Wizja kasandryczna, ale chyba całkiem realna. Już dziś na rynku funkcjonuje mnóstwo nadmiernie zadłużonych (przelewarowanych) firm, które koniec z końcem wiązały przez ostatnie lata jedynie dzięki niskim stopom procentowym i gotowości banków do refinansowania kredytów. Dla tzw. "zombie borrowers" najmniejsze nawet zmniejszenie przychodów pozbawić je może zdolności do zaciągania nowych kredytów na spłatę bieżących.
Jak zareagują zagrożeni przedsiębiorcy, jak zareagują ich wierzyciele, jak funkcjonować będzie szeroko rozumiane otoczenie prawne i system restrukturyzacji?
Pospekulujmy...
1. Przedsiębiorcy zagrożeni niewypłacalność lub już niewypłacalni, którzy za namową swych doradców „uciekną się" pod ochronę sądów restrukturyzacyjnych mogą być bardzo zawiedzeni. Jeszcze zanim świat usłyszał o koronawirusie system postępowań restrukturyzacyjnych był niewydolny, a to głównie za sprawą nadmiernego przeciążenia sądów. Przy ograniczeniu funkcjonowania sądów i poszerzającej się luce kadrowej (sędziowie też mogą chorować i też mają dzieci, których szkoły zamknięto!) niewydolność systemu może osiągnąć nieznane dotychczas rozmiary. Być może zyskamy kolejne niechlubne rekordy, a prowadzenie postepowania sanacyjnego przez 4 lata (tak, zdarza się to już teraz!) przestanie kogokolwiek dziwić.