Siedzenie w domu ma swoje zalety. Nawet pracując zdalnie, można poświęcić trochę czasu – choćby tyle, ile zwykle zajmują dojazdy do i z pracy – na zaległe porządki, lekturę czy inne pożyteczne zajęcia. Większość „zdalnych" zachowuje się racjonalnie, ale już w trzecim tygodniu odosobnienia niejednemu przychodzą do głowy niemądre pomysły. Nie pochwalam ich, a np. historia zakażonego koronawirusem uciekiniera ze szpitala czy pewnego zdrowego człowieka kaszlącego na innych, by ich wystraszyć, to ekstrema. Czy jednak kwalifikują się na wniosek o areszt?
Pragnienie wyjścia z domu jest zrozumiałe, ale jeśli ktoś ma obowiązek przestrzegać kwarantanny, to przecież przymus pozostawania w domu nie ma na celu uprzykrzenia mu życia, lecz bezpieczeństwo ogółu. To kwestia odpowiedzialności każdego z nas. Dobrze, że większość policjantów kontaktujących się z osobami w kwarantannie prawidłowo rozumie swą rolę: nie mają być bezwzględnymi strażnikami uwięzionych, lecz troskliwymi opiekunami ludzi, którym może być potrzebna pomoc. Taka postawa dobrze wpływa na notowania policji, która w końcu musi się oderwać od peerelowskiego bagażu braku zaufania. Dzięki temu może w końcu ziści się wizja, w której mundurowy w pierwszej kolejności mówi: „w czym mogę pomóc?", a nie „proszę o dokumenty".
Do tego jednak jeszcze długa droga. Kolejnym krokiem na niej powinny być roztropność i umiar w stosowaniu przepisów i egzekwowaniu zakazów. Owszem, wprowadzanie ostrych rygorów ograniczających swobodę całego społeczeństwa powinno nastąpić w innym trybie niż rozporządzeniem ministra zdrowia czy nawet całego rządu. Od tego jest ustawa o stanach nadzwyczajnych. Zostawmy to jednak, bo przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się epidemii trzeba tu i teraz.
Czytaj także: Nowe obostrzenia: Samotny spacer z psem musi wystarczyć