W rankingu wolności fiskalnej Polska jest na 108. miejscu na świecie na 185 krajów. Do wyliczenia tego wskaźnika wykorzystuje się trzy wielkości: najwyższą stawkę podatkową podatku PIT (w Polsce 32 procent), najwyższą stawkę podatku CIT (19 procent) i udział wpływów z podatków w PKB.
Okazuje się, że w 107 krajach świata fiskus jest mniej pazerny niż w Polsce. W tej kategorii najbardziej opresyjne fiskalnie są rozwinięte kraje w Europie Zachodniej, które musiały znacznie podnieść podatki, aby sfinansować europejski model socjalny, właśnie rozpadający się na naszych oczach.
Wysokie są również podatki w innych krajach rozwiniętych, Stanach Zjednoczonych, Australii, Japonii. Na razie do tej kategorii spośród krajów rozwiniętych nie załapały się Kanada i Irlandia oraz tygrysy azjatyckie, gdzie fiskalizm jest na umiarkowanym poziomie.
Autorzy rankingu powinni przemyśleć stosowaną metodologię, ponieważ w coraz większym stopniu rządy finansują się w taki sposób, że nie podnoszą podatków teraz, ale zaciągają zobowiązania, które doprowadzą do drastycznego podniesienia podatków w przyszłości.
Do tych działań należy kreatywne budżetowanie, na przykład finansowanie wydatków rządowych przez pozabudżetowe fundusze celowe, których długi będą spłacane z wyższych podatków. To także przejadanie oszczędności emerytalnych, czyli skok ministra Sami Wiecie Którego na drugi filar emerytalny. Słabością tego rankingu jest koncentracja na podatkach i ignorowanie składek ZUS, a przecież wiadomo, że to właśnie państwowe fundusze emerytalne mają największe deficyty i rosnąca opresja fiskalna w przyszłości będzie wynikała również z podwyżek składek ZUS, a nie tylko z rosnącej krańcowej stawki PIT czy CIT.