Mariusz D. dochodził od STU Ergo Hestia SA naprawienia szkody w samochodzie. Miał polisę autocasco obejmującą też koszty natychmiastowej pomocy Hestia Car Assistance. Argumentował, że gdy w czerwcu 2003 r. deportowano go z Norwegii, pozostawił tam samochód z przyczepą kempingową. Po przybyciu do Polski prosił ambasadę Norwegii w Warszawie i konsula polskiego w Oslo o ustalenie, gdzie jest auto. Do Norwegii wysłał też brata, który odnalazł samochód i ustalił, że przywłaszczył go kolega Mariusza D., a następnie porzucił na jednym z parkingów. Auto było już zniszczone.
Mariusz D. zgłosił wówczas agentowi ubezpieczeniowemu konieczność odholowania samochodu do Polski. Usłyszał, że powinien najpierw poprosić norweską policję o zabezpieczenie go i udokumentowanie zniszczeń. Ta jednak tego nie zrobiła i auto zostało zdewastowane przez wandali.Mariusz D. kilkakrotnie zgłaszał szkodę, m.in. w call center Ergo Hestii, domagając się odholowania pojazdu. Ubezpieczyciel zrobił to dopiero po dwóch miesiącach od zgłoszenia. W tym czasie samochód uległ dalszym uszkodzeniom.
Mężczyzna, opierając się na zapisie ogólnych warunków ubezpieczenia (OWU), argumentował, że wielotygodniowa bezczynność ubezpieczyciela spowodowała poważne uszkodzenia pojazdu, więc powinien on ponieść pełną odpowiedzialność za szkody.
Ergo Hestia nie uznało roszczenia, dowodząc, że polisa nie obejmowała odpowiedzialności za szkody powstałe w wyniku kradzieży. Ponadto auto nie zostało należycie zabezpieczone, co powiększyło rozmiar szkody.
Sąd Rejonowy w Lublinie uznał roszczenie co do zasady za słuszne (sygn. I C 852/06)