Likwidacja sądów rejonowych: Reforma rządu podzieliła sędziów

Nie jest prawdą, że całe środowisko sędziowskie jest przeciwne likwidacji najmniejszych sądów. Duże dysproporcje w obciążeniu pracą powodują, że niektórzy sędziowie po cichu kibicują propozycjom Ministerstwa Sprawiedliwości

Publikacja: 10.01.2012 07:35

Likwidacja sądów rejonowych: Reforma rządu podzieliła sędziów

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Jeszcze przed wakacjami rząd chce zlikwidować 122 sądy rejonowe, w których orzeka do 14 sędziów. To 1/3 tych, które dziś funkcjonują. Reforma rządu nie utrudni jednak obywatelom dostępu do wymiaru sprawiedliwości. W miastach, w których dziś odbywają się rozprawy cywilne czy karne, drzwi do budynków sądowych nie zostaną zamknięte na kłódkę. Obywatele nadal będą mogli w nich dochodzić sprawiedliwości, dotychczasowe sądy rejonowe zmienią się  bowiem w tzw. wydziały zamiejscowe.

Krótko mówiąc, dla obywatela nic się nie zmieni. Zmieni się natomiast, i to wiele, dla sędziów. W wydziałach zamiejscowych nie będą bowiem potrzebni prezesi, którzy dziś kierują sądami rejonowymi. Sędziowie zaś, którzy będą mieli mniej spraw, nie będą mogli wcześniej wychodzić do domu, ale np. przez dwa dni w tygodniu będą jeździli do sąsiedniej miejscowości, żeby tam wydawać wyroki, co dziś nie jest możliwe.

Granice miast wyznaczają linię podziału

Podobnie jak w przypadku decyzji rządu o zamrożeniu sędziowskich wynagrodzeń czy zmiany zasad przechodzenia w stan spoczynku, także zapowiedź zmian na mapie administracyjnej sądów pokazała, że sędziowie łatwo nie oddają swoich przywilejów i w każdej sytuacji zagrożenia głośno protestują. Zapowiedź rządu likwidacji najmniejszych sądów pokazała jednak coś więcej. Po zapowiedzi reformy sądownictwa gołym okiem widać, że sędziowie wcale nie są jednomyślni, a środowisko to jest mocno podzielone. W ich przypadku linia podziału przebiega po granicach największych miast.

Najgłośniejsze okrzyki przeciw przekształceniu niektórych sądów rejonowych w wydziały zamiejscowe wznoszą głównie sędziowie orzekający w małych miastach. Ci, którzy pracują w dużych miejscowościach, choć w obawie przed środowiskowym ostracyzmem nie chcą oficjalnie poprzeć reformy, to jednak po cichu kibicują propozycji rządu. Nie rozumieją bowiem, dlaczego oni mają w miesiącu do rozpoznania tyle spraw co ich koledzy po fachu w ciągu całego roku.

Ich argumentacja jest prosta. Skoro sędziowie bez względu na miejsce zamieszkania zarabiają tyle samo, to również bez względu na to, czy wydają wyroki w małym mieście, czy w dużej aglomeracji, powinni mieć, jeśli nie taką samą, to przynajmniej zbliżoną ilość pracy.

Trudno się z tymi argumentami nie zgodzić. Jak wynika z ostatniego raportu Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości "Wymiar Sprawiedliwości w Unii Europejskiej", w 2009 roku w Sądzie Rejonowym w Lesku sędzia karny miał rocznie do osądzenia zaledwie 120 spraw, podczas gdy w skali całego kraju – średnio powyżej 300, w najbardziej obciążonych sądach zaś powyżej 600. Na jednego sędziego Sądu Okręgowego w Krośnie przypadało rocznie zaledwie siedem spraw karnych, zaś w Tarnowie, Nowym Sączu oraz w Przemyślu niewiele więcej, bo około dziewięciu. W wielu małych miejscowościach przewodniczący wydziałów mają problemy, bo brak jest spraw dla zabezpieczenia sesji dla sędziego. Ich koledzy z dużych miejscowości stoją przed zupełnie innym problemem. Do kierowanych przez nich wydziałów wpływa taka liczba spraw, że boją się przydzielać kolejne sędziom, ci mają ich bowiem w swoim referacie tyle, że nie są w stanie nad nim zapanować, nie mówiąc już o sprawnym wymierzaniu sprawiedliwości.

