Ta zasada obowiązuje w postępowaniu przed wszelkimi sądami. To wnioski z niedawnego wyroku Sądu Najwyższego (sygnatura akt V CSK 370/10).
Przekonała się o tym Anna S., poszkodowana w wypadku samochodowym. Nie mogła naprawić błędu popełnionego przy zawieraniu ugody z towarzystwem ubezpieczeniowym, w efekcie nie uzyska podwyższenia zadośćuczynienia za większy, niż pierwotnie sądziła, uszczerbek na zdrowiu.
Korzystała z pośrednictwa jednego z centrów odszkodowań (sp. z o.o.). Ów pośrednik zawarł w jej imieniu z towarzystwem ubezpieczeniowym, które przejęło (na podstawie polisy OC) odpowiedzialność za kierowcę wyłącznie winnego wypadku, ugodę, w której za 64 tys. zł odszkodowania zrzekła się wszystkich dalszych roszczeń mogących powstać w związku z tym wypadkiem.
Mniej więcej dwa lata później zawiadomiła towarzystwo, że uchyla się od skutków prawnych tej ugody, ponieważ zawarła ją pod wpływem błędu: gdy ją podpisywała, nie miała pełnej dokumentacji lekarskiej i dopiero później się dowiedziała, że jej uszczerbek na zdrowiu jest większy (60 proc.). Nie zdawała sobie nadto sprawy, że zamknie sobie drogę do dalszych roszczeń mimo niezakończonego leczenia.
W sądzie początkowo szło jej dobrze: sąd okręgowy uznał, że jej stanowisko przy ugodzie wynikało z nikłego rozeznania co do podejmowanych działań, uchyliła się zatem skutecznie od skutków ugody. A ponieważ w ocenie sądu odpowiednie zadośćuczynienie powinno wynosić 144 tys. zł, to po odjęciu wypłaconych 64 tys. zł zasądził jej resztę, czyli 80 tys. zł.