Gdyby uznać, że profesor miała rację, należałoby przyjąć, że o wydarzeniach, które mają charakter historyczny, mogą się wypowiadać jedynie ich bohaterowie (co w wielu wypadkach nie jest już możliwe), zaś ocena współczesności należy do osób, za których świadomie doświadczanego już życia doszło do zdarzeń.
Czytaj także: Józef Iwulski - czy orzekał w stanie wojennym?
W chwili wprowadzenia stanu wojennego miałam rok i z oczywistych przyczyn nie interesowały mnie wydarzenia, które – dziś to wiem – nie tylko miały wymiar dziejowy, ale też jednym pozwalały na wykazanie się niezłomnością, innym – słabością charakteru. Historia zna więcej takich sytuacji.
W 1939 r. wydano w Trzeciej Rzeszy rozkaz uśmiercenia osób psychicznie chorych. Sędzia Lothar Kreyssig, dowiedziawszy się, kto koordynował akcję, złożył doniesienie o popełnieniu szeregu morderstw przez Philippa Bouhlera. Po zapoznaniu się zaś z dokumentem, z którego wynikało, iż pomysłodawcą eksterminacji chorych był Führer, sędzia oświadczył, że słowo Adolfa Hitlera nie jest dla niego żadnym prawem. Usłyszał, że nie może być sędzią w Niemczech, dlatego niedługo potem został przymusowo przeniesiony w stan spoczynku.
Sędziowie orzekający w czasie stanu wojennego, podobnie jak sędzia Kreyssig, mieli wybór – mogli sprawować dalej swój urząd lub odejść. Czyż od sędziów, zwłaszcza w skomplikowanych momentach dziejowych, nie mamy prawa oczekiwać niezłomności?