Z tej możliwości skorzystał Tomasz Ł., przedsiębiorca budowlany, który nie zdołał wyegzekwować 120 tys. zł należności od kontrahenta – spółki budowlanej Interior, ani zanim ona upadła, ani tym bardziej od syndyka. Pozwał więc o zapłatę tej kwoty prezesa i wiceprezesa, z tym że do końca bronił się tylko prezes.
Sądy niższych instancji ustaliły, że spółka zaprzestała regulowania długów w połowie 2002 r. (choć nadal spłacała niektóre), ale zarząd, w tym nowy prezes, starał się ją ratować. Chodziło o wykonanie dużej inwestycji dla TVP. Udało mu się nawet uzyskać w listopadzie kredyt w wys. 2 mln zł, ale spółki nie uratował.
W tej sytuacji rada nadzorcza w grudniu podjęła decyzję o rozpoczęciu postępowania układowego, a zarząd złożył wniosek do sądu upadłościowego na początku 2003 r. Miał on jednak braki: błędnie wskazano zasady redukcji długów, a ponieważ zarząd nie wykonał wezwania sądu o ich usunięcie, więc sąd go zwrócił.
Dopiero jesienią 2003 r. sąd ogłosił upadłość na wniosek jednego z wierzycieli.
Sąd okręgowy uwzględnił starania nowego prezesa powołanego 2 czerwca 2002 r. Uznał, że w sytuacji, gdy główni kontrahenci spółki Interior, firmy z grupy PIA Piasecki, wpadli w tarapaty finansowe, jak zresztą prawie cała branża, moment wystąpienia do sądu upadłościowego został przesunięty na koniec roku, wniosek o układ wniesiono zatem niezwłocznie. Zwolnił więc zarząd z odpowiedzialności za długi spółki. W konsekwencji pozew oddalił.