[srodtytul](Nie)proste liczenie[/srodtytul]
Sprawa wydawała się prosta, wręcz rachunkowa: jedynym elementem spadku po matce było mieszkanie na warszawskim Muranowie, wykupione od Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. Wymagała policzenia: cena mieszkania razy 1/6 – bo tyle wynosił żądany zachowek (zachowek to połowa udziału spadkowego (w tym wypadku 1/2 x 1/3).
Tego samego dnia, kiedy matka podpisała umowę notarialną o wykupie mieszkania, spisała notarialny testament, w którym jedynym spadkobiercą uczyniła jedną z trzech córek, która z nią mieszkała i opiekowała się nią, a po wykupie wyremontowała mieszkanie. Gdy po śmierci matki jedna z pozostałych córek zażądała wypłaty zachowku, odmówiła, mówiąc, że mieszkanie tak naprawdę jest jej, bo to ona wyłożyła pieniądze na wykup. Co więcej, sąd I instancji wziął te wyjaśnienia za dobrą monetę.
Nie bez znaczenia była obecna sytuacja pozwanej, która jest teraz bezrobotna i nie ma z czego wypłacić całego zachowku. SO uznał mianowicie, że choć formalnie nabywczynią mieszkania była matka, faktycznie kupno następowało na rzecz tej jednej córki, czyli miało miejsce tzw. firmanctwo. Bez mieszkania właściwie nie było spadku, a jak nie ma spadku, to nie ma też zachowku. SO nie przeszkadzało, że mieszkanie wykupione było za kilka tys. zł (5 proc. ceny).
– Sama pozwana powiedziała przed sądem: „pożyczyłam pieniądze matce, która miała się ze mną rozliczyć”, zatem nie ma mowy o wykupie mieszkania na jej rzecz, lecz o pożyczce.
– Dziedziczenie jest fundamentalnym prawem, tymczasem moja klientka jest go pozbawiana – wskazywał pełnomocnik powódki adwokat Marcin Namaczyński.