We Wrocławiu zapanowała moda na chodzenie na mecze Śląska. Na dworze było zimno, można było zostać w domu i obejrzeć mecz w kapciach przed telewizorem, a mimo to na trybunach zasiadło 40 tysięcy widzów. Jacek Magiera na konferencji prasowej na pytania o frekwencję odpowiadał, że wsparcie fanów ma duże znaczenie. Na Legię przyszło 45 tysięcy widzów, na meczu z Rakowem też stadion niemal się wypełnił.
Kibice zobaczyli wyrównany mecz, z przewagą Rakowa w pierwszej połowie i lepszą grą gospodarzy po przerwie. Oba gole padły po koszmarnych błędach. Najpierw Alex Petkov nie trafił w piłkę, która trafiła w polu karnym do Sonny’ego Kittela, a ten z bliska bez trudu pokonał Rafała Leszczyńskiego. Wyrównanie padło po błędzie bramkarza mistrzów Polski. Vladan Kovacević potrafi bronić kapitalnie, ale zdarzają mu się momenty rozkojarzenia. Nie wiadomo po co próbował w 67. minucie wyjść do piłki, której nie miał szans przechwycić. Jego błąd wykorzystał Piotr Samiec-Talar, który strzelił do pustej bramki.
Czytaj więcej
Holendrzy, Austriacy i Francuzi będą grupowymi rywalami Polaków na Euro 2024, jeśli drużyna Michała Probierza przejdzie marcowe baraże.
Remis w hicie kolejki oznacza, że Śląsk nie przegrał już 14. meczu z rzędu, ale mimo to we Wrocławiu nie mogą być zadowoleni. Jagiellonia w piątek wygrała z Wartą Poznań i zbliżyła się do lidera na trzy punkty, a trzeci Lech ma pięć punktów mniej. Powodów do zmartwień jest więcej, bo urazy zgłosili dwaj ważni piłkarze Łukasz Bejger i Petr Pokorny.
Drużyna z Białegostoku zagra w następnej kolejce z Rakowem Częstochowa (czwarte miejsce w tabeli, osiem punktów straty i jeden mecz zaległy), który ma teraz bardzo trudny okres. W czwartek wygrał na wyjeździe ze Sturmem Graz, a za niecałe dwa tygodnie będzie podejmował w Sosnowcu Atalantę Bergamo.