Wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi miniony weekend przyniósł apogeum kampanii wyborczej. Oczywiście spodziewać się można jeszcze wszystkiego. Nowych tematów, nowych zarzutów, nowych nagrań, przecieków czy śledztw. Ale Koalicja Obywatelska już prawdopodobnie nie wymyśli niczego bardziej oryginalnego niż wymiana głównej twarzy kampanii będącej zarazem kandydatem na premiera. Z nieco topornego lidera uosabiającego twardy styl opozycyjności i twardą metodę kierowania partią na miłą panią apelującą o przerwanie spirali nienawiści.
Karty na stole
Z kolei obóz rządzący przy największych wysiłkach nie będzie już w stanie przebić swoich własnych obietnic złożonych w ostatnią sobotę w Lublinie. Zapowiedź utrwalenia trzynastej emerytury w systemie socjalnym Polski, a nawet poszerzenia tego systemu o czternastą, i radykalnego podniesienia płacy minimalnej oznacza dojście do ściany.
Jeśli rozpatrywać te propozycje łącznie z „piątką Kaczyńskiego", mamy wizję potężnych wydatków o nieznanej do końca skali, a na pewno nieznanych konsekwencjach. I do tego jeszcze wygłoszoną jednym tchem obietnicę ścięcia wydatków tak, aby Polska miała osiągnąć niedostępny wielu mniej rozrzutnym krajom stan budżetowej równowagi.
Karty zostały rzucone na stół, można by nawet twierdzić, że gracze próbują się posługiwać równocześnie kilkoma taliami. W atmosferze kompletnej improwizacji i niewielkiego liczenia się z wiarygodnością własnych słów. Kiedy w piątek obserwowałem w Polsacie posła Marcina Święcickiego z KO-PO, polityka, który zaczynał karierę w zupełnie innych epokach, jak dociskany przez dziennikarza Piotra Witwickiego nie umie wymienić nawet przybliżonych, z pewnością wielomiliardowych kosztów obietnic jego formacji, uznałem to za symbol. Tenże sam Święcicki nie potrafił powtórzyć prawidłowo hasła dopiero co wrzuconego w obieg przez jego komitet wyborczy.
Ale naturalnie stopień wiarygodności obozu rządowego też nie powala na kolana. Symbolizuje go kontrast: z jednej strony zapowiedź czternastej emerytury na przyszłość w scenerii bombastycznej konwencji. Z drugiej bezradność polityków PiS łącznie z premierem, kiedy przychodzi tłumaczyć, dlaczego ta trzynasta nie została na przyszły rok wpisana do budżetu.