Pogromca księży rewolucjonistów

W latach 60. i 70. kolejni duchowni uciekali do lewackich partyzantek, by z bronią w ręku walczyć ?z „obszarnikami" (a czasem ?z własnymi biskupami), ?albo angażowali się w budowanie prosowieckich państw sprawiedliwości społecznej.

Publikacja: 02.05.2014 02:00

Biskup Helder Camara, choć radykał, nigdy nie wystąpił przeciw Watykanowi ani ortodoksji

Biskup Helder Camara, choć radykał, nigdy nie wystąpił przeciw Watykanowi ani ortodoksji

Foto: AFP

Święty Jan Paweł II jest nie tylko heroldem obrony życia czy pasterzem, który zwyciężył komunizm. Jest także człowiekiem, który poskromił twórców groźnej chrystologicznej herezji. Herezji, która w pewnym momencie – tak jak przed wiekami arianizm – opanowała znaczącą część katolickiego świata, zdobywając sympatię intelektualistów, polityków i dziennikarzy. Stała się ona dla nich dowodem na to, że Kościół otwiera się na świat i – w duchu prawdziwego „dialogu" – przyjmuje prawdy marksizmu, w zgodzie z nimi kształtując swoją duchowość i duszpasterstwo.

Św. Jan Paweł II w teologii wyzwolenia, bo o niej mowa, dostrzegł jednak nie tyle wielki ruch społeczny czy „opcję preferencyjną na rzecz ubogich" (do której papieże zawsze zresztą nawoływali), ile niebezpieczną ideologię sprowadzającą Objawienie do wymiaru politycznego, podporządkowującą Kościół myśli marksistowskiej czy wreszcie redukującą rolę Jezusa Chrystusa do poziomu rewolucjonisty, a nie Syna Bożego. To te elementy właśnie, a nie – jak chcieliby lewicowi komentatorzy – sympatia dla neoliberalizmu i antykomunistyczny resentyment skłoniły Ojca Świętego do wydania teologii wyzwolenia ostrej walki. Walki, która – na szczęście dla Kościoła i dla Ameryki Łacińskiej – zakończyła się zwycięstwem Rzymu.

Nie ma boga nad Marksa

Aby dobrze zrozumieć wagę tego starcia, najpierw trzeba zrozumieć, czym w istocie była teologia wyzwolenia.

W mainstreamowych mediach zazwyczaj była ona przedstawiana jako szlachetny ruch na rzecz ubogich, brutalnie zniszczony przez kardynała Josepha Ratzingera i Jana Pawła II, którzy nie byli w stanie pogodzić się z inspirowaną „duchem soboru" głęboką reformą teologii, jaką zaproponowali Gustavo Gutiérrez czy Leonardo Boff. Medialne emocje rozpalało również to, że ojcowie teologii wyzwolenia wyznawali – przynajmniej w czasach swojej młodości – radykalizm także w życiu codziennym. Gutiérrez, peruwiański duchowny, przez wiele lat pracował na przykład w slumsach Limy i jak podkreślał w swoich książkach, to właśnie tam odnalazł i sformułował fundamenty teologii wyzwolenia. Inni – tak jak arcybiskup Helder Câmara – oddawali życie za wyznawane ideały, mordowani z przyczyn politycznych.

Kłopot polega na tym, że za niezwykłymi biografiami stały idee nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Wspomniany już ks. Gutiérrez (od 1992 roku dominikanin, wcześniej ksiądz diecezjalny) całkiem otwarcie formułował myśl, że w Ameryce Łacińskiej Kościół musi się stać narzędziem rewolucji społecznej (i to rozumianej w duchu jak najbardziej marksistowskim), inaczej bowiem odejdzie od nauczania Jezusa Chrystusa. „Jego wierność Ewangelii nie pozostawia żadnej innej wątpliwości: Kościół musi być widzialnym znakiem obecności Pana w kontekście dążenia do wyzwolenia i walki o bardziej ludzkie i sprawiedliwe społeczeństwo. Tylko w ten sposób przesłanie miłości, które niesie Kościół, może się stać wiarygodne i skuteczne" – pisał Gutiérrez w swoim programowym dziele „Teologia wyzwolenia" z 1969 roku.

