Widziała pani wielkie napisy: „Alina, to dla Ciebie"?
Jadwiga Rogoża, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich:
Aktualizacja: 08.02.2014 01:03 Publikacja: 08.02.2014 01:03
Widziała pani wielkie napisy: „Alina, to dla Ciebie"?
Jadwiga Rogoża, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich:
Widziałam żarty internautów. Media donoszą, iż rzekoma konkubina Władimira Putina...
Jaka rzekoma? Wszyscy o tym mówią.
Mówią, że Alina Kabajewa mieszka z dziećmi w rezydencji prezydenta w Soczi.
Piękny gest – sprezentować ukochanej olimpiadę za 50 miliardów dolarów?
Tyle to ona kosztowała rok temu, teraz nawet te szacunki okazują się zbyt niskie.
Pogratulować rozmachu...
Ale powiedzmy od razu, że ostatnie oficjalne dane są o wiele mniejsze. W styczniu Putin podał, że to ledwie siedem miliardów dolarów, gdy wcześniej Miedwiediewowi wymsknęło się 50 miliardów.
Prezydent mówi, że 7 miliardów, premier wydał 50... Niezły rozrzut.
Nikt naprawdę nie wie, ile to kosztowało. Ewidentnie próbują zaniżać koszty w obawie przed reakcją społeczną.
No tak, siedem ludzie przełkną...
To zabawne, bo pierwszy kosztorys mówił o 12 miliardach. Dziś mogą powiedzieć, że każde igrzyska przekraczały budżet i wyliczono, że średnio było to 2,8 razy. W tej sytuacji przekroczenie tego w Rosji ponadczterokrotnie nie jest aż tak niezwykłe...
Znacznie droższe igrzyska letnie zorganizowano w Pekinie za 44 miliardy. A Chińczycy też mieli gest...
Pochodzący z Soczi były wicepremier Borys Niemcow mówi, że ukradziono z tego nawet 30 miliardów dolarów. Przedstawiciel MKOl Gian Franco Kasper był ostrożniejszy i uznał, że jedna trzecia wydatków została rozkradziona. Jednoznacznie nie da się tego ustalić.
A co można sprawdzić?
Z grubsza wiadomo, ile kosztuje kilometr szosy, a ile jedno krzesełko na stadionie i ceny rosyjskie co najmniej dwukrotnie przekraczają standardy zachodnie.
To było widać półtora roku temu na Ukrainie, ale oni mieli tylko pół Euro do zrobienia.
Tam w większym stopniu finansował to kapitał prywatny. W Rosji niby też się do tego zabrał, ale już się okazało, że kredyty, które inwestorzy wzięli w państwowym Wnieszekonombanku, będą restrukturyzowane. Stąd właśnie wysyp gorzkich żartów, że sponsorami Soczi będą emeryci i budżetówka. Wyliczono, że wychodzi 600 dolarów na głowę.
I to wszystko, by w Soczi zapłonął znicz olimpijski.
Świetny przykład – znicz.
Faktycznie, był wszędzie: na dnie Bajkału, czyli najgłębszego jeziora świata, i w przestrzeni kosmicznej, a Rosję objechał wszerz i wzdłuż.
Bijąc przy tym wszystkie możliwe rekordy. Także ten, że zgasł rekordową liczbę razy. W historii igrzysk olimpijskich zdarzało się to wcześniej sześcio- czy siedmiokrotnie. Tymczasem w samej Rosji to już ponad sto razy.
Nie wierzę!
Ależ tak! Po raz pierwszy zresztą zgasł pierwszego dnia, na Kremlu, i musiał go odpalić zapalniczką ochroniarz.
Cała Rosja: niebywały rozmach i niewiarygodne partactwo w jednym. „Tiechnika na grani fantastiki", jak mówią.
Bo mała fabryczka w Krasnojarsku też postanowiła mieć swój udział w zyskach z igrzysk i ewidentnie zaoszczędziła na materiałach, pozwoliła sobie na fuszerkę. Skoro nawet na zniczu poskąpiono, to o ile więcej przekręcono na poważnych inwestycjach? W Soczi opowiadano mi o inżynierze, któremu zaproponowano zaprojektowanie bodajże jednej ze skoczni przy użyciu połowy potrzebnego cementu.
Jak w Polsce, gdzie w miastach wielkich budów socjalizmu powstawały osiedla zwane „złodziejowo", bo z kradzionych materiałów budowlanych...
To określenie świetnie pasowałoby do Soczi. Tamten inżynier odmówił, ale przecież ktoś inny się zgodził i skocznie powstały.
Cały kraj to widzi, a Kreml nie reaguje?
Pyta pan, dlaczego Putin nie pali się do rozliczania korupcji? Bo ona kładzie się cieniem na nim osobiście. Wydałby wyrok na siebie, bo wszyscy doskonale rozumieją, że ostateczną odpowiedzialność za igrzyska w Soczi ponosi prezydent.
Ale nie da się chyba nie zauważać skali tego naigrawania się z prawa?
Odpowiednik naszego NIK, czyli Izba Obrachunkowa, już donosi, że nadużycia się zdarzały, ale od razu dodaje, iż na niewielką skalę, były bardzo ograniczone. A przecież dość powszechne jest przekonanie, że elita państwowa chciała organizacji olimpiady właśnie z powodów korupcyjnych.
Chodziło tylko o pieniądze?
Tę tezę postawił już ponad dekadę temu kontrowersyjny politolog rosyjski Stanisław Biełkowski, który nazwał rosyjską elitę sprzedawcami dżinsów. Dowodził on, że Putinowi i jego otoczeniu wcale nie chodzi o przywracanie statusu mocarstwa, ale o konwertowanie tego w finansowe zyski. I ta diagnoza okazała się trafna.
Ale zaraz, powtórzę pytanie: dobry car widzi, jak urzędnicy kradną i nic?
To poważny dylemat Putina, który z jednej strony na korupcję przyzwala, bo w ten sposób kupuje sobie lojalność urzędników, ale z drugiej musi jakoś jej skalę kontrolować i co jakiś czas wskazywać kozły ofiarne. Na razie odpowiedzialność poniósł tylko Achmed Biłałow, wiceszef rosyjskiego komitetu olimpijskiego, ale choć rozegrano to w pokazowym stylu, to wszyscy wiedzą, że to wciąż nie jest ta szarża. Niedawno media pokazały wielki pałac Władimira Jakunina, szefa państwowych kolei rosyjskich.
Pałac prywatny?
Jak najbardziej prywatny. Jakunin jest największym inwestorem olimpijskim. To kontrolowane przez niego firmy wybudowały drogę z lotniska do Krasnej Polany – niecałe pięćdziesiąt kilometrów za dziewięć miliardów dolarów.
O matko...
Najzabawniejsze, że ta szosa jest trochę jak znicz – jednorazowego użytku, przyda się tylko na olimpiadę, potem tak szeroka nie będzie potrzebna. Pojawiają się też pytania o jej jakość. Cztery lata temu we Władywostoku odbył się szczyt APEC i do obiektów kongresowych zbudowanych poza miastem za ogromne pieniądze dociągnięto drogę. I co? Zmyły ją pierwsze deszcze.
Całe Soczi zostało niemal zbudowane na nowo...
Oprócz drogi dla mieszkańców, a nie tylko tej dla gości igrzysk. Mieszkańcy nadal będą tkwili w korkach na jedynej większej ulicy prowadzącej przez miasto. Ale rzeczywiście pełne szklanych wieżowców Soczi w niczym nie przypomina już uzdrowiska. Jednak mieszkańcy na tym nie tylko nie zarobią, ale wręcz stracą. Liczba turystów w Soczi od lat spadała, bo tureckie czy egipskie kurorty stały się konkurencyjne cenowo, a w dodatku miasto było całkowicie rozkopane przed igrzyskami.
Teraz za to postawiono nowe hotele.
Przez co tylko powstała konkurencja dla mieszkańców, którzy żyli z wynajmowania kwater turystom. Jeśli to się im odbierze, to cała olimpiada Putina będzie dla miasta nie szansą, lecz wyrokiem.
Na razie dramatyzują ekolodzy.
