Lekarz Tadeusz Pasierbiński w skardze do Trybunału strasburskiego domaga się od państwa polskiego zadośćuczynienia za to, że nie zapewniło ustawowych gwarancji rzetelnych postępowań dyscyplinarnych w adwokaturze.
Sprawa zaczęła się od tego, że inny lekarz, którego działalność skrytykował, oskarżył go o zniesławienie. Dr Pasierbiński jako obrońcę zatrudnił katowickiego adwokata Jacka Ż. – W ogóle nie pilnował sprawy, przysyłał do sądu nieprzygotowanych aplikantów. Nie miałem faktycznie żadnej obrony – zarzuca lekarz.
Pięć lat sprawy
W 2006 r. zawiadomił rzecznika dyscyplinarnego katowickiej palestry. W 2008 r. sprawa trafiła do sądu adwokackiego, który orzekł, że Jacek Ż. złamał zasady etyki zawodowej. Nie uczestniczył w rozprawie, nie składał wniosków dowodowych, a skarżąc wyrok, złożył w terminie tylko część apelacji. Dostał 4 tys. zł kary.
Minął rok, kiedy orzeczenie podtrzymał Wyższy Sąd Dyscyplinarny, po kilku miesiącach Sąd Najwyższy przekazał sprawę do ponownego rozstrzygnięcia do WSD, a ten skierował ją znów do sądu I instancji. Karalność czynów adwokata już się jednak przedawniła. Ostatecznie sprawę umorzono w 2011 r.
Nietypowa skarga
Skargę do Strasburga Tadeusz Pasierbiński złożył z pomocą Fundacji Helsińskiej. O szansach trudno przesądzać, ponieważ nie jest typowa. Oskarżenie dotyczy państwa, które nie jest w sprawę bezpośrednio zamieszane. Odpowiadać ma za to, że nie zapewniło sprawnych procedur w palestrze. Choć to sądy samorządowe, prowadząc postępowanie przez pięć lat, naruszyły standard rozsądnego terminu rozpatrzenia sprawy, jaki ustanawia konwencja praw człowieka (art. 6). Adwokatura ma działać na rzecz ochrony tych praw, a to powinno oznaczać staranność i rzetelność działania jej organów. – Zamiast tego były błędy i opieszałość sądów korporacyjnych – twierdzi lekarz.