Wyzwolenie i walka były przy tym rozumiane w duchu sowieckim. „Tylko radykalne zerwanie ze status quo to jest głęboka przemiana systemu opartego na własności prywatnej, dojście do władzy klasy wyzyskiwanej oraz rewolucja społeczna, która zniosłaby istniejące zależności, może doprowadzić do powstania nowego społeczeństwa, społeczeństwa socjalistycznego" – wieszczył Gutiérrez.

Już tylko to pokazuje, że w istocie myśl ta niewiele miała wspólnego z chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo miało być wykorzystane do głoszenia komunistycznych poglądów. Przyznają to zresztą także wielbiciele teologii wyzwolenia. „Oryginalność jego pracy polegała na używaniu języka chrześcijaństwa do głoszenia ideałów rewolucji społecznej" – zachwycał się Gutiérrezem lewicujący dziennikarz Edward Stourton.

Jeszcze dalej na drodze „dekonstrukcji" i istotowej sowietyzacji nauczania Kościoła zaszedł brazylijski franciszkanin (obecnie w stanie świeckim, mieszka z konkubiną w przeuroczej daczy) Leonardo Boff. Domagał się on przemyślenia samej eklezjologii i organizacji Kościoła w duchu marksizmu oraz przezwyciężenia hierarchicznego ustroju Kościoła, który zresztą – co niezwykle mocno podkreślał – „jako instytucja nie istniał w myśli Jezusa historycznego, lecz powstał w procesie ewolucji po zmartwychwstaniu". Z tego zaś wynika – i tu mamy do czynienia z zastosowanym wprost językiem kiepskiego marksizmu do analiz eklezjologicznych – że „w procesie historycznym kler przywłaszczył sobie środki produkcji religijnej ze szkodą dla ludu chrześcijańskiego, który zatem miałby zostać pozbawiony możliwości decydowania, nauczania".

O wolność ludu

Teologia wyzwolenia wywierała wpływ nie tylko na studentów i wykładowców uniwersyteckich. W krajach latynoskich coraz mocniej upowszechniał się wizerunek Jezusa Chrystusa jako „działacza politycznego", rewolucjonisty skrojonego na miarę Fidela Castro, Ernestro Che Guevary czy sandinistów. Kolejni duchowni uciekali do lewackich partyzantek, by z bronią w ręku walczyć z „obszarnikami" (czasem z własnymi biskupami) albo angażowali się w budowę prosowieckich państw sprawiedliwości społecznej, a niekiedy także rozmaitych form kościołów ludowych niezależnych od Rzymu, lecz za to gorliwie oddanych rewolucji.

Ikoną takiej postawy stał się ks. Camillo Torres. Ten Kolumbijczyk w imię wyzwolenia biednych i realizacji marksistowskiej rewolucji stworzył partię polityczną. Potem wstąpił do partyzantki i z imieniem Chrystusa oraz Marksa na ustach walczył z bronią w ręku w Armii Wyzwolenia Narodowego. „Odnalazłem ruch, który zmierza do wyzwolenia ludu od wyzysku oligarchii i imperializmu, ruch, który nie złoży broni, dopóki władza nie znajdzie się całkowicie w rękach ludu" – pisał. W roku 1966 Torres zginął w jednej z potyczek z regularną armią, by później stać się idolem chrześcijańskich komunistów.