To, co zrobiono już teraz, czyli wycięcie lasów i osuszenie bagien na terenie rezerwatu biosfery, to jeszcze nie koniec. W najbliższych latach w okolicach powstaną zapewne nowe domy i pałace bogatych Rosjan.
Już są.
To prawda, przewodnicy pokazują a to willę Żyrynowskiego, a to sanatorium Łukaszenki, ale widać, że do głosu dochodzi silniejsza grupa. Żyrinowski był kiedyś politykiem niesłychanie wpływowym, ale dziś, gdy trzeba było wybudować nową drogę, to poprowadzono ją obok jego posiadłości, która jest teraz niejako między dwiema nitkami trasy!
Ma pecha.
Nie ma już takich wpływów, by zmienić tę decyzję. Za to nowi putinowscy gracze wybudują dla siebie nowe wille w zaciszach rezerwatu i nikt im nie przeszkodzi.
Z kolei Krasnodar staje się centrum rosyjskiej rozrywki i clubbingu, bo gdzieś musiały trafić pieniądze z Soczi.
Na tym właśnie polega cała perwersja: w Rosji kilka lat temu zakazano hazardu i miały powstać jego cztery legalne strefy, między innymi w Kaliningradzie, gdzie nie wbito nawet łopaty w ziemię, ?oraz w Krasnodarze. Tam zresztą też ona nie powstała, ale teraz marzenia o hazardzie i wszelkiej rozrywce zaczynają się ziszczać.
Ukraść kilkanaście czy kilkadziesiąt miliardów dolarów to spore osiągnięcie, nawet jak na Rosję. ?W końcu ile można wydać na pałace?
(śmiech) Pańska wyobraźnia jest stanowczo zbyt uboga jak na rosyjskie standardy.
Nie docenia mnie pani.
Nie, to Rosjanie mają wieloletnie doświadczenie w praniu pieniędzy z korupcji, co widać po gigantycznej drożyźnie w Moskwie, gdzie nieruchomości są jednymi z najdroższych na świecie. Dlaczego? Bo milionerzy muszą te pieniądze gdzieś lokować. A przecież są jeszcze posiadłości za granicą, są konta w zagranicznych bankach, których posiadania oficjalnie zakazano ponad rok temu.
Niby nic nas nie powinno dziwić, bo w Rosji korupcja jest fundamentem państwa, a jednak...
Mówi się tam nawet o zarządzaniu korupcją, czyli o umowie między liderem a elitami, ?które dostają możliwość korzystania z korupcji. Lider w ten sposób nie tylko ich kupuje, ale i zdobywa na nich haki. Tak kształtuje się lojalność wewnątrz obozu władzy.
Putin korzysta z tego instrumentu częściej czy wystarczał przykład Chodorkowskiego?
Po powrocie na Kreml, już ?w innej atmosferze społecznej i politycznej, Putin zaczyna umacniać swoją pozycję, składając ofiary ze skorumpowanych oligarchów i polityków, z ministrem obrony Anatolijem Serdiukowem na czele. Prezydent, widząc, że chwieje się lojalność części elit wobec niego, zaczął je szachować hakami korupcyjnymi.
Soczi pokazuje jednak korupcję bijącą rosyjskie rekordy, korupcję na bezczela, bez granic. Szef kolei nawet nie odczeka i od razu stawia pałac. To jak w dowcipie, gdy ratownik zwraca uwagę chłopcom, by nie sikali do basenu. „Przecież wszyscy to robią" – bronią się tamci. „Tak, ale tylko wy z trampoliny".
Akurat Jakuninowi pogrożono palcem i latem ubiegłego roku media obiegła wiadomość, że zostanie zdymisjonowany. Szybko to zdementowano, ale był to wyraźny sygnał, że przekroczył on granicę nakreśloną przez prezydenta i dostał ostrzeżenie.
A propos, ile z tego wszystkiego skasuje sam Putin?
Tego nikt panu nie powie. Znacznie łatwiej jest szacować, ile biorą niżsi urzędnicy, w przypadku prezydenta to pilnie strzeżona tajemnica.
O jego majątku krążą legendy.