Godna pensja, czyli dokładnie ile

Trudno zaakceptować tak nierówne obciążenie pracą. Tym bardziej że bez względu na to, czy sędzia ma do rozpoznania 10 czy 100 spraw w miesiącu, należy mu się taka sama pensja. I tu pojawia się kolejna, bardzo wyraźna linia podziału środowiska sędziowskiego.

Alternatywą dla likwidacji małych sądów mogłoby być uzależnienie pensji od ilości wykonanej pracy

Bez względu na to, czy sędzia pracuje w dużej czy małej miejscowości, jeśli zajmuje takie samo stanowisko, należy mu się identyczne wynagrodzenie. Jak żalą się osoby orzekające w największych polskich aglomeracjach, w praktyce więc mają kilka razy więcej pracy niż ich koledzy z prowincji, za którą realnie dostają niższe wynagrodzenia. Inna jest bowiem siła nabywcza pieniądza w dużym i małym mieście. Bardzo obrazowo przedstawił mi to kiedyś sędzia, którego spotkałem na korytarzu jednego z warszawskich sądów. Zapytany przeze mnie o to, czy jest zadowolony ze swojej pracy, odpowiedział: "Codziennie do pracy przyjeżdżam tramwajem, bo nie stać mnie na samochód, a po ośmiu godzinach orzekania zabieram do dwupokojowego mieszkania kupionego na kredyt na 30 lat pełną torbę akt, bo w pracy nie mam czasu na pisanie uzasadnień. Mój kolega ze studiów, który orzeka w sądzie w trzydziestotysięcznej miejscowości, do pracy wyjeżdża z nowego domu ładnym samochodem, a o godz. 16 gra z kolegami w piłkę, bo drzwi do sali sądowej dawno już za sobą zamknął".

Alternatywne rozwiązania mogłyby być bolesne

Słuchając takich opowieści nikt chyba nie powinien mieć wątpliwości, że taki stan rzeczy jest nie do zaakceptowania. Bardziej sprawiedliwy podział pracy pomiędzy sędziów powinien być i wydaje się, że jest, jednym z priorytetów nowego ministra sprawiedliwości.

Choć trzeba dyskutować nad tym, które placówki powinny zostać połączone, to jednak rządowe plany zmiany na mapie administracyjnej sądów wydają się konieczne. Alternatywą dla tego pomysłu mogłaby być bowiem zmiana zasad ustalania sędziowskich wynagrodzeń. Dziś zależą one od średniego wynagrodzenia w kraju i nie są w ogóle uzależnione od ilości pracy i siły nabywczej pieniądza w danej miejscowości.

Ciekawe, jak zareagowaliby sędziowie, głównie z małych miejscowości, którzy dziś głośno protestują przeciw likwidacji najmniejszych sądów, gdyby rząd wysłuchał ich apelu, ale w zamian za to wprowadziłby zasadę, że pensja sędziego zależy od ilości wykonanej przez niego pracy, albo od średniego wynagrodzenia, ale nie w kraju, tylko w miejscowości, w której orzeka dana osoba.

Więcej w serwisie:

Prawnicy, doradcy i biegli

»

Sędziowie i sądy

»

Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Długi weekend konstytucyjny
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Konstytucja 3 maja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Przedsiębiorcy niczym luddyści
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Szef Służby Więziennej w roli kozła ofiarnego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Gutowski, Kardas: Ryzyka planu na neosędziów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne