Jeszcze przed wakacjami rząd chce zlikwidować 122 sądy rejonowe, w których orzeka do 14 sędziów. To 1/3 tych, które dziś funkcjonują. Reforma rządu nie utrudni jednak obywatelom dostępu do wymiaru sprawiedliwości. W miastach, w których dziś odbywają się rozprawy cywilne czy karne, drzwi do budynków sądowych nie zostaną zamknięte na kłódkę. Obywatele nadal będą mogli w nich dochodzić sprawiedliwości, dotychczasowe sądy rejonowe zmienią się bowiem w tzw. wydziały zamiejscowe.
Krótko mówiąc, dla obywatela nic się nie zmieni. Zmieni się natomiast, i to wiele, dla sędziów. W wydziałach zamiejscowych nie będą bowiem potrzebni prezesi, którzy dziś kierują sądami rejonowymi. Sędziowie zaś, którzy będą mieli mniej spraw, nie będą mogli wcześniej wychodzić do domu, ale np. przez dwa dni w tygodniu będą jeździli do sąsiedniej miejscowości, żeby tam wydawać wyroki, co dziś nie jest możliwe.
Granice miast wyznaczają linię podziału
Podobnie jak w przypadku decyzji rządu o zamrożeniu sędziowskich wynagrodzeń czy zmiany zasad przechodzenia w stan spoczynku, także zapowiedź zmian na mapie administracyjnej sądów pokazała, że sędziowie łatwo nie oddają swoich przywilejów i w każdej sytuacji zagrożenia głośno protestują. Zapowiedź rządu likwidacji najmniejszych sądów pokazała jednak coś więcej. Po zapowiedzi reformy sądownictwa gołym okiem widać, że sędziowie wcale nie są jednomyślni, a środowisko to jest mocno podzielone. W ich przypadku linia podziału przebiega po granicach największych miast.
Najgłośniejsze okrzyki przeciw przekształceniu niektórych sądów rejonowych w wydziały zamiejscowe wznoszą głównie sędziowie orzekający w małych miastach. Ci, którzy pracują w dużych miejscowościach, choć w obawie przed środowiskowym ostracyzmem nie chcą oficjalnie poprzeć reformy, to jednak po cichu kibicują propozycji rządu. Nie rozumieją bowiem, dlaczego oni mają w miesiącu do rozpoznania tyle spraw co ich koledzy po fachu w ciągu całego roku.
Ich argumentacja jest prosta. Skoro sędziowie bez względu na miejsce zamieszkania zarabiają tyle samo, to również bez względu na to, czy wydają wyroki w małym mieście, czy w dużej aglomeracji, powinni mieć, jeśli nie taką samą, to przynajmniej zbliżoną ilość pracy.