W skali całego kraju frekwencja podczas II tury wyborów prezydenckich wyniosła 56,46 proc. Przy tej wcześniejszej na poziomie 48,96 proc., co daje dokładnie 7,5 proc. różnicy na korzyść dodatkowego głosowania. Niektórych komentatorów popchnęło to do bałwochwalczych ocen naszej obywatelskości na poziomie bardzo dobrym.
Gdzie tam, co najwyżej dostateczny. I to z minusem! W końcu ledwie połowa wyborców poczuwa się do spełnienia swych obowiązków i wciąż istnieją miejsca – wiadomo: prawo statystyki – gdzie ludzie gremialnie nie poszli do urn. Co gmina to przyczyna, ale ujednolicić to można w zatrważającą diagnozę zapaści polskiej demokracji. Skąd to się bierze?
Klimat był zawsze przeciwko nam
Przede wszystkim trudno znaleźć pacjenta, bo kolejny raz egzaminu nie zdała Państwowa Komisja Wyborcza. Tym razem – po żenującej wpadce z wyborów samorządowych – wyniki szybko i schludnie wyświetlono na stronie internetowej, lecz podanie informacji o gminie z najniższą frekwencją przerosło możliwości biura prasowego. Uprzejmy głos w słuchawce tłumaczy, że postara się coś wydobyć od informatyków, chociaż chłopcy mieli ostatnie dni naprawdę ciężkie i udostępnienie właściwego arkusza w Excelu – który załatwiłby sprawę – nie jest proste. Zawsze zostaje – choć głos w swej uprzejmości nie śmie tego sugerować – przekopywanie się na własną rękę przez dane dla tysięcy gmin. I nie ma gwarancji, że czegoś się nie przeoczy, bo najgorsza frekwencja mogła być zarówno w województwie z najniższą średnią (opolskie – 47,9 proc.), jak i najwyższą (mazowieckie – 66,14 proc.). Miły głos ma więc jeszcze się odezwać i zadzwonić, ale milczy do tej pory.
Jeszcze w trakcie wyborów prezydenckich pracownia Ipsos podała, że dramatycznie jest w gminie Grunwald (powiat ostródzki w województwie warmińsko-mazurskim), gdzie do godziny 17.00 głosowało 25,53 proc. wyborców, czyli – jakkolwiek liczyć – co czwarty z uprawnionych. I to, co było możliwe z pomocą mieczy w poniedziałek 15 lipca 1410 roku, gdy w wielkiej bitwie średniowiecznej Europy polsko-litewskie wojska pod wodzą króla Władysława Jagiełły i księcia Witolda pokonały armię zakonu krzyżackiego kierowaną przez wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena – okazało się nie do zrealizowania 605 lat później, w niedzielę 24 maja, podczas II tury wyborów prezydenckich z użyciem długopisów. Skąd zapaść akurat w takim miejscu, bo gdzie jak gdzie, ale właśnie tam Polacy powinni umieć bić się o swoje?
Urząd Gminy Grunwald – który swoją nazwę wziął od bitewnej miejscowości, chociaż siedziba mieści się w Gierzwałdzie; oto siła marketingu! – tłumaczy to poniekąd warunkami atmosferycznymi Warmii i Mazur, które wynikają ze ścierania się wpływów klimatu morskiego i kontynentalnego, co daje zmienność zjawisk pogodowych, nasłonecznienie mniejsze niż w innych rejonach kraju (długość okresu bezmroźnego wynosi około 125 dni, gdy gdzie indziej dochodzi do 190 dni), krótszy okres wegetacji, dużą wilgotność powietrza oraz silne wiatry. No i jak żyć, choć tu pięknie? „W krajobrazie dominuje falista wysoczyzna morenowa zbudowana głównie z gliny zwałowej, także z udziałem piasków i żwirów lodowcowych" – pisze ze znawstwem sekretarz gminy Waldemar Szydlik. Większość to pola, trochę lasów. Są jeziora i rzeka Drwęca wypływająca ze źródeł na zboczu malowniczej doliny. Gmina leży w obszarze zielonych płuc Polski, jej część wchodzi w skład otuliny i Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Uchowało się wiele zabytków: kościołów, pałaców i dworów.