Rz: Efekty reformy szkolnictwa wyższego po roku wdrażania wydają się mało satysfakcjonujące. Co potwierdza sama pani minister, ogłaszając kolejne założenia zmian.
Prof. Jerzy Woźnicki: Już po kilku miesiącach od wejścia w życie ustawy nowelizującej prawo o szkolnictwie wyższym w 2011 r. stało się oczywiste, że nadzwyczajny sposób i harmonogram prac w parlamencie doprowadzi do wielu uchybień i prawo trzeba będzie szybko nowelizować kolejny raz. Pani minister powołała w związku z tym zespół ekspertów ds. zmian w przepisach prawnych. Ogłoszone właśnie ministerialne założenia kolejnych zmian powstały jednak poza tym zespołem.
Mniej niż połowa z zapowiedzianych zmian to nasze propozycje. Dobrą propozycją jest możliwość uznania wiedzy zdobytej poza murami uczelni. Niektórych zmian nie popieramy, np. podporządkowania AWF ministrowi sportu, co prowadziłoby do pogłębienia resortowego rozdrobnienia uczelni ze szkodą dla systemu szkolnictwa wyższego.
Rewolucją miały być autorskie programy studiów, nastawione na efekty kształcenia. Uczelnie napisały nowe programy, ale w praktyce niewiele zmieniły. Tworzą nowe kierunki, ale pod posiadaną kadrę. Może należy odstąpić od krajowych ram kwalifikacji?
Krajowe ramy kwalifikacji (KRK) są potrzebne. Zmiany wprowadzone w 2011 roku zobowiązały uczelnie do tworzenia własnych, autorskich programów studiów, uwzględniających efekty kształcenia zgodne z KRK, obejmujące wiedzę, umiejętności i kompetencje społeczne, jakie student powinien zdobyć podczas nauki. Ramy nie mówią, czego i jak uczyć, ale wskazują, czego absolwent powinien się nauczyć. KRK zmienią myślenie o kształtowaniu programów, ale na to potrzeba czasu. Tymczasem uczelnie musiały w ciągu niespełna roku, tworząc obszerną dokumentację, szczegółowo opisać, czego studenta nauczą w czasie studiów. Błędem okazała się także biurokratyzacja wymagań związanych z opisem efektów kształcenia.