Inaczej mówiąc, ten z małżonków, który przejmuje przedsiębiorstwo, bierze je z długami, ale w rozliczeniu jakby ich nie było. Może to się wydawać niesprawiedliwe, ale takie są zasady, a najnowszy wyrok Sądu Najwyższego je potwierdza (sygnatura akt IV CSK 53/11).
Te zasady mają chronić wierzycieli przedsiębiorstwa (dostawców, kontrahentów), a sprawa rozliczeń między byłymi małżonkami to sprawa wtórna. Kwestia ta wynikła w sprawie o podział majątku wspólnego po rozwodzie między Bernardem i Danielą R. W skład ich majątku wspólnego wchodziło sporo wartościowych składników, z których najwartościowsze było przedsiębiorstwo.
Sądy niższych instancji pozostawiły przedsiębiorstwo byłemu mężowi, przyznały mu więcej aktywów: trzy samochody, punkty sprzedaży, zapasy towarów, należności krótkoterminowe firmy. Żona dostała dwie nieruchomości, dwa auta i meble, ale w sumie ok. połowy tego co mąż, więc sądy orzekły jeszcze dla niej dopłatę.
Podstawowym zarzutem skargi kasacyjnej byłego męża było to, że wadliwie wyliczyły one wartość przedsiębiorstwa. Dokonały mianowicie detalicznego zliczenia wchodzących w jego skład składników, zamiast przyjąć jego wartość rynkową (w całości), a co najważniejsze, zmniejszoną o długi firmy. Zmniejszały one o połowę wartość przedsiębiorstwa, gdyby więc je uwzględnić przy podziale, Bernard R. nic nie musiałby byłej żonie już płacić.
Sąd Najwyższy nie podzielił tego rozumowania, choć nie było ono dla niego zaskoczeniem. Jak wskazał w uzasadnieniu SN (sędzia sprawozdawca Antoni Górski), jeszcze przed kilku laty definicja przedsiębiorstwa z art. 55