Bujdy konopne

Jeśli dziś zalegalizujemy konopie, to gwarantuję, że za pięć lat ludzie zażądają amfetaminy.

Publikacja: 18.01.2014 03:42

Pija pan wino do kolacji?



Mariusz Jędrzejko, socjolog:

Chętnie. Jak większość dorosłych ludzi.



A gdyby tak zamiast szklaneczki czy dwóch wypalić pół skręta? Jaka to różnica?



Natury fundamentalnej. Alkohol, w przeciwieństwie do marihuany, to narkotyk legalny. A istotą życia w państwie prawa jest przestrzeganie tegoż. Jeśli ktoś uważa, że Polacy powinni palić konopie, niech zgłosi taki wniosek w Sejmie, uzasadniając korzyści, jakie to przyniesie. Wtedy większość parlamentarna wypowie się na ten temat.

Jakie to korzyści?

Więcej ludzi ginie pod kołami pijanych kierowców. Upaleni częściej giną jako piesi lub się topią. I tyle

Tu jest problem. Koronny argument Wolnych Konopi jest taki, że po legalizacji więcej będzie w sprzedaży czystego towaru, mniej marihuany hydroponicznej.

Jakiej?

Hodowanej sztucznie. W latach 70. i 80., gdy studiowałem, rozprowadzono głównie tzw. klasyczną marihuanę zawierającą ok. 3–4 proc. substancji aktywnej – tetrahydrokarabinolu. Palący mieli ataki śmiechu i robili głupoty, rzeczywiście się „rozluźniając", ale nie stanowiła ona dla zdrowia głębszego zagrożenia. Dziś wzrosło zapotrzebowanie, ale też oczekiwania biorców. Cóż, ludzie spodziewają się mocniejszych efektów, stąd producenci wymyślili nowe odmiany tego narkotyku. Marihuanę hydroponiczną – hodowaną bez światła dziennego w środowisku wodnym, z dużym dodatkiem chemii. Roślina jest niewysoka, ma za to bardzo dużą zawartość THC, czasami do 20–30  procent. Jej działanie jest silniejsze: zaburza motorykę, pamięć, zdolność oceny zagrożeń. Mamy też marihuanę modyfikowaną genetycznie.

Działa inaczej?

Szybko uzależnia psychicznie i wyzwala zachowania ryzykowne. Wczoraj rozmawiałem z 16-latkiem, który zaledwie od dwóch miesięcy codziennie przyjmuje dawkę skuna – silnej marihuany. I co? Już stracił rok nauki, zniszczył relacje z rodziną, nie rozumie, że kiedyś będzie musiał podjąć pracę, bo jego świat jest teraz pełen luzu. To efekt beztrosko rozpowszechnianych kłamstw, jakoby palenie trawki było jakąś cudowną przygodą i ścieżką relaksacji.

Wolne Konopie spodziewają się jednak, że po legalizacji będziemy hodować głównie tę klasyczną, mniej szkodliwą odmianę...

To argument bajkowy. Nigdzie na świecie legalizacja marihuany nie zlikwidowała świata przestępczego. Nie stało się tak w Holandii, nie stanie w USA. Trzeba na to patrzeć w kategoriach ekonomicznych. Handlarze narkotyków to ludzie chcący zarobić szybko wielką kasę. A towar o krótkim cyklu produkcji, szybko sprzedawalny, oznacza zysk zwielokrotniony. Mamy do czynienia nie z samarytaninem, lecz bezwzględnym biznesmenem – przestępcą marzącym o fortunie.

Będą jednak podatki, zmniejszy się szara strefa...

W pewnym stopniu. Nie obniży to jednak poziomu zagrożenia uzależnieniem. Popatrzmy, co się stało w Holandii: nie ma tam żadnego problemu z kupnem amfetaminy czy heroiny. Okazuje się, że legalizacja marihuany nie zmniejsza podaży tzw. twardych narkotyków. Nie ma na to żadnych dowodów. Empirycznie stwierdzono za to, że każda legalizacja prowadzi do wzrostu używania określonych substancji, bo idzie za tym wzrost podaży, informacji zachęcającej, promocji, a także psychologiczny mechanizm „spróbujmy tego owocu".

Zna pan jakieś badania na ten temat?

Weźmy Czechy: w październiku na konferencji „Socjalia" czescy naukowcy przedstawili wyniki badań świadczące, że zużycie marihuany wśród młodzieży wyraźnie wzrosło. W niektórych grupach blisko połowa deklarowała wypalenie jointa.

