Poszło o to, że na sam koniec kadencji posłowie wyciągnęli z szuflady projekt Instytutu Ordo Iuris mający rzekomo karać za propagowanie pedofilii. Projekt jest fatalnie napisany, zawiera nieprecyzyjne przepisy o karaniu za pochwalanie i propagowanie współżycia przez małoletnich. Według prawa to osoby poniżej 18. roku życia, ale karalne jest współżycie z 15-latkami i młodszymi. Ordo Iuris wieku nie precyzuje. Czy więc rodzic, akceptując uprawianie seksu przez 17-letnie dziecko, ma podlegać karze opisanej w ustawie „Stop pedofilii"? I jak zdefiniować „pochwalanie"? Czy oznacza to każde zachowanie inne niż stanowczy sprzeciw? Poza tym właściwie dlaczego rodzice, których sumieniu nie przeszkadza współżycie niemal dorosłych dzieci, mieliby głośno protestować? Między innymi z tych powodów trudno zapisać się do grona obrońców projektu.
Z drugiej strony jego przeciwnicy nie grają fair. Rozpętywanie międzynarodowej awantury pod tytułem: „PiS chce zakazać edukacji seksualnej", to gruba przesada. Edukacja seksualna jest chyba czymś innym niż propagowanie czy – przy całej opisanej powyżej kłopotliwości pojęcia – pochwalanie współżycia młodych ludzi. No, chyba że jest tak, jak się obawiają konserwatyści, że ma ona polegać właśnie na zachęcaniu do podejmowania aktywności seksualnej.
I tu dochodzimy do sedna. O tym, kto występuje w tym sporze jako lewica, a kto jako prawica, decyduje stosunek do edukacji seksualnej i to, jak to pojęcie się rozumie. Istotą jest więc to, kto będzie sprawował kontrolę nad ludzką seksualnością. Czy w tę sferę ma wprowadzać rodzina, zgodnie z własnymi poglądami, czy też szkoła i serwujący pozornie obiektywną wiedzę tzw. seksedukatorzy. Lewica doskonale wie – widzimy to przecież co najmniej od pół wieku – że przemiany obyczajowe dotyczące płciowości są kluczem do moralnej rewolucji, bez której nie da się przeprowadzić rewolucji społecznej.
By przekonać się, że lewica chce promować swoje podejście do seksu pod płaszczykiem neutralności i naukowości, wystarczy analiza słynnych już wytycznych WHO dotyczących edukacji seksualnej. Przyjrzyjmy się definicjom. Dokument za cel takiej edukacji uznaje utrzymanie zdrowia seksualnego. Jeszcze 40 lat temu WHO definiowała je jako połączenie różnych aspektów ludzkiej płciowości, które mają tworzyć relacje międzyludzkie i miłość. We współczesnej definicji nie ma ani słowa o związku z innymi ludźmi, o miłości nie wspominając. Mówi się o przyjemności czerpanej z doświadczeń seksualnych, które muszą być wolne od przymusu, dyskryminacji czy przemocy.