Reklama

Stępiński: Niezawisłość sędziowska i dywanik

Przez wiele lat żyłem w przekonaniu, że wzywanie sędziów na dywanik skończyło się po czerwcu 1989 r. Myliłem się – pisze adwokat

Aktualizacja: 27.01.2013 08:30 Publikacja: 24.01.2013 09:31

W największym uproszczeniu niezawisłość sędziowska, chroniona w Polsce przepisami Konstytucji RP i ustaw takich jak Kodeks postępowania karnego, fundament Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności sprowadza się do tego, że sędzia – podczas orzekania – podlega wyłącznie Konstytucji i ustawom. A mówiąc językiem bardziej zrozumiałym – kieruje się tylko przepisami prawa i wewnętrznym przekonaniem. Bo każdy sędzia ma swoje przekonania.

To nie tylko ustawowa gwarancja, lecz także wewnętrzna niezależność sędziego mocno zakorzeniona w prawie sprawia, że pozostaje obiektywny wobec stron i uczestników postępowania, że zachowuje niezależność od władzy wykonawczej, że będzie samodzielny i niepodatny na opinie mediów i polityków. Tak rozumianą niezawisłość należy chronić. Strzec jej jak oka w głowie.

Dywanik, na dywaniku

Dywanik to taki przedmiot. Może być łazienkowy albo samochodowy. Dywanik – jako rzeczownik – jeśli występuje razem z czasownikiem wzywać – ma całkiem odmienne znaczenie. Anglicy, odwieczni mistrzowie tworzenia idiomów wymyślili zwrot  call on the carpet, czyli zaproszenie na dywan. W Polsce dywanik zastąpił dywan.

Niektórzy chcieli, by na dywaniku ministra Sikorskiego wylądował nuncjusz papieski

Wezwać kogoś na dywanik oznacza obowiązek pokornego tłumaczenia się podwładnego przed przełożonym. Taka rozmowa, na ogół mało przyjemna, rzadko kiedy ogranicza się do zwrócenia uwagi. Wezwanemu można nawtykać, nawrzucać, a nawet wymóc na nim, by więcej tak nie robił, bo to się może źle skończyć. Dla niego oczywiście. Na dywaniku ministra spraw zagranicznych Argentyny wylądował jakiś czas temu brytyjski ambasador. Minister domagał się od ambasadora wyjaśnień w sprawie nadania przez rząd JKM spornej części Antarktyki imienia królowej Elżbiety. Na dywanik posłowie Solidarnej Polski chcieli wezwać ministra sportu Joannę Muchę. Chyba chcieli ją pouczyć, może chcieli wyjaśnień.

Reklama
Reklama

Niektórzy chcieli, by na dywaniku ministra Sikorskiego wylądował nuncjusz papieski. Czy w demokratycznym państwie prawnym można wezwać na dywanik sędziego?

Byłem w błędzie

Przez wiele lat żyłem w przekonaniu, że wzywanie sędziów na dywanik skończyło się po czerwcu 1989 r. Że pomiędzy niezawisłością i dywanikiem, przynajmniej w sprawach związanych w wydawaniem wyroków przez sądy, nie ma i nie może być żadnego związku. Myliłem się.

Lata minęły, a ciągoty do wzywania sędziów na dywanik pozostały. Nie dawniej jak kilka dni temu sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku pozwolił sobie ogłosić następujący pogląd polityczno-prawny: „Sędzia Tuleya zrobił prawdziwy polityczny show. Na miejscu jego przełożonych wziąłbym go na dywanik i powiedział, jakie jest miejsce sędziego".

Gdyby podobny pogląd wyraził małorolny, powiedziałbym trudno, wiedza trafia pod strzechy z opóźnieniem. Gdyby tak powiedział górnik lub pielęgniarka powiedziałbym, że świadomość prawna społeczeństwa jest niska. Gdyby tak powiedział świeżo upieczony absolwent prawa, zarządziłbym audyt jakości nauczania na uczelni, która dała mu tytuł magistra. Jeśli taką herezję głosi emerytowany sędzia Trybunału Konstytucyjnego, nie powiem nic.

Kliknąłem, przeczytałem, zaniemówiłem.

Niedowiarków odsyłam na stronę internetową wpolityce.pl, która reklamuje się sloganem „uczciwy punkt widzenia, najsilniejszy portal po stronie prawdy.

Reklama
Reklama

Krzysztof Stępiński jest warszawskim adwokatem

Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy minister Żurek idzie na rympał?
Opinie Prawne
Stanisław Szczepaniak: Ratowanie tonącego szpitala to nie znachorstwo
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Matka-Polka, ojciec bezpaństwowiec
Opinie Prawne
Marek Kutarba: Czy prezydent kupuje głosy na koszt naszych dzieci
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Cel uświęca środki, czyli jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego
Reklama
Reklama