Wydawało się, że za chwilę dotrzemy na Wenus, zaliczymy po drodze Marsa i podbijemy sąsiednie układy planetarne. Tymczasem nawet na Księżyc już nie latamy. Wizja świata z „The Long Journey Home" oddala się zarówno w czasie, jak i przestrzeni.
W grze wybieramy czterech spośród dziesięciu zaproponowanych nam kosmonautów, potem decydujemy się na konkretną jednostkę transportową i po opuszczeniu Ziemi przechodzimy krótkie szkolenie nieopodal Marsa. Po poznaniu statku wreszcie dokonujemy przełomowego skoku w stronę Alfa Centauri. I wtedy właśnie powtarza się historia rodem z Apollo 13. „Houston, mamy problem". Tyle że Houston znajduje się obecnie lata świetlne od nas i nic nie może zrobić.
Gra „The Long Journey Home" stanowi połączenie strategii ekonomicznej, gry fabularnej, symulatora i szkoły przeżycia. Badamy kolejne planety i lądujemy na nich, by pozyskiwać cenne surowce, np. paliwo pozwalające na kolejne podróże. Znajdujemy również nieznane na Ziemi rośliny oraz wraki statków należących do obcych cywilizacji. Z czasem poznamy również ich przedstawicieli! Z niektórymi nawiążemy nić porozumienia, z innymi zaś będziemy zmuszeni stoczyć wojnę – najwyraźniej nie jesteśmy jedyną agresywną rasą we wszechświecie.
Dzieło Daedalic Entertainment to produkcja olbrzymia, oferująca sporą swobodę działania oraz losowo generowane światy. Jasne, ma swoje wady, niekiedy rozgrywka staje się zbyt powtarzalna i przez to nudna. Jednak na razie „The Long Journey Home" to jedyna nadzieja ludzkości na podbój kosmosu. „Nasi" dopiero myślą o Marsie. I pewnie jeszcze długo go nie zdobędą, skoro nawet Księżyc sobie odpuścili.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95