Bez przesady. W czym może zaszkodzić wypalenie jednego jointa?

Ale jaka będzie tego wartość dodana? Czy będziemy zdrowsi, skłonniejsi do refleksji czy nauki? A może bezpieczeństwo na drogach wzrośnie?

Jak pijemy alkohol, to też nie rośnie...

Ale marihuana nigdy nie stanie się substytutem alkoholu, bo to substancje o zupełnie różnym działaniu. I dwa odmienne problemy uzależnieniowe. Faktem jest, że alkohol jest bardziej śmiercioczynny, stanowi też większy czynnik kryminogenny. Więcej ludzi ginie pod kołami pijanych kierowców niż tych, którzy wypalili jointa. „Upaleni" częściej giną jako piesi lub topią się. Nie rozumiem, dlaczego nie mogąc poradzić sobie z olbrzymim problemem alkoholowym, ściągamy sobie na głowę jeszcze marihuanę. Mamy ponad 200 tys. ludzi leczonych z alkoholizmu i, według szacunków, około miliona ukrytych alkoholików.

Jesteśmy więc krajem pijaków...

Co 36. Polak jest alkoholikiem. Piwo stało się naszym napojem narodowym. Pamięta pani Euro 2012? To wtedy powstał schemat skojarzeniowy: piłeczka – logo browaru, piłeczka – marka piwa... Specjaliści od marketingu świetnie znają teorię społecznego „uczenia się", więc zafundowali nam sprytny mechanizm: piwo równa się warunek dobrej zabawy. Przyjacielski napój sine qua non. A ludzie w to uwierzyli i sprzedaż napojów wyskokowych rośnie. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że po legalizacji konopi Polacy zaczną pić mniej alkoholu. A jeśli ta legalizacja nie zmniejszy innych zagrożeń, po co ją wprowadzać?

By zażyć przyjemności...

Relaksować można się także, pływając lub jeżdżąc na rowerze. W ostateczności mamy też alkohol i papierosy. A nawet e-papierosy! Narkotyku zaś nie można traktować jako fajnego środka, który daje relaks. W przypadku marihuany na 10 osób palących uzależniona będzie jedna, czyli ryzyko wynosi 10 procent. To mniej niż przy alkoholu. Tyle że w przypadku młodzieży rośnie do 30 procent, a gdy łączymy THC z alkoholem, wynosi już 50 procent. Tymczasem konsumentami marihuany są głównie młodzież i młodzi dorośli.

Przecież ludzie odurzali się od zawsze we wszystkich kulturach. Starożytni Indusi rośliną zwaną soma, Chińczycy – opium. Polski śledzik woli raczej pływać. Może zatem zwyczajnie boimy się trawy jako obcej kulturowo substancji?

Nawet jeśli tak, to w jakim celu ją asymilować?

Choćby dlatego, że pragniemy nowych doświadczeń. A państwo nie musi tak dalece ingerować w obywatelską wolność...

Pojęcie wolności nie jest kategorią absolutną: mylimy wolność z samowolą. W demokracji zawsze decyduje większość, ograniczając wolność jednostki. Taka jest natura tego systemu. A w kwestii marihuany większość polskich obywateli okazuje się przeciwna jej legalizacji.

Inaczej niż w amerykańskim Kolorado. Tam 58 proc. uprawnionych do głosu opowiedziało się za legalizacją tego narkotyku. I co powiedział gubernator? „Ja się z tym nie zgadzam, ale obowiązuje mnie zasada demokracji. Wdrożymy to i będziemy obserwować, co się stanie".

Jednak w kwestii twardych narkotyków problem naruszania swobód obywatelskich nie istnieje. Ludzie nie chcą dawać sobie w żyłę wedle woli?

Do czasu, proszę zauważyć, jak rośnie problem z kokainą. To, co dzieje się w tej chwili, to rozmiękczanie, zwane wsadzaniem buta między drzwi. Jeśli spojrzymy na procesy społeczne i na to, jak rozwijają się różne patologie, zobaczymy, że zwykle mają początek w uprawomocnieniu drobnej rzeczy. Jeśli dziś zalegalizujemy konopie, to gwarantuję, że za pięć lat ludzie zechcą amfetaminy. A za dziesięć jeszcze czegoś innego. Widzi pani, albo coś nazywamy dobrem, albo złem...

Jest jeszcze mniejsze zło.

Nie ma takiego pojęcia, to rozmydlanie kategorii moralnych. Gdziekolwiek legalizujemy jakiś element zła, uznając coś nienaturalnego i kontrowersyjnego za fajne, to kolejna postać tego zła jest już dużo wyższa. Fundamentem przeciwdziałania patologiom jest zdecydowana reakcja na najmniejsze, nie największe przejawy zła. Tolerujemy prostytucję i już dzisiaj pan Palikot proponuje jej legalizację. Inny przykład: wulgaryzmy. Zwróćmy uwagę, jak stopniowo przestały nam przeszkadzać w debacie publicznej. Bo „któż by się zajmował językiem, gdy ludzie wokół giną"?

A czy pamięta pan, kto zbił fortunę na amerykańskiej prohibicji alkoholowej? Capo di tutti capi Vito Corleone – mafijny „Ojciec chrzestny" z powieści Mario Puzo.

Zgoda. W kwestii narkotyków też odchodzi się od całkowitej prohibicji. Ale USA graniczą z Meksykiem, gdzie świat narkotykowy rządzi częścią kraju. Co więcej, podaż narkotyków na rynku amerykańskim jest o wiele wyższa niż na polskim. Podobnie Urugwaj – tu także kwitła wielka, zorganizowana przestępczość. My nie mamy takiego zjawiska, stąd „naturalizacja" procesów światowych powinna uwzględniać lokalne warunki. Zresztą, jak rozmawiam z policjantami ścigającymi przestępczość narkotykową, to oni mówią: my się jointami nie zajmujemy, po co rozmieniać się na drobne? Pilnujemy tylko, by nie dotarł do nas wielki towar: kokaina, duże partie haszyszu i marihuany. Mówią: lepiej zatrzymać 500 kg marihuany niż stu małych dilerów.

Ale czy naprawdę pobyt w więzieniu za kilka skrętów może nas uszlachetnić i podnieść morale?

Jestem przeciwnikiem zamykania za to do więzień. Ale, proszę pamiętać, że nie idą tam ludzie uczciwi, ale nieszanujący prawa. Tym trudniej im je szanować, gdy widzą posła stojącego przed Sejmem z jointem w ręce i tezą „co mi zrobicie?". Albo czytają, że pies piosenkarki... zamawia marihuanę. Proszę zapytać swojego psa, czy potrafi zamówić cokolwiek! To kpina z prawa i elementarna nieuczciwość.

Czym zastąpiłby pan więzienie?

Leczeniem i edukacją. Lepiej byłoby, aby prokurator odstąpił od ścigania i kierował osobę uzależnioną do ośrodka, ale nie za miesiąc, tylko natychmiast. Kowalski złapany z marihuaną może od razu zgodzić się na leczenie i błyskawicznie trafić do ośrodka. Tam go przebadają i wystawią rachunek, który powinien pokryć on sam. Państwo polskie i tak wydaje na politykę antynarkotykową rocznie ponad 500 mln złotych.

Może to tylko niedzielny konsument, po co mu leczenie?

Proszę pani, ja nigdy nie powiem, że popieram legalizację marihuany. Jeśli państwo polskie podejmie taką decyzję, zawsze będę utrzymywał, że to błąd. Ale mam świadomość, że tak jak teraz być dalej nie może. Dlatego uważam, że ewentualną, stopniową legalizację marihuany można rozważać, ale pod warunkiem wprowadzenia odpowiednich zmian w świadomości społecznej. Chodzi o intensywną kampanię edukacyjną na wszystkich szczeblach edukacji szkolnej, już od 13.–14. roku życia, budowanie odporności na ofertę handlarzy narkotyków i bezwzględność wobec dilerów oferujących je nieletnim.

Także o naukę asertywności i odmawiania, ale nie na zasadzie „nie, bo nie", ale jako wynik znajomości dalekosiężnych konsekwencji używania narkotyków.

To zapobiegnie nałogom?

Jeśli wtedy zalegalizujemy konopie, prawdopodobnie wzrośnie liczba eksperymentatorów i sobotnio-?-niedzielnych palaczy. Liczba użytkowników stałych nie powinna się radykalnie zwiększyć. Tylko że w kwestii edukacji nie robimy jak dotąd nic. Szukałem na stronach najważniejszej w tym zakresie instytucji: Krajowego Biura ds.Przeciwdziałania Narkomanii informatora dla rodziców i pedagogów, czym naprawdę jest marihuana...

I co?

