Zastanawiam się, czy to w celach sondażowych, czy też na zasadzie polityki faktów dokonanych zaistniał medialnie temat modyfikacji studiów prawniczych. Liczne publikacje wybitnych publicystów prawnych na łamach rp.pl i innych gazet, stanowisko KRS, przedstawicieli naczelnych władz korporacji prawniczych, dziekanów wydziałów prawa czy wreszcie deklaracje reformatorskie minister nauki i szkolnictwa wyższego świadczą o doniosłości zagadnienia.
Zagadnienie dotyczy kształtu wyższych studiów prawniczych. Spotkałem stanowiska, że rzekomo już w maju minister wprowadziła „studia prawnicze à la bolognaise", po czym mijającej jesieni pojawiły się głosy, że tenże system studiów prawniczych został wprowadzony w sierpniu tego roku. A zatem w maju? W czerwcu? A może wcale ten system nie został wprowadzony. Prawdopodobnie za przepis wprowadzający w Polsce „bolońskie studia prawnicze" uznano przepis nowelizujący § 9 rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 5 października 2011 r. w sprawie warunków prowadzenia studiów na określonym kierunku i poziomie kształcenia (DzU nr 243, poz. 1445), wprowadzający ust. 4, wg którego przepisy ust. 1–3 stosuje się do jednolitych studiów magisterskich, które mogą być prowadzone na kierunkach studiów związanych z kształceniem w zakresie analityki medycznej, prawa, prawa kanonicznego, psychologii, teologii, aktorstwa, konserwacji i restauracji dzieł sztuki, realizacji obrazu filmowego, telewizyjnego i fotografii, reżyserii, grafiki, malarstwa oraz rzeźby. Zmianę wprowadziło rozporządzeniem z 23 sierpnia 2012 r. (DzU nr 166, poz. 983). Ze sformułowania „mogą być prowadzone" ktoś wyciąga zbyt daleko idący wniosek, że studia prowadzone na wymienionych kierunkach, w tym na prawie, nie muszą być jednolitymi studiami magisterskimi, że mogą być „studiami prawniczymi à la bolognaise", trwającymi np. 2,5 roku.
Bezkresna treść...
Studia prawnicze trwają pięć lat, a i to dla wielu jest okres za krótki. Cały problem polega na tym, że jak pisał Gustaw Radbruch, prawo jest dziedziną wiedzy wyjątkową, z którą maturzysta nie spotykał się w szkole średniej. Przyszły filolog, chemik, teolog, lekarz, historyk co nieco o swojej przeszłej profesji dowiedzą się w szkole średniej. Przyszły prawnik – nic. Wybierając studia prawnicze, wybiera „nieznaną treść zamkniętej szkatuły" – pisał Radbruch. Stąd te pięć lat studiów to minimum, by stać się prawnikiem, by tę nieznaną treść zgłębić. Dodam, że treść ta jest niemalże bezkresna...
Z tych interdyscyplinarny, czyli mieszający „pół na pół" różne kierunki studiów. System ten polega na tym, że po pięciu–sześciu semestrach student na zakończenie I etapu uzyskuje tytuł licencjata lub inżyniera i przejście tego pierwszego etapu pozwala mu na rozpoczęcie kolejnego, którego zwieńczeniem będzie uzyskanie tytułu magistra. Zaliczenie trzeciej fazy wyższej edukacji daje tytuł doktora.
Własne wybory
Studiowanie prawa przybiera różne oblicza. Bywa, że ktoś spędza po kilka semestrów na „hulance", by później nadrabiać zaległości ze skryptów... A ponieważ ma zdolność do szybkiego opanowywania materiału i koncentracji na egzaminie, jakoś sobie radzi.