Wspomniany już Stanisław Biełkowski mówił kilka lat temu ?o czterdziestu miliardach dolarów, ale tak naprawdę to trochę kwestia fantazji. Parę lat temu pojawiły się zdjęcia gigantycznego pałacu w Gelendżyku nad Morzem Czarnym, który ma należeć do Putina, a którego budowa kosztowała ponoć miliard dolarów. A jest to jedna z wielu posiadłości prezydenta.
Jak wygląda przejmowanie takich kwot?
Tego się nie robi osobiście, lecz przez dysponentów. Przecież to o Abramowiczu mówi się, że jest londyńskim wysłannikiem Putina i jego elity.
Można dostrzec jakieś podobieństwa między igrzyskami w Moskwie z 1980 roku a obecnymi?
Prostych analogii oczywiście nie ma, ale pewne podobieństwa się nasuwają. Tamte igrzyska odbywały się w czasie zimnej wojny, teraz kraj też jest w stanie pewnej konfrontacji z Zachodem. Dzięki olimpiadzie Putin chce – jak Breżniew w 1980 roku – pokazać, że Rosja wciąż jest mocarstwem.
To dobry sposób?
Można olśnić świat przepychem, pokazać, że mimo światowego kryzysu gospodarczego potrafimy w kilka lat wybudować imponujące obiekty, stworzyć od podstaw kompleksy narciarskie, kurorty. I to gdzie? W strefie subtropikalnej! W tej chwili najważniejsze jest, by same igrzyska przebiegły bez większych zgrzytów, bo wtedy będzie można ogłosić pełne zwycięstwo.
Rosjanie staną na rzęsach, by zapewnić bezpieczeństwo w Soczi, prawda?
Miasto jest otoczone kordonem wszelkich służb, który ma odseparować je od Kaukazu. Problem polega na tym, że zamachy w Wołgogradzie pokazały, iż najbardziej trzeba obawiać się zamachów ze strony małych grup, pojedynczych osób, które nie zawsze podporządkowują się nawet Emiratowi Kaukaskiemu, co najtrudniej kontrolować. Jeśli jednak nie dojdzie do żadnej tragedii, to władze otrąbią sukces.
Patrzcie poddani, świat przyjechał, zachwycił się i zaakceptował takimi, jakimi jesteśmy. Niczego nie musimy zmieniać.
Taki ma być przekaz. Oto my, Rosja, prowadzimy politykę na własnych warunkach i wszyscy to doceniają. Jesteśmy w stanie świat zadziwić...
Oj, to prawda, zadziwiają.
...I robimy to wedle swoich reguł, niezależnie. Proszę pamiętać, że Rosja jest niesłychanie przeczulona na punkcie ingerencji w jej sprawy wewnętrzne i chętnie pokazuje, że polityka suwerennej demokracji, jak ją nazwał poprzedni ideolog Kremla Władisław Surkow, jej się opłaca.
Tak więc przekaz wobec świata jest zbliżony do tego z 1980 roku?
Tak, Rosja za wszelką cenę chce udowodnić, że jest mocarstwem i że będzie rządzić się swoimi własnymi prawami, a nie działać pod zachodnie dyktando.
A co z przekazem wobec obywateli? To samo: możecie być z nas i z siebie dumni?
To jest główna myśl, ale tu już napotykamy ogromne różnice w skuteczności tego przekazu. W czasach radzieckich była jedna, państwowa telewizja, radio i państwowe gazety, a propaganda była dojmująca. Teraz jest zupełnie inaczej.
Chce pani powiedzieć, że rosyjskie media są spluralizowane i w pełni wolne?
Nie, ale jest Internet i tam większość niezależnego, społecznego przekazu na temat Soczi jest jednoznacznie krytyczna i negatywna. Znajdziemy tam nie tylko narzekania na to, że rosyjski sport jest w kryzysie, a państwo w kompletnej zapaści, ale też wyniki niezależnych śledztw pokazujące, że przy organizacji igrzysk ukradziono grube miliardy. I powtarza się pytanie: czy przy tym poziomie ubóstwa, stanu klęski w edukacji czy służbie zdrowia kraj stać na kosmiczną olimpiadę? To budzi gigantyczną frustrację.
Co mówią ludzie?
Że to olimpiada dla bogatych, dla Kremla, któremu nie przeszkadza, że to zimowe igrzyska w podzwrotnikowym Soczi...