Niczego odpowiedniego nie znalazłem. Co więcej, byłem kilka dni temu w Radomiu na spotkaniu, z piętnastoma nauczycielami. I co usłyszałem? „Nie wiemy, co mówić uczniom. Nie ma prostych, czytelnych materiałów. Dzieci wiedzą od nas więcej i twierdzą, że jest fajnie. Nie dostrzegają, że coraz gorzej się uczą, opuszczają lekcje, częściej mówią rodzicom »nie«". Marihuana może nie zabije i nie wywoła nowotworu, ale zaburza relacje społeczne. A zdrowie społeczne jest tak samo ważne jak fizyczne.

Młody nie zapali jointa tylko wtedy, gdy stanie się to obciachem...

To nigdy nie stanie się obciachem, bo niemal całkowicie zanikło moralne wychowanie młodych ludzi. Wychowanie ma się opierać na systemie wartości. Nie ma wychowania poza aksjologią. A jak się wychowuje do wartości, to trzeba mówić zdecydowanie, że tata może mieć na imię tylko Robert, nie Barbara! A ludzi w rodzaju transwestytów czy transseksualistów trzeba chronić przed atakami, bo są ofiarami błędu natury. A nie, jak robimy to teraz, czynić z nich medialnych bohaterów. Inny przykład: kultowy pajac od mody, a przy tym poseł Rzeczypospolitej przychodzi do studia i mówi, że go... pupa boli. Pani też tak mówi kolegom ?w pracy?

No wie pan!

Ja też nie mówię studentom: Słuchajcie! Co myśmy z żoną wczoraj wyprawiali! Dlaczego? Bo to jest sfera intymności, prywatności człowieka. A oni mylą ją z tym, co stanowi sferę społeczną. Tak się już roznegliżowali, że nie mają nic do pokazania. Posiadanie czwartej żony czy trzeciego kochanka naprawdę nie prowadzi do stabilizacji społeczeństwa ani wolności. Gdy w takiej perspektywie spojrzymy na problem marihuanowy, zobaczymy, że jej upowszechnienie tylko tę destabilizację pogłębi.

Mamy w szkołach antyalkoholowe pogadanki dla rodziców. Dowiedziałam się tam, że jestem matką wyrodną i kobietą upadłą, bo trzymam otwartą butelkę wina na kuchennym blacie...

Widać prowadzą je nieodpowiedni ludzie, oszołomi. Mam w garażu 30–40 litrów nalewki, czy to znak, że jestem alkoholikiem? Spójrzmy na kraje śródziemnomorskie – ich mieszkańcy piją na co dzień, a czy widziała pani kiedyś pijanego Włocha? Potrzebna jest nam kultura picia i stosowania używek. Alkohol może być elementem życia człowieka, a nie, jak często w Polsce, celem tego życia. Człowiek na dyskotece najpierw się upija, potem zaczyna bawić. Mamy zresztą problem alkoholizmu uświęconego: urodziło się dziecko – tatuś pijany jak helikopter, zmarła ciocia – pijemy ku pamięci. Jak Polacy odreagowują stres? Badania mówią, że agresją, alkoholem i seksem w postaci zdrady. Znaczy to, że nie nauczono nas panować nad trudami życia. Dlatego reagujemy behawioralnie...

Czyli?

Jak dzikusy. Agresja, krzyk i bicie. Spójrzmy na stołeczne ulice tuż po siedemnastej. Przekleństwa, zajeżdżanie drogi, jazda lewym pasem 40 na godzinę. Młodzi, wykształceni z wielkich miast są dramatycznie zestresowani, a nikt ich nie nauczył innych sposobów odreagowania niż pokazanie innemu kierowcy środkowego palca. A przecież można zatrzymać się i pobiegać wokół samochodu albo zajechać na stację i zjeść lody.

Pan żartuje?

Skądże. My nie potrafimy nawet reagować na cudze błędy. Ktoś się pomylił na drodze? Powinien usłyszeć: „Hej! Trzymaj się, dobrze, że nic się nie stało!". A co słyszy? Najczęściej: „S...synu!". Jak, żyjąc w takiej kulturze, nie sięgać po używki? Czy wie pani, co mówią młodzi ludzie? Że utracili sens przyszłości: „Dobrze się uczyłem i jestem magistrem, ale mam pracę magazyniera w spożywczym dyskoncie". A w weekend siadają wspólnie i chcą „odlecieć". Ogląda pani dziennik TV?

Nie.

To dobrze. Bo bez względu na kanał niemal wszystkie informacje są negatywne. Ktoś, kto prowadzi politykę informacyjną w ten sposób, nie wie, na czym ona polega. Trzeba ciągnąć ludzi do góry, nie w dół. Jeśli młody człowiek słyszy tylko złe nowiny, buduje sobie negatywny obraz świata i myśli: „o kant pupy to wszystko potłuc, chociaż jointa zapalę i lepiej mi się zrobi". I taki oto mamy wynik. Nie chodzi o to, by wtłoczyć młodzież do kompanii karnych, ale wrócić do wychowania moralnego, stawiania granic i wpajania norm, że wolno tyle, by nie ograniczyć wolności drugiego człowieka.

Palenie marihuany nie ogranicza wolności drugiego człowieka.

Ogranicza, bo pani po wypaleniu jointa i wyjściu na ulicę stanowi zagrożenie dla mnie. Mogę panią przejechać i do końca życia sobie tego nie wybaczę.

W takim razie zdelegalizujmy też alkohol.

Niestety, brak nam nawet pomysłu, jak ustrzec się pijanych kierowców. Tyle się mówi po tragedii w Kamieniu Pomorskim o karaniu bandytów. Cztery lata temu w Senacie i Kancelarii Prezydenta mówiłem o konieczności wycofania alkoholu ze stacji benzynowych... Przecież my jesteśmy krajem idiotów! Czy widziała pani alkohol na stacji benzynowej w Niemczech, Szwecji czy USA? W walce z patologiami trzeba eliminować ryzyko, a nie ludzi.

Wróćmy jednak do marihuany. Gdy już wyedukujemy społeczeństwo, to co? Legalizujemy?

Nie tak prędko. Najpierw zorganizujmy debatę naukową: czy warto stosować konopie w polskiej medycynie. Niech wypowiedzą się lekarze, a jeśli powiedzą „tak", wprowadźmy to do prawa. Gdybym to ja był szefem Krajowego Biura ds.  Zapobiegania Narkomanii, to taka debata, transmitowana przez Internet, dawno by się odbyła. Tyle że polscy lekarze nie chcą stosować marihuany, twierdząc, że powoduje skutki uboczne, a na rynku są lepsze leki.

Ponoć marihuaną leczy się jednak w świecie...

To bajka. Nigdzie na świecie nie ma lekarstwa w formie jointów. Pewne choroby i stany pochorobowe, jak jaskra, schizofrenia, powikłania chemii ponowotworowej, leczy się, wykorzystując właściwości THC, aktywnego składnika marihuany. Podaje się jednak dawkę syntetycznej substancji, nie skręta!

A jeśli kwestię legalizacji do celów medycznych tak czy inaczej mamy załatwioną?

Wtedy, chcąc uciąć łeb kawałkowi przestępczego świata, wprowadzamy „małą legalizację". Co to znaczy? „Możesz w domu dla siebie hodować trzy krzaczki. Ale jeśli sprzedasz nieletniemu choćby jointa, dostaniesz wyrok do bezwzględnej odsiadki". Dopiero jeśli ten fragment programu zadziała, możemy rozważyć legalizację.

Cóż znaczy „zadziała"?

Znaczy, że nie wzrośnie liczba uzależnionych. Proszę zrozumieć, że w zakresie polityki antynarkotykowej zmian nie da się dokonać radykalnym gestem. Ale stopniowo. Warto skłonić się też ku pewnej refleksji: dlaczego w ogóle na tym polu ponieśliśmy porażkę? A moim zdaniem dlatego, że od 10 lat politykę tę prowadzą ci sami ludzie, unikający dyskusji i niepodejmujący żadnych inicjatyw, może zawodowo wypaleni? Skąd pomysł, by oddzielić dopalacze od narkotyków? Przecież to nic innego jak narkotyki wieloskładnikowe! Trzeba połączyć politykę narkotykową, alkoholową i dopalaczową. Ale powinni nią pokierować zupełnie nowi ludzie.

Tacy jak pan?

Zapewniam, że wiele by się zmieniło na dobre. A tymczasem nie ma komu tego wszystkiego wdrożyć! Rozmawiam z ludźmi z Wolnych Konopi, jest pole do dialogu. Rozmawiam też z panią, lecz co z tego? Możemy sobie gadać, ale muszą być ludzie, którzy zaczną coś robić. Tymczasem osobom o czytelnych, jasnych poglądach nie jest obecnie łatwo. Bo żeby cokolwiek zdziałać w kwestii narkotykowej, trzeba być odważnym człowiekiem i – proszę mi wybaczyć – trzeba mieć jaja!

Dr hab. Mariusz Jędrzejko jest wykładowcą Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej ?i dyrektorem naukowym Centrum Profilaktyki Społecznej

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy