Napięta sytuacja polityczna nieuchronnie wikła rozważania o sensie wprowadzania w Polsce stanu nadzwyczajnego w kontekst bieżącej rywalizacji przedwyborczej. Część publicystów i prawników widzi w tym rozwiązaniu prawny instrument pozwalający na przełożenie wyborów prezydenckich. Zgodnie z ustawą zasadniczą nie mogą się one odbyć w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu. Druga strona politycznego sporu oskarżana jest o to, że z premedytacją stanu nadzwyczajnego nie wprowadza, zwiększając tym szansę na reelekcję obecnego prezydenta. Głowa państwa pojawia się mediach jako symbol walki z pandemią, czym zyskuje sympatię wyborców, podczas gdy za kilka miesięcy spodziewany jest światowy kryzys i nastroje zapewne się pogorszą. Można odnieść wrażenie, że elekcyjny aspekt stanu nadzwyczajnego urasta do rangi głównego motywu decyzji w tej sprawie, a poboczne w gruncie rzeczy następstwo w postaci przełożenia wyborów staje się podstawową racją ich wprowadzania lub niewprowadzania. Niezależne od sympatii politycznych, rozważania nad stanem nadzwyczajnym prowadzone w ten sposób są stawianiem sprawy na głowie.
Stan nadzwyczajny należy interpretować w świetle aksjologii konstytucyjnej i pragmatyki działania ukierunkowanego na jak najszybsze przywrócenie normalnego trybu funkcjonowania państwa. Warto przypomnieć, że na gruncie obowiązującej ustawy zasadniczej wprowadzenie stanu nadzwyczajnego (w tym stanu klęski żywiołowej) jest możliwe, ale niekonieczne – co zdają się sugerować niektóre głosy – w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne okażą się niewystarczające.
Stan nadzwyczajny jest szczególnym reżimem prawnym efektem zastosowania przepisów prawa konstytucyjnego, a nie sytuacją, o której można mówić, że de facto zaistniała. Żadne zagrożenie militarne, polityczne czy naturalne nie tworzy stanu nadzwyczajnego w sensie, o którym tu mowa, a mogą jedynie dawać powód do rozważenie jego wprowadzenia.
Czytaj także: Stan nadzwyczajny, ale z ominięciem konstytucji