Covid-19 obnażył stan polskiego wymiaru sprawiedliwości i jego uzależnienie od czynnika ludzkiego oraz tradycyjnego doręczania listów sądowych. Wirus zamroził sprawy gospodarcze, a tym samym odebrał jedyny środek przymusu państwowego, jaki posiadał wierzyciel względem dłużnika. Stan taki nigdy więcej w przyszłości nie powinien się powtórzyć. Zmiany są niezbędne natychmiast. Chodzi o utworzenie elektronicznego sądu gospodarczego.
Wirus zabił kredyt
Brak realnej możliwości odzyskania długu według państwowej procedury to de facto zamrożenie kredytu kupieckiego i powrót do płatności z góry, bo każdy teraz będzie kumulował gotówkę i nikt nie odważy się zaryzykować wydania towaru, pracując na kilkuprocentowej marży. Znamienne są teraz także rozmowy najemców z wynajmującymi, którzy podczas negocjacji obniżki czynszu podnoszą od razu argument „to proszę mnie pozwać". Zresztą jeszcze przed stanem zagrożenia epidemicznego wizja procesu sądowego nie była straszna dłużnikom, którzy nagminnie w negocjacjach w sprawie płatności wykorzystywali perspektywę odzyskania długu dopiero za kilka lat, kpiąc ze skuteczności procedur sądowych i egzekucyjnych. Nadto z przykrością trzeba przyznać, że obecnych sądów powszechnych i obowiązujących procedur nie da się szybko zinformatyzować. Potrzebny jest nowy Elektroniczny Sąd Gospodarczy wraz z państwowym systemem wezwań do zapłaty.
Czytaj też: Na digitalizacji akt w sądach zyskaliby wszyscy
Polska ma coś unikatowego, czyli system elektronicznej komunikacji płatników (przedsiębiorców) z organami skarbowymi na bazie Jednolitych Plików Kontrolnych. Sam fakt wysyłania przez przedsiębiorców informacji o wystawionych fakturach i potwierdzenie tych faktur u drugiej strony przez system państwowy czyni tę bazę danych jedną z najbardziej bezpiecznych, którą trudno zmanipulować i uzyskać na jej podstawie nakazu zapłaty dla nieistniejącej wierzytelności.