leyla Tarkowska z Glebowych. Ostatnia uprawniona do spuścizny po szamchałacie. Według Tarkowskiej-Chatila Leyla przekazała prawa do herbu jej dziadkowi. Potem ojciec ją obdarzył tym zaszczytem. W filmie po cmentarzu oprowadza Ajsza z Warszawy. – Nie wiedziałam, że to będzie film o pani Tarkowskiej. Miałam tylko opowiedzieć o starych grobach. Ajsza poszperała w książkach i nie znalazła dowodu na książęce pochodzenie prezeski z Podlodowa. Zgadza się tylko nazwisko.

A Tarkowska-Chatila chce odzyskać buńczuk z motylem. W tym celu zamierza utworzyć w Polsce rząd na uchodźstwie. – Podpowiedziała mi to prezydentowa Maria Kaczyńska. W 2008 roku, gdy byłam na spotkaniu z okazji kampanii „Jestem Polką, Jestem Polakiem". Najpierw musi powstać jakaś publikacja, książka potwierdzająca moje prawo do tytułu spadkobierczyni Tarki – księżna już zleciła napisanie znajomej muzułmance. – A potem zbiorę zacnych Tarkowskich, co prawda większość w Polsce to już katolicy, i ogłoszę powstanie rządu Tarki i Górnego Kaukazu! I co? Prezydent nie uzna? Był rząd polski w Londynie? Będzie Tarki i Górnego Kaukazu w Warszawie!

Na razie bramy do jej posiadłości nie otwiera elegancki odźwierny, tylko pan Tomcio. Nie czuje się jeszcze w pełni muzułmaninem. Dopiero się rozwija. Nie umie się modlić. Ale szuka wewnętrznej jedności z Bogiem. Wie, że jest Allah, a Prorok jego pośrednikiem.

– A w którą stronę stąd do Mekki?

– Tego nie wiem. To chyba będzie na wschód?

Podlodów, numer osiem. Droga prowadzi wzdłuż zapuszczonych stawów rybnych. Mija popegeerowskie osiedle. Kończy się w lesie bramą wjazdową. Przy budynku obok drobny mężczyzna. Szczera, chrześcijańska twarz.

– Pan tu jest kierownikiem?

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą