W takiej sytuacji warto mieć przy sobie „Mikrogramy" Roberta Walsera, krótkie opowiadanka – każde z nich można przeczytać między jednym a drugim kichnięciem. A jeśli stan jest już podgorączkowy, tym lepiej. Podwyższona temperatura sprzyja lekturze tej prozy, kapryśnej, meandrującej, obfitującej w niezwykłe zwroty i niesamowite skojarzenia. Prawdziwa uczta dla skotłowanej wyobraźni, niezwykły odlot od codziennej siermięgi. Wersy, które wyszły spod ołówka prawdziwego outsidera szwajcarskiej literatury.
A dlaczego spod ołówka? „Około 1916 r. Walser począł mianowicie stosować własną, nietypową kaligrafię. Pisał ołówkiem, bardzo czysto i starannie, ale zmniejszał litery do rozmiarów poniżej milimetra: na zeszytowej kartce papieru mogło pomieścić się obok siebie swobodnie parę wierszy, urywek dramatyczny i kilka osobnych utworów prozą" – to Małgorzata Łukasiewicz, która już od wielu lat tłumaczy książki klasyka szwajcarskiej prozy, m.in. jego powieści „Rodzeństwo Tanner", „Willa Pod Gwiazdą Wieczorną" i „Jakub von Gunten", które w swoim czasie nie zyskały wielu czytelników, a dziś są porównywane z utworami Franza Kafki.
Był Robert Walser (1878–1956) odludkiem, pisarzem, który programowo wycofywał się z życia. A przecież na jego zapisywanych gęsto karteczkach aż roi się od konceptów życie afirmujących: mamy pełne wewnętrznej głębi sceny z przechadzek po szwajcarskich ścieżkach (urodził się w Biel, w kantonie berneńskim), przepełnione czułością wizerunki kobiet (nigdy nie związał się z żadną z nich), zachwycające opisy szwajcarskiego krajobrazu i ludzi go tworzących. W „Mikrogramach" (niedawno dopiero odczytanych) aż roi się od tematów, czasem pisarz przeskakuje z jednego na drugi, by nagle zostawić nas z pewnością, że resztę musimy dopowiedzieć sami, może lśni gdzieś na marginesie książki, a może wcale jej nie ma?
Swoje samotne życie kończył Walser w przytułku dla psychicznie chorych, w którym spędził 27 ostatnich lat życia. Tragiczne życie? A może szczęśliwe? Sam pisarz wyznał odwiedzającemu go miłośnikowi jego pisania, że: „jest kompletnym zerem i chciałby zostać zapomniany". Dziś jego utwory są znane i komentowane, zadziwia przenikliwość i świeżość pisarskiej wizji, został klasykiem. Czytamy w jednym z opowiadań Roberta Walsera: „(...) jest tak, jak gdyby niewymownie siebie żałował i nie mógł tego wcale zrozumieć, a ta niemożność połapania się w samym sobie jest dla niego jak ból, jak ból fizyczny, jest jak trucizna. Czy to portret duszy, która utraciła swoje piękno? Czy to wizerunek kogoś, kto dotąd wierzył, a teraz nie znajduje już tego, co było mu najdroższe, wiary? Nigdy jeszcze nie widziałem tak zobrazowanej żałości. Czy sportretowano tu kogoś totalnie niezrozumianego?".
Robert Walser, „Mikrogramy", Korporacja Ha!art, Kraków 2013