„Brudne serca" poznańskiej dziennikarki Anny Karoliny Kłys po raz pierwszy zobaczyłem w postaci recenzenckiego egzemplarza, który przysłano do mojej redakcji tygodnika „Do Rzeczy".
Początkowo myślałem, że to kolejna publikacja IPN. Do lektury zachęcały wybite na okładce rekomendacje znanych dziennikarzy i historyków. Po chwili jednak w oczy rzucił mi się podtytuł: „Jak zafałszowaliśmy historię chłopców z lasu i ubeków". Użycie formuły „my" było pierwszym dzwonkiem ostrzegawczym. Od razu przypomniały mi się tytuły z „Gazety Wyborczej", w których zawsze używano liczby mnogiej, aby łatwiej sprzedać jakąś nagiętą tezę: „nie jesteśmy tolerancyjni", „nie potrafimy przestać bać się gender" czy „nie umiemy rozliczyć się z własną historią".
Życiorysy równoległe?
I rzeczywiście. Entuzjazm, jaki książka wzbudziła w tym środowisku, wskazuje na coraz mniej skrywane rozdrażnienie rozwijającym się od niedawna kultem Żołnierzy Wyklętych. Zwykła, pełna szacunku pamięć o ludziach niegodzących się ze zniewoleniem Polski przez Sowietów przedstawiana jest jako propagandowa idealizacja à la PRL. Bo przecież nic nie jest czarno-białe – przekonuje się nas – wszyscy byliśmy umoczeni, wszyscy współtworzyliśmy PRL, a w ogóle to i tak wszystkim rządził przypadek. Tylko czy gdzieś już tego nie słyszeliśmy? Ale po kolei.
Autorka „Brudnych serc", zgłębiając temat „Polski przejściowej" między wojną a komunizmem z lat 1945–1947, zwróciła uwagę na wspomnienia ks. Hieronima Lewandowskiego (1908–1998), który jako kapelan więzienny asystował przy ubeckich egzekucjach na żołnierzach podziemia. W jednej z relacji kapłan wspomina młodego skazańca Stanisława Cichoszewskiego, który umierał z wyjątkową godnością. Egzekucją dowodził równie młody ubek, Jan Młynarek. Byli niemal rówieśnikami – Cichoszewski miał 23 lata, Młynarek 25 lat. Po ucieczce z Polski Niemców i wejściu Sowietów obaj zapisali się do Milicji Obywatelskiej.
Chyba każdy dziennikarz dostrzeże w tym świetny pomysł na książkę. Trudno się więc dziwić, że Anna Kłys zainteresowała się tematem.
Zatem faktycznie – na początku 1945 roku obaj chłopcy zapisali się do milicji, ale już parę miesięcy potem ich drogi się rozeszły. Młynarek złożył podanie o przyjęcie do UB, a Cichoszewski wpakował się w kabałę, która zmieniła jego życie. W czasie patrolu natknął się na sowieckiego żołnierza molestującego młodą Polkę. Wywiązała się szarpanina, w której efekcie Cichoszewski zastrzelił Rosjanina. Został za to aresztowany i skazany na trzy lata więzienia. Gdy przewożono go do zakładu karnego, uciekł i przez wiele miesięcy ukrywał się u rodziny. W końcu przyłączył się do poakowskiego oddziału leśnego. Podczas ataku na posterunek milicji został ranny, a wkrótce potem pojmany przez ubeków. Sąd skazał go na śmierć, Bolesław Bierut nie przychylił się do prośby o ułaskawienie i 9 grudnia 1946 roku wraz z innymi skazańcami Cichoszewski został rozstrzelany.