W największym uproszczeniu niezawisłość sędziowska, chroniona w Polsce przepisami Konstytucji RP i ustaw takich jak Kodeks postępowania karnego, fundament Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności sprowadza się do tego, że sędzia – podczas orzekania – podlega wyłącznie Konstytucji i ustawom. A mówiąc językiem bardziej zrozumiałym – kieruje się tylko przepisami prawa i wewnętrznym przekonaniem. Bo każdy sędzia ma swoje przekonania.
To nie tylko ustawowa gwarancja, lecz także wewnętrzna niezależność sędziego mocno zakorzeniona w prawie sprawia, że pozostaje obiektywny wobec stron i uczestników postępowania, że zachowuje niezależność od władzy wykonawczej, że będzie samodzielny i niepodatny na opinie mediów i polityków. Tak rozumianą niezawisłość należy chronić. Strzec jej jak oka w głowie.
Dywanik, na dywaniku
Dywanik to taki przedmiot. Może być łazienkowy albo samochodowy. Dywanik – jako rzeczownik – jeśli występuje razem z czasownikiem wzywać – ma całkiem odmienne znaczenie. Anglicy, odwieczni mistrzowie tworzenia idiomów wymyślili zwrot call on the carpet, czyli zaproszenie na dywan. W Polsce dywanik zastąpił dywan.
Niektórzy chcieli, by na dywaniku ministra Sikorskiego wylądował nuncjusz papieski
Wezwać kogoś na dywanik oznacza obowiązek pokornego tłumaczenia się podwładnego przed przełożonym. Taka rozmowa, na ogół mało przyjemna, rzadko kiedy ogranicza się do zwrócenia uwagi. Wezwanemu można nawtykać, nawrzucać, a nawet wymóc na nim, by więcej tak nie robił, bo to się może źle skończyć. Dla niego oczywiście. Na dywaniku ministra spraw zagranicznych Argentyny wylądował jakiś czas temu brytyjski ambasador. Minister domagał się od ambasadora wyjaśnień w sprawie nadania przez rząd JKM spornej części Antarktyki imienia królowej Elżbiety. Na dywanik posłowie Solidarnej Polski chcieli wezwać ministra sportu Joannę Muchę. Chyba chcieli ją pouczyć, może chcieli wyjaśnień.