No, skoro w Katarze będzie można zorganizować mundial...
Skuteczność Kataru nie budzi wątpliwości. W Rosji podkreśla się z kolei osobisty wymiar organizacji igrzysk.
Wiem, wszyscy powtarzają ?do znudzenia, że to olimpiada Putina.
On sam się tego nie wypiera. ?W filmie dokumentalnym opowiada, jak to kilkanaście lat temu jeździł łazikiem po górach, wybierał miejsca pod olimpiadę, to była jego, osobista decyzja.
Kaprys cara?
Olimpiada to jego dziecko.
Czemu mu aż tak zależało?
To jego ulubione okolice, od lat jeździ na nartach w Krasnej Polanie, a w Boczarowie Ruczaju koło Soczi ma swoją rezydencję...
Przecież niejedyną w kraju.
Ale tę bardzo ceni, często odbywają się tam ważne, oficjalne spotkania, wzywa rząd w pełnym składzie i to oni muszą się pofatygować do Soczi, a nie on do nich.
Co igrzyska zmienią w Rosji?
Mówiliśmy już o tym, że poza aspektem mocarstwowym to osobisty projekt Putina i ma wspierać jego legitymizację.
Jego kadencja kończy się za cztery lata.
A konstytucja zezwala mu na kolejną i Putin już deklarował, że jest nią zainteresowany. Ale czy wystartuje? Nie jestem pewna.
Skąd te wątpliwości?
Dziś nikt nie rozlicza korupcji, ale po olimpiadzie może się pojawić kac, przekonanie, że to nie było warte tak ogromnych inwestycji i to w sytuacji, gdy choćby służba zdrowia funkcjonuje dramatycznie. Olimpiada, która miała być trampoliną dla Putina, może się okazać balastem.
Właściwie dlaczego? Putinowi nic nie zagraża.
On bardzo nerwowo, agresywnie reaguje na wszelką niesubordynację, chętnie demonstruje swą siłę, ale to potęga oparta na bardzo kruchych podstawach. W czasie pierwszych dwóch kadencji miał ogromne poparcie społeczne, sympatię elit i był niekwestionowanym przywódcą. Teraz to się zmieniło i lojalność trzeba coraz ostrzej wymuszać.
Na dwoje babka wróżyła: albo olśnieni olimpiadą ludzie dadzą władzy kolejny kredyt, albo obudzi się w nich frustracja i poparcie dla Putina osłabnie.
Gdyby to naród w Rosji decydował o zmianach na szczytach władzy, to może gniew społeczny odniósłby jakiś skutek, ale w najbliższej przyszłości to mało prawdopodobne. Społeczeństwo bardzo powoli zaczyna być podmiotem w polityce rosyjskiej, choć dwa lata temu wyjście na ulice rodzącej się klasy średniej wywołało zmiany na Kremlu. Ciągle jednak to nie ludzie mają głos decydujący.
A co teraz ma większe znaczenie?
Choćby ferment w administracji, bo pamiętajmy, że represje Putina są skierowane nie tylko na zewnątrz obozu władzy, ale i do wewnątrz, i wywołuje to niezadowolenie i obawy. Procesy skorumpowanych urzędników czy fale bankructw inwestorów mogą spowodować, że zechcą oni ujawnić fakty, które zaszkodzą Putinowi.
Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Takie rzeczy już miały miejsce. W wyniku konfliktów biznesmenów z otoczenia Putina Siergiej Kolesnikow uciekł do Stanów Zjednoczonych i tam zaczął sypać, opisał schematy prania pieniędzy, ujawnił mechanizmy korupcyjne. Nie można wykluczyć, że po Soczi takie rzeczy się nasilą.
Na koniec pytanie najważniejsze, w końcu rozmawiam z ekspertem: Kamil Stoch zdobędzie złoty medal?
...(śmiech) Mam nadzieję, że tak. Zastanawiam się tylko, jak na taki sukces zareagowałaby rosyjska publiczność. Czy tak jak na zwycięstwo Władysława Kozakiewicza w Moskwie?
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Widziała pani wielkie napisy: „Alina, to dla Ciebie"?
Jadwiga Rogoża, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas