1. Nie należy nazywać reformą zniesienia mniejszych sądów (które nie obsługują przecież mniejszych obywateli), ponieważ nie ma to nic wspólnego ze sprawnością postępowania. Należało bowiem zacząć od uproszczenia procedur, zmiany przepisów dotyczących delegacji sędziów, powierzenia nadzoru nad sądami I prezesowi SN, który o wiele głębiej mógłby sięgać w kwestie organizacyjne bez narażenia się na zarzut niekonstytucyjnych poczynań. Nie zauważyłem też żadnych oszczędności, które wynikałyby ze zniesienia Sądu w Miastku. Liczba sędziów funkcyjnych się nie zmieniła. Obniżyła się nieco jakość obsługi obywateli w związku z tym, że w Miastku nie ma księgowości i wszelkie rachunki przesyłane są do realizacji do Sądu w Słupsku. Realizacja tych rachunków (zwrot utraconych zarobków świadków czy wynagrodzenie biegłych) z natury rzeczy przebiega nieco wolniej niż przed 1 stycznia 2013 r.
2. Miastko jest oddalone od Słupska o prawie 60 km i w związku z tym trudno zarządzać z tej odległości ok. 35 pracownikami jednostki w Miastku.
3. Wydziały zamiejscowe i siedzibą sądu to zupełnie różne pojęcia ustrojowe i w związku z tym nie sposób twierdzić, że jakość zarządzania jest taka sama.
4. Jako że w Miastku nie ma prezesa, to obywatele chcący złożyć skargę np. na sędziego czy sekretarza muszą udać się do Słupska. W tym kontekście mieszkańcy Gminy Koczała przed 1 stycznia 2013 r. do siedziby sądu mieli średnio licząc 15 km, a teraz 75 km i to w rejonie strukturalnego bezrobocia i przy braku bezpośrednich połączeń komunikacyjnych.
5. Sąd w Miastku powstał w połowie 2004 r. Aktualnie w Miastku pracuje 5 sędziów i 2 referendarzy, a ilość spraw jest zdecydowanie większa niż w chwili tworzenia jednostki w 2004 r. Jeden minister tworzy sąd, a drugi likwiduje go po kilku latach. Brak logiki jest bardzo widoczny.