Następcy Torresa, zainfekowani teologią wyzwolenia, nie udawali już nawet, że swoje poglądy wyprowadzają z Ewangelii. Wprost odwoływali się do Marksa i Engelsa, którzy ich zdaniem głosili czystą Ewangelię. – Chrześcijaństwo i marksizm są dla mnie jednym i tym samym – deklarował Ernesto Cardenal, nikaraguański ksiądz, a później działacz rewolucyjny. – Rewolucja jest tym, o czym nauczał Jezus. Są teolodzy, którzy twierdzą, iż Królestwo Boże, o którym mówił, jest bliskie współczesnej idei rewolucji. Rewolucji wywrotowej, która doprowadziła do śmierci Jezusa i niosła ze sobą zmiany polityczne i społeczne – uzupełniał. – Często mówiłem, że jestem marksistą przez Chrystusa i Jego Ewangelię, że do marksizmu przywiodła mnie nie lektura Marksa, lecz Ewangelii. Ewangelia Jezusa Chrystusa uczyniła ze mnie marksistę, mówiłem to i taka jest prawda. Jestem marksistą, który wierzy w Boga, naśladuje Chrystusa i jest rewolucjonistą dla Jego Królestwa – uzupełniał. O Kościele katolickim mówił: – Samozwańcza Matka Kościołów zdradziła Ewangelię. Watykan to coś zupełnie innego niż Kościół założony przez Chrystusa z garstką rybaków.

Takie poglądy zaprowadziły Cardenala w szeregi sandinistów. Wraz ze swoim bratem jezuitą Fernando Cardenalem sprawował nawet funkcje ministerialne, i to także w czasie, gdy sandiniści prowadzili morderczą wobec swoich przeciwników politykę.

Taka zaangażowana politycznie „teologia" i zbudowane na niej duszpasterstwo błyskawicznie zdobywały nowych wyznawców. Latynosi, którzy żyli w krajach rzeczywiście głęboko podzielonych nierównościami społecznymi, rządzonych przez gospodarcze kliki, okazali się niezwykle otwarci na nauczanie dające proste recepty na wyjście ze skomplikowanej sytuacji. A jeśli jeszcze propozycje takie głosili księża, to przyjmowali je bez większych obaw i oporów. Obraz dopełniają zagubienie wywołane w całym Kościele błędnie zinterpretowanym Soborem Watykańskim II i odejście od wyraźnego potępienia komunizmu na rzecz mgławicowego dialogu, który miał się stać nowym bożkiem teologów.

W rezultacie papież stanął wobec projektu, który mógł się zakończyć nie tylko schizmą, ale także groźną herezją, odejściem od prawdziwej wiary ogromnych mas Latynosów.

Papież przeciw teologom wyzwolenia

Jan Paweł II doskonale zdawał sobie z tego sprawę i już w czasie swej pierwszej pielgrzymki do Ameryki Łacińskiej w styczniu 1979 roku sprzeciwił się teologiom, które głosiły fałszywy obraz Chrystusa.

„W niektórych przypadkach przemilcza się bóstwo Chrystusa albo przyjmuje się faktycznie interpretacje niezgodne z wiarą Kościoła. Chrystus miałby być więc jedynie prorokiem, heroldem królestwa i miłości Boga, ale nie prawdziwym Synem Bożym, a więc i nie centrum samym i przedmiotem ewangelizacyjnego orędzia. Kiedy indziej usiłuje się dowodzić, że Jezus był działaczem politycznym, walczącym przeciw dominacji rzymskiej i władzom, a nawet zaangażowanym w walkę klas. Ale obraz Chrystusa polityka, rewolucjonisty, wywrotowca z Nazaretu nie zgadza się z katechezą Kościoła" – mówił św. Jan Paweł II do latynoskich biskupów 28 stycznia 1979 roku. I dodawał, że tylko pełna wiara w Chrystusa, takiego, jakim ukazuje Go Kościół, pozwala na prawdziwą służbę człowiekowi.

Papież jednoznacznie wskazywał, że główny problem z teologią wyzwolenia jest taki, że straciła ona zakorzenienie w Ewangelii, w spotkaniu z prawdziwym, a nie wymyślonym Jezusem Chrystusem. Do tej refleksji Ojciec Święty będzie wracał w czasie kolejnych pielgrzymek do Ameryki Łacińskiej. I za każdym razem będzie mocno przypominał o istocie chrześcijańskiej Ewangelii. Przekaz uzupełni apelem do klas posiadających i władz, w którym przypomni im o obowiązkach wobec biednych, słabych i wykluczonych.

„Wy wszyscy, którzy nazywacie siebie budowniczymi społeczeństwa, macie w rękach pewną władzę – dzięki waszej pozycji społecznej, waszej sytuacji i działalności. Użyjcie jej w służbie sprawiedliwości społecznej! Wyrzeknijcie się rozumowania opartego na zbiorowym egoizmie jakiejś grupy czy klasy" – mówił Jan Paweł II w 1980 roku podczas pielgrzymki do Brazylii. Zastrzegał jednak, że „apel ten nie jest usprawiedliwieniem walki klasowej – ponieważ walka klas skazana jest na jałowość i zniszczenie".

Kluczowym momentem w tym ostrym, ale ograniczającym się do słów dialogu św. Jana Pawła II z teologami wyzwolenia stała się pielgrzymka do Nikaragui w 1983 roku. To w jej trakcie Ojciec Święty osobiście przekonał się, że księża uwiedzeni teologią wyzwolenia (bracia Cardenal i ks. d'Escoto) nie tylko przyjmują – wbrew prawu kanonicznemu – urzędy ministerialne, ale też wspierają działania komunistycznych władz, których celem jest rozbicie Kościoła. Żaden z nich nie zaprotestował też, gdy sandinistowskie władze poniżały Ojca Świętego.

Papież się nie poddał. W ostry sposób wytknął błędy nie tylko rewolucjonistów, ale także wspierających ich „teologów". „Kiedy chrześcijanin, jakikolwiek byłby jego stan, przedkłada jakąś inną doktrynę czy ideologię nad nauczanie Apostołów i Kościoła, gdy czyni się z tych doktryn kryterium naszego powołania (...) wówczas osłabia się jedność Kościoła" – przypominał papież księżom, którzy nad kapłaństwo postawili kariery w lewicowych rządach. Ale oni go nie usłyszeli. Nawet wtedy, gdy Jan Paweł II, osobiście rozmawiając z ministrem i księdzem jednocześnie Ernesto Cardenalem, groził mu palcem i prosił o uregulowanie swoich relacji z Kościołem. Ani ks. Ernesto, ani jego brat nie zdecydowali się na budowanie jedności Kościoła...

Za słowami poszły czyny. Kardynał Joseph Ratzinger na wniosek Jana Pawła II wszczął procedury sprawdzające ortodoksję ojców teologii wyzwolenia. Ich owocem były dwie uzupełniające się instrukcje Kongregacji Nauki Wiary opublikowane w 1984 i 1986 roku.

W pierwszej („Instrukcja o pewnych aspektach teologii wyzwolenia") kardynał Ratzinger trafnie wypunktował szkodliwe idee teologów wyzwolenia, począwszy od socjologizacji objawienia, poprzez błędne rozumienie osoby Jezusa Chrystusa, aż po zafałszowanie idei Kościoła i fałszywe pojmowanie Eucharystii (bo i ona została zinterpretowana w duchu marksistowskim jako „eucharystia klasy"). Za tym dokumentem poszły decyzje, które ograniczały Gutiérrezowi i Boffowi możliwości nauczania i prosiły ich o wyjaśnienia.

Odpowiedź nadeszła błyskawicznie. O. Leonardo Boff przyjechał na rozmowy do kongregacji z dwoma kardynałami i 50 tysiącami podpisów Brazylijczyków, którzy bronili go przed rzekomymi atakami centralistycznie nastawionej i służącej interesom konserwatystów kurii rzymskiej.

Ks. Gutiérrez zaś zbudował swoją obronę na przekonywaniu, że potępienie go oznaczałoby w istocie potępienie „pewnego Kościoła, ruchu kościelnego i całego ludu wierzącego". Ta narracja świetnie się sprawdziła, bo niemała część zaangażowanych społecznie, ale wiernych Kościołowi, duchownych i świeckich latynoskich katolików tak właśnie odebrała watykański dokument.

Druga instrukcja Kongregacji Nauki Wiary w nieco bardziej pozytywnym tonie omawiała problem chrześcijańskiej wolności i wyzwolenia. Jak tłumaczył włoski filozof i polityk Rocco Buttiglione, jedną z przyczyn pojawienia się tej drugiej instrukcji było to, że Ojciec Święty dostrzegł zasadniczą odmienność postaw życiowych księdza Gutiérreza i zwolenników teologii rewolucji z Nikaragui. „W pewnym momencie Papież zapytał mnie: »On (ks. Gutiérrez) wierzy naprawdę, odprawia Mszę św., spowiada, modli się do Matki Bożej?«. Gdy odpowiedziałem: »Tak«, Ojciec Święty odparł zdecydowanym głosem: »W takim razie nie możemy go potępić! Musimy z nim rozmawiać«. Jan Paweł II zachęcił kardynała Ratzingera, by przygotował drugą instrukcję, która wyjaśniła wiele problematycznych spraw" – opowiadał Buttiglione w wywiadzie dla tygodnika „Niedziela".

I rzeczywiście, w odróżnieniu od wielu innych radykalnych przedstawicieli teologii wyzwolenia ten duchowny nie porzucił stanu kapłańskiego, a nawet w 1992 roku wstąpił do zakonu dominikanów. I choć nie zrezygnował ze wszystkich swoich nieortodoksyjnych poglądów, to wiele z nich złagodził.

Dogasanie rewolty

Ani instrukcje, ani potępienie nie rozwiązały problemu księży rewolucjonistów. Teologia wyzwolenia miała się całkiem nieźle i dopiero twarde decyzje personalne – mianowanie na urzędy biskupie kapłanów młodszych i zdecydowanie mniej zafascynowanych marksizmem, sprawiły, że w latach 90. XX wieku konflikt zaczął powoli dogasać. Nie bez znaczenia dla tego procesu były również odejścia z kapłaństwa i życia zakonnego czołowych przedstawicieli tego ruchu.

Dziś, głosząc marksizm czy lewicowe ideologie, wygodnie żyją sobie oni – tak jak Leonardo Boff – z tantiem za występy w zachodnich mediach i wykładów na zachodnich uniwersytetach. Z tym że teraz serwują swoim słuchaczom raczej ekologiczno-newage'owe popłuczyny niż Ewangelię. A Kościół, dzięki Janowi Pawłowi II, nie tylko nadal głosi Chrystusa, ale też walczy o godność najbiedniejszych i wykluczonych. Tych, o których Boff i jego możni protektorzy dawno zapomnieli.

Autor jest filozofem, redaktorem portalu Fronda.pl

Święty Jan Paweł II jest nie tylko heroldem obrony życia czy pasterzem, który zwyciężył komunizm. Jest także człowiekiem, który poskromił twórców groźnej chrystologicznej herezji. Herezji, która w pewnym momencie – tak jak przed wiekami arianizm – opanowała znaczącą część katolickiego świata, zdobywając sympatię intelektualistów, polityków i dziennikarzy. Stała się ona dla nich dowodem na to, że Kościół otwiera się na świat i – w duchu prawdziwego „dialogu" – przyjmuje prawdy marksizmu, w zgodzie z nimi kształtując swoją duchowość i duszpasterstwo.

Św. Jan Paweł II w teologii wyzwolenia, bo o niej mowa, dostrzegł jednak nie tyle wielki ruch społeczny czy „opcję preferencyjną na rzecz ubogich" (do której papieże zawsze zresztą nawoływali), ile niebezpieczną ideologię sprowadzającą Objawienie do wymiaru politycznego, podporządkowującą Kościół myśli marksistowskiej czy wreszcie redukującą rolę Jezusa Chrystusa do poziomu rewolucjonisty, a nie Syna Bożego. To te elementy właśnie, a nie – jak chcieliby lewicowi komentatorzy – sympatia dla neoliberalizmu i antykomunistyczny resentyment skłoniły Ojca Świętego do wydania teologii wyzwolenia ostrej walki. Walki, która – na szczęście dla Kościoła i dla Ameryki Łacińskiej – zakończyła się zwycięstwem Rzymu.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy