Przez media przetacza się dyskusja w sprawie publicznego ogłaszania wyroku na oskarżonych w aferze Amber Gold. Przedstawiając problem w pigułce, debata sprowadza się do tego, jak ocenić decyzję przewodniczącej składu, która od maja tego roku odczytuje – w zasadzie do pustej sali – pisemny wyrok obejmujący 60 tomów akt (każdy tom po 200 kart). Wyrok będzie odczytywany do września, trzy–cztery razy w tygodniu przez około siedem–osiem godzin.
Czytaj też: Sędzia od dwóch miesięcy czyta wyrok. Skończy we wrześniu
W mediach społecznościowych internauci szeroko komentują ten fakt. Przeważa opinia, że czytanie ponad 19 tysięcy nazwisk pokrzywdzonych i popełnionych na ich szkodę jednostkowych czynów to kompletny nonsens.
Już blisko sto lat
Osoby z tzw. branży (prawnicy) oburzają się jednak jakoś mniej, a jeśli już, to jako winowajcę tego koszmarnego absurdu wskazują obowiązujące przepisy lub rządzących, którzy są odpowiedzialni za istniejące regulacje prawne.
Trzeba powiedzieć, że przepis przewidujący obowiązek publicznego ogłoszenia wyroku (art. 418 § 1 kodeksu postępowania karnego z 1997 r.) jest identyczny w swojej treści z art. 366 § 1 kodeksu z 1969 r. i w zasadzie tożsamy z przepisem art. 373 kodeksu postępowania karnego z 1928 r. Zrzucanie winy za istniejące status quo na obecnego ustawodawcę jest albo wynikiem braku dostatecznej wiedzy, albo argumentacyjnym nadużyciem i wyrazem złej woli tych, którym jest znany fakt obowiązywania omawianego przepisu niezmiennie od blisko stu lat.