Mariusz Solarz: zawsze chciałem być in-housem

O nocnych dyskusjach z komornikiem oraz o związku matematyki i piłki nożnej z prawem opowiada dyrektor ds. prawnych Firmy Oponiarskiej Dębica, nagrodzony przez „Rz” tytułem Najlepszego Prawnika Przedsiębiorstwa 2011 r., w rozmowie z Katarzyną Borowską

Publikacja: 16.07.2012 09:45

Rz: Relacja ze sporu z PZU, w której pan bronił Dębicy, brzmi czasem jak film sensacyjny. Komornik sforsował drzwi do serwerowni, ale powstrzymał się od przełamania zabezpieczeń serwerów. Jaka była pana rola w tych zdarzeniach?

Mariusz Solarz, dyrektor ds. prawnych Firmy Oponiarskiej Dębica:

Broniłem dostępu do serwerów, przekonując go, że złamanie zabezpieczeń nie byłoby zgodne z prawem. Jeśli komornik przychodzi do spółki, to trzeba go oczywiście przyjąć, ale należy też pilnować, by przestrzegał przepisów i nie spowodował szkody dla firmy. Ingerencja w systemy informatyczne spółki mogłaby spowodować nawet przerwanie ciągłości produkcji, a przede wszystkim sprowadzić zagrożenie na pracujących w fabryce ludzi. Dlatego sytuacja była dla nas bardzo poważna. Co więcej, wszystko działo się w weekend, w piątek i w sobotę w nocy. Byłem wtedy wraz z zarządem za granicą. Na szczęście udało mi się przyjechać do Polski w sobotę, lecz do sądu mogliśmy się zwrócić dopiero w poniedziałek.

Komornik dysponował jednak orzeczeniem sądu, które pozwalało mu na wejście do Dębicy.

Tak, miał postanowienie dotyczące zabezpieczenia dokumentacji spółki. Jednak zakwestionowałem przed sądem to, czy przedmiotem zabezpieczenia mogą być dokumenty, które i tak powinniśmy przechowywać ze względu na przepisy podatkowe. Sąd przyznał nam rację. Komornik nie miał jednak najmniejszych podstaw do wglądu w nasze systemy informatyczne. I na szczęście udało mu się to uświadomić. Ostatecznie wyszedł z naszej firmy z trzema segregatorami kopii dokumentów. W poniedziałek zwróciliśmy się do sądu, który wydał postanowienie wstrzymujące egzekucję. Komornik już nigdy później nie zjawił się w spółce. To były chyba najtrudniejsze dni mojej pracy zawodowej.

Pamięta pan dzień, w którym rozpoczął się spór z PZU?

Zaczęło się od konferencji prasowej, podczas której padły pod adresem Dębicy oskarżenia dotyczące sprzedaży opon firmie Goodyear, która jest zresztą udziałowcem Dębicy. Mniejszościowy udziałowiec zarzucał nam, że sprzedajemy opony Goodyearowi po zaniżonych cenach.

Nie miał racji?

Nie, wszystkie sądy przyznały nam w tej sprawie słuszność. To, co sprzedajemy w Polsce, stanowi tylko 15 proc. całej produkcji. Większość eksportujemy, m.in. przez Goodyeara, co pozwala nam na maksymalną produkcję. Wyrok sądu potwierdził, że mamy rację, a wszystkie działania podejmowaliśmy zgodnie z prawem. Potwierdził, że relacje handlowe między Goodyearem i Dębicą są prawidłowe, a także przyznał nam rację w sporze z PZU dotyczącym wyboru audytora.

W sądzie reprezentowali Dębicę zewnętrzni prawnicy. Na czym polegała pana rola?

Zorganizowałem zespół, który zajmował się właśnie tą sprawą. Przygotowywałem dowody, całą dokumentację. Nie mogłem sam być pełnomocnikiem firmy przed sądem, ponieważ musiałem w tych sprawach występować jako świadek. Łączenie tych dwóch ról nie jest dopuszczalne. Poza tym trzeba znać swoje ograniczenia i swoje mocne strony. Dlatego poprosiliśmy o pomoc specjalistów od sporów sądowych. Mimo całego zamieszania firma wciąż działała i produkowała opony. Jednakże groziły nam spory zbiorowe z pracownikami, dlatego musieliśmy wszystko tak zorganizować, żeby dodatkowo nie komplikować sytuacji spółki.

Udało się to panu?

Tak. W tym gorącym okresie wynegocjowaliśmy nowy układ zbiorowy z pracownikami. Sądzę, że są z niego zadowoleni, o czym świadczy chociażby to, że nie mamy już spraw w sądzie pracy.

Dlaczego przestali pozywać spółkę?

Widocznie uważają, że firma działa dobrze i ich prawa nie są naruszane. Jeśli w firmie obowiązują jasne przepisy, pracownicy wiedzą, czego mogą się spodziewać – nie ma wielkiego pola do konfliktów.

To też pana sukces?

Tak to traktuję. Zresztą nie tylko z pracownikami nie mamy sporów w sądzie. Pomimo kilku kontroli Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów dotyczących przestrzegania przepisów antymonopolowych nigdy nie postawiono spółce żadnych zarzutów.

Odpowiada pan za to, co się dzieje w spółce. Czy nie zastanawia się pan czasem nad słusznością wyboru kariery prawnika przedsię- biorstwa? Czy nie lepiej byłoby pracować np. dla kancelarii?

Nie. Już kiedy kończyłem studia, wiedziałem, że chcę być in-housem.

Dlaczego?

Właśnie dlatego, że sam odpowiadam za duże przedsiębiorstwo. Wiem dokładnie, co się w nim dzieje, wiem, czego bronię. Zresztą właśnie podczas sporu z PZU było to bardzo widoczne. Wiedziałem, że umowy, których bronię, są właściwie skonstruowane – sam je wcześniej przygotowywałem. Byłem pewien, że mogę za nie ręczyć głową. W kancelarii ma się o wiele mniejszy wpływ na sprawy, którymi przychodzi się zajmować. Trzeba rozwiązać problem, który często wynika z działania innych. Poza tym zawsze interesował mnie biznes, mechanizmy, które nim rządzą. Jako prawnik przedsiębiorstwa zajmuję się także tym.

Od razu po studiach rozpoczął pan pracę w przedsiębiorstwie?

Nie, zaczynałem w Kancelarii Sejmu, współpracowałem z komisjami i klubami sejmowymi. Wiedziałem, że nie jest to praca, którą chcę wykonywać do końca życia. Ale uznałem, że warto zobaczyć z bliska proces ustawodawczy. Potem przeszedłem do kancelarii prawnej – też z przeświadczeniem, że chcę zdobyć wiedzę i doświadczenie, ale moim celem jest praca dla przedsiębiorstwa. Pierwszym było Lafarge Polska.

A jak trafił pan do Dębicy?

Zgłosiłem się na rekrutację, którą na stanowisko radcy prowadziła firma HR. Ówczesny prezes spytał mnie w trakcie rozmowy, czym mogę się wyróżnić na tle innych kandydatów. Powiedziałem, że ścisłym podejściem do prawa. Moi rodzice są inżynierami, mnie też widzieli na politechnice. Kończyłem klasę matematyczno-fizyczną. Prawo ma dla mnie dużo wspólnego z matematyką. W Polsce dominuje podejście humanistyczne. Tymczasem dla mnie to matematyka, logiczne myślenie. Zazwyczaj możemy zastosować więcej niż jeden z przepisów. Właśnie logika pozwala na prawidłowy wybór.

I tą matematyką ujął pan rekrutującego prezesa Dębicy?

Później dowiedziałem się, że matematyka była jego konikiem... Ale nie robiłem żadnego researchu przed tą rozmową. Po prostu mówiłem szczerze. Od tej pory minęło już niemal dziesięć lat, w tym czasie zostałem dyrektorem ds. prawnych.

Obecny prezes Dębicy podkreśla m.in., że nie jest pan osobą, która zajmuje się wyłącznie przepisami, że uczestniczy pan w rozmowach dotyczących koncepcji działań spółki. Taki pana zdaniem powinien być dobry prawnik przedsiębiorstwa?

Trzeba rozumieć biznes, który prowadzi dana firma, uwarunkowania, plany na przyszłość, możliwości rozwoju. Moim zdaniem nie ma innej możliwości. Koncepcje prawne powinny wpisywać się w ogólną strategię firmy.

Zarówno prezes, jak i współpracownicy mówią też o panu jako o zapalonym piłkarzu.

Tak. Piłka nożna to moje wielkie hobby. W młodości intensywnie uprawiałem ten sport, byłem nawet reprezentantem Polski juniorów. Miałem taki pomysł na życie, żeby zajmować się piłką nożną i studiować na Akademii Wychowania Fizycznego. Ostatecznie wybrałem prawo. Ale piłka uczy rzeczy, które są ważne także dla prawnika. Chociażby takich, że to, jaką decyzję podejmiemy w danej chwili, wpływa na cały zespół i że każdy błąd, własny czy kolegi, można naprawić – jeśli nie od razu, to w „kolejnym meczu".

Rz: Relacja ze sporu z PZU, w której pan bronił Dębicy, brzmi czasem jak film sensacyjny. Komornik sforsował drzwi do serwerowni, ale powstrzymał się od przełamania zabezpieczeń serwerów. Jaka była pana rola w tych zdarzeniach?

Mariusz Solarz, dyrektor ds. prawnych Firmy Oponiarskiej Dębica:

Pozostało